|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cassie
|
Wysłany:
Wto 22:56, 21 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
To też się pałęta na kilku forach. To mój pierwszy w życiu fick, ale i tak wolę drugi, czyli Grzyba XD Niektóre osoby też go znają, a nie zaznajomionych zapraszam do czytania. Ale ostrzegam: robicie to tylko i wyłącznie na własne ryzyko XD Wybaczcie, że ta część taka krótka, no ale cóż... Have fun!!^^
Część I
Ziemia. Zielona (jak kto woli - błękitna XD) planeta tętniąca życiem. Jej mieszkańcy żyją w umiarkowanym pokoju (nie licząc państw nad Zatoką Perską) Nie przypuszczają, że niedługo zdarzy się coś niezwykłego. Coś, co na zawsze odmieni ich dotychczasowe życie.
* * *
Sierpień. Miesiąc kojarzony głównie z wakacjami - czasem relaksu i zabawy. Ale nie wszyscy mogli odpoczywać i opalać ciała na brąz.
Tyson i jego drużyna w pocie czoła trenowali do tegorocznych mistrzostw. Kai jak zwykle dawał im niezły wycisk. Po 6 godzinach morderczych ćwiczeń pod czujnym okiem Pana Doskonałego - jak to miał w zwyczaju zwać go Tyson (oczywiście, gdy ten nie słyszał) - zbierali siły na kolejną męczarnię, jaka czekała na nich następnego dnia. W treningach brali udział wszyscy prócz Hilary, która wyjechała na wczasy zdając chłopaków na łaskę i niełaskę niebieskowłosego.
- Jak ja jej zazdroszczę!!! - mawiał granatowowłosy, gdy Kai wyciskał z nich siódme poty.
- Nie jęcz. Jeszcze mi podziękujesz. - strofował go kapitan.
* * *
Tego wieczoru chłopcy skończyli trening później niż zwykle. Byli tak wypompowani, że ledwo łazili. Cała szóstka zatoczyła się do salonu, a Tyson ostatkiem sił włączył telewizor.
- Scully, za tobą!!! - usłyszeli.
- Ludy... Nie ma nic lepszego? - jęknął granatowowłosy i zaczął przerzucać kanały w poszukiwaniu czegoś bardziej godnego uwagi. Niestety, nie znalazł. Przełączył z powrotem na "Z Archiwum X".
Nagle do uszu całej gromadki doszło głośne "Buurrrkk...".
- Co to? Grzmi? - zaniepokoił się Kenny.
- Nie. To mój brzuch daje o sobie znać. - odparł Tyson. Na te słowa wszyscy prócz brązowookiego zaliczyli glebę.
- Chłopie! Opanuj się z tym żarciem!!! - warknął Ray.
- No co? To nie moja wina. - żachnął się granatowowłosy. - Po dużym wysiłku zawsze głodnieję. Zwłaszcza teraz, gdy Kai wyciska z nas siódme poty. - tu spojrzał na niebieskowłosego. Kapitan nic nie odpowiedział, ale jego wzrok wlepiony w Tysona mówił jedno "Gorzko tego pożałujesz"
Nastała niezręczna cisza. Spokój rozpraszały tylko krzyki pary agentów FBI, którzy walczyli z zielonymi ludzikami^^; oraz Max duszący się ze śmiechu. W końcu Tyson zabrał głos.
- Ech... Róbcie co chcecie, ja idę wrzucić coś na ruszt.
- Ta... Hłe, hłe, hłe!!! Tylko zostaw coś myszom, żeby nie zginęły śmiercią głodową. - zarechotał blondynek.
- Bardzo śmieszne! Normalnie boki zrywać. - prychnął brazowooki i skierował się ku kuchni. Reszta ekipy (prócz Kaia, który złożył ręce na piersi i udawał, że go nie ma) powróciła do oglądania przygód Muldera i Scully. Jednak nie było im dane skończyć.
- Przepraszamy państwa za przerwanie programu. - usłyszeli głos spikera. - Podajemy wiadomości z ostatniej chwili.
- Co się dzieje? - spytał Tyson wpadając jak burza do pokoju.
- Jak będziesz tyle hałasował, to na pewno się dowiemy! - warknął rubinowooki. - A teraz słuchaj.
- W kilku miejscach na naszym globie pojawiły się piktogramy w zbożu. Dokładnie jest ich osiem. Naukowcy badają to zjawisko. Wielu sceptyków twierdzi, że kręgi są dziełem człowieka. Sądzą, że grupa ludzi wciagu jednej nocy wygniotła deską te znaki. Zdaniem innych piktogramy są dziełem obcej cywilizacji. Czy to prawda? Wkrótce pewnie dowiemy się prawdy. A teraz dalsza część programu. Życzę mi... - nie usłyszeli końca, gdyż Kai wyłączył telewizor.
- Co za bzdury! Obca cywilizacja - też coś!!! - zakpił.
- Czego tak mówisz?! - oburzył się granatowowłosy. - A jeśli kosmici istnieją? I przylecą tu, żeby podbić nasza planetę? Albo będą porywać Ziemian i przeprowadzać na nich eksperymenty?
- Wiesz na czym polega twój problem, Tyson? Za dużo mówisz!! - odpowiedział niebieskowłosy, po czym zwrócił sie do wszystkich. - Idźcie wcześniej spać. Radzę dobrze wypocząć, bo jutro wcześniej zaczynamy trening. Uprzedzam, że będzie cięższy niż zwykle. Trzeba wam wybić z głowy zielone ludziki. - dodał i udał sie do siebie. Reszta, przybita słowami kapitana, poszła w jego ślady.
* * *
Na wzgórzu za miastem, w promieniach zachodzącego słońca, stała jakaś postać. Była to dziewczyna, na oko miała szesnaście lat. (na oko to chłop w szpitalu umarł dop. Cass) Ubrana była w czarny T-shirt sięgający do pępka, dzwono-podobne oliwkowozielone bojówki i czarne glany. Na rękach miała czarne, skórzane rekawiczki bez palców. Włosy koloru miedzi, zwiazane czarną wstążka w koński ogon, lekko falowały na wietrze. Uporczywie wpatrywała się w niebo dużymi, zielonymi oczami, tak jakby czegoś wypatrywała.
- Zbliżają się. Już czas. - szepnęła i udała się w stronę miasta.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 13:19, 22 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! Ten boski fick na fanzinie. TAAAAAAAAAAK to było jedno z moich marzeń. KOMENTUJCIEEEEEEEE BO jak nie to poczujecie SIŁE ADMINA XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Śro 14:42, 22 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Tak, tak. Komentować, bo nie będzie kolejnych części A ja w buntowaniu się przeciw całemu światu jestem ekspertem XD
Pozdro!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Śro 16:07, 22 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Czytałam. Znam. Lubię.
Koniec.
Ostatnio strasznie spamuje. Ale nie mam weny do komentarzy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Sob 11:15, 25 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Nie chce mi się nic pisać na wstępie, więc przechodzę do rzeczy.
Have fun!!
Część II
Następnego dnia odbył się obiecany trening. Na rozgrzewkę przebiegli 10 km. Następnie przyszła kolej na skłony, pompki i przysiady. Gdy Kai stwierdził, że są gotowi, przeszli do głównego punktu programu.
- No jazda!!! Nie ociągać się!! - strofował ich kapitan. - Tyson, wysil się trochę!!! Korona ci z głowy nie spadnie!! - wydarł się na granatowowłosego. Z resztą dręczył go bardziej niż resztę. "Odwdzięczał" się za wczorajszą zniewagę.
- Kai, przystopuj trochę. - jęczał brązowooki. - Może byśmy coś zjedli?
- Żadnych nieplanowanych przerw! - odparł niebieskowłosy. - Zjecie coś jak skończymy.
- Ale... - zaczął Daichi.
- Żadnych ale!!! I bez dyskusji!! - wkurzył się rubinowooki. Wyglądało na to, że nikt nie ma nic przeciwko. Jednak...
- Argh...!!! Mam tego dość!! - krzyknął Tyson. - Słuchaj Kai!! Czego ty od nas chcesz, co?
- Czego chcę? Chcę, żebyście wzięli się do roboty jak należy!! Za dwa tygodnie mistrzostwa! Chyba chcecie je wygrać, nie? A może wam nie zależy?
- Owszem, zależy! - tym razem głos zabrał Ray. - Ale za dużo od nas wymagasz!! Chcesz byśmy tu popadali jak muchy ze zmęczenia? Nawet nam zjeść nie wolno, by nabrać sił!! Nie przesadzasz trochę?
- Ray ma rację. - dodał Szef. - Skoro mają tak ciężko trenować, to muszą stale dostarczać energię organizmom.
- To prawda!!! - wykrzyknęli chórem Max i Daichi.
- My chcemy jeść!!! - oświadczył granatowowłosy.
- My chcemy jeść!! My chcemy jeść!!! - zaoponowała mu reszta. Kai zszokowany (jest takie słowo? dop. Cass) buntem drużyny miczał przez dłuższą chwilę.
- Heh... Chyba z wami nie wygram. - powiedział, a w kącikach jego ust czaił się delikatny uśmieszek. - No dobra, pójdziemy coś przegryźć, ale potem wracamy do ćwiczeń. Jasne?
- Jasne!!! Niech żyje Kai!!! - zawiwatowali wszyscy.
* * *
- Dziadku!!! Szykuj żarcie!!! - zawył od progu granatowowłosy.
- Nie drzyj się tak!!! Głuchy nie jestem!! - skarcił wnuka starzec. Reszta wybuchnęła śmiechem.
- Spoko dziadku. Co tak ostro?
- Ktoś musi tu utrzymać dyscyplię. A tak nawiasem, to co chcecie? Tosty? Naleśniki? A może kurczaka z frytkami i sałatką?
- Kurczaka!!! - usłyszał w odpowiedzi.
- Co ja? Mc. Donald? Poza tym nie ma kurczaka, bo zeżarliście przedwczoraj na obiad. Zrobię naleśniki.
- Łeee... - rozległ się głośny jęk.
- Żadne "łeee", bo skończy sie na tym, że nic nie dostaniecie. - zagroził dziadek.
- Heh, niech będzie. A mogą być z czekoladą? Cukier dodaje krzepy. (taa... kalorie rulezzz:P dop. Cass)
- Się zobaczy. - rzekł starzec i zniknął w kuchni. BBA Revolution udali się do salonu. Po chwili dotarło do nich skwierczenie oleju na patelni i wesołe pogwizdywanie.
* * *
Chłopcy siedzieli i gawędzili. A to o zbliżającym sie turnieju, a to o filmach, a to o dziwczynach (chyba nie muszę mówić, kto nie brał udziału w tym temacie:P), krótko mówiąc o wszystkim, co interesuje chłopaków w ich wieku.
- Dzieciaki, podano do stołu!!! - doszło do nich z kuchni.
- Tylko nie dzieciaki!!! - odkrzyknął granatowowłosy. - Jesteśmy już prawie dorośli.
- Dorośli?! Ja ci dam dorosłych!!! - staruszek zerwał się i zaczął ganiać wnuka wokół dojo. - Tyle lat cię wychowywałem, a ty tak mi się odwdzięczasz??!! Ja ci dam smarkaczu!!
- AAAAAAA!!! Wściekły dziadek!!! Ratuj się kto może!!! - wrzeszczał brązowooki. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Tyson!!! Nie wrzeszcz jak baba, bo robisz konkurencję okolicznym dziewczynom!! - zarechotał Max.
- Chu... Chu... To nie te lata. Za stary jestem na takie rzeczy. - wysapał staruszek zaprzestając pościgu. Ponownie głośny śmiech. Wszyscy wrócili do domu.
Tą sielankę ktoś obserwował zza ogrodzenia. Była to dziewczyna o miedzianych włosach. Po chwili wahania otworzyła furtkę i weszła na posesję Grangerów. Rozległ się dzwonek do dzwi.
- Ja otworzę!! - Tyson zerwał się z krzesła.
- Uważaj na... - BABACH!! Ray nie dokończył, gdyż granatowowłosy już leżał jak długi.
- Kto tu postawił te buty?! - wściekł się właściciel Dragoona.
- Ty! Zapomniałeś? - brązowooki klnąc w myślach poszedł otworzyć drzwi.
- Cześć! - usłyszał od progu.
- Eeee... Cześć. - wymamrotał zaskoczony. - W czym mogę pomóc?
- Szukam BBA Revolution. - odpowiedziała nieznajoma. - Z tego co wiem obecnie tu mieszkają.
- Ano mieszkają. A o co chodzi?
- Musicie mi pomóc.
- Pomóc? W czym?
- Niedługo się dowiesz. Muszę z wami porozmawiać.
- Z nami?
- Tak. Zwołaj resztę. A tak nawiasem, może zaprosiłbyś mnie do środka?
- A... No tak. Wybacz. Wejdź proszę. - speszył się granatowowłosy, a dziewczyna zachichotała.
- CHŁOPAKI!!! - wydarł się Smok, prowadząc gościa do salonu.
- Czego?! - usłyszał w odpowiedzi.
- Zbiórka w salonie! - odkrzyknął. Po chwili zjawiła się reszta ferajny.
- Człowieku, dopiero sam krzyczałeś, że chcesz jeść, a teraz innym nie dajesz! - jęczał Daichi i zerknął na zielonooką. - Kto to jest?
- To jest... Eeee... Właściwie jak ci na imię?
- No tak... Zapomniałam się przedstawić. Jestem Cassandra Tatopulos. (Godzilla robi swoje:P dop. Cass)
- Tutapolas? - powtórzył Kai.
- Ta - to - pu - los. - przesylabowała. - Ech... Mówcie mi po prostu Cassie.
- Zaraz, zaraz. Córka TEGO Tatopulosa??!! - wykrzyknął Kenny.
- Eee... O ile mi wiadomo, to innych Tatopulosów nie ma. - odrzekła miedzianowłosa.
- A niech mnie kogut strzeli!!! - Chief opadł pobladły na fotel.
- Szefie, o co chodzi z tym Putatolasem? - zapytał Kai.
- Profesor George Tatopulos to światowej sławy ufolog. Według jego teorii wszystkie bestie nie pochodzą z Ziemi. - wyjaśnił brązowowłosy.
- BitBeasty są dziełem inteligentnej rasy, która o tysiąclecia przewyższa nas technologicznie. Przylecieli na naszą planetę przed tysiacami lat. Nauczyli nas wyrabiać prymitywna narzędzia, pokazali do czego je wykorzystywać. Obcy zapoczątkowali rozwój naszej cywilizacji. Ludzie, jako prymitywne istoty, traktowali przybyszów jak bogów. To dało początek pierwszym religiom. Są autorami egipskich piramid, kamiennych słupów w Chinach, Wielkiego Muru, Chichen Itza w Meksyku. Związali się z uwczesnymi Ziemianinami, zaufali im. Według ojca zaufali nam do tego stopnia, że dali nam na przechowanie płytki przedstawiające dziwne stwory, znane dziś pod nazwą BitChipy. Prawdopodobnie gdzieś tam, we Wszechświecie, prowadzili wojnę z inną cywilizacja i ukryli bestie na Ziemi, w Egipcie. Ale zawiedli się na nas. Zaczęliśmy wykorzystywać bestie do różnych, często niegodziwych celów. Dowiedzieli się o tym i teraz lecą tu, by odebrac bestie i się zemścić. - dokończyła zielonooka.
- A co my mamy z tym wspólnego? - zapytał Kai.
- Jesteście mistrzami świata, posiadacie najsilniejsze BitBeasty. Ziemia musi się bronić. Musicie mi pomóc rozwiązać ten problem kompromisem, tak, żeby było jak najmniej ofiar. Nie zaprzeczam, że czasem będzie trzeba użyć siły. Jesteście najlepsi, dlatego wybrałam was do walki, bo tu chodzi również o WASZE życie!! - wytłumaczyła Cassie.
- Chwileczkę... - wyjąkał Ray zszokowany tym, co przed chwilą usłyszał. - Ile lat temu wybudowali piramidy?
- Około 6 tys. lat temu. - odrzekło dziewczę. *GLEB* <wszyscy oprócz Daichi'ego, który dostał ataku czkawki^^>
- To niemożliwe!! - zbulwersował się Kenny. - Najstarsze piramidy pochodzą z okolic 2600 roku p.n.e.
- Własnie to jest przykład, jak są bardzo rozwinieci pod względem technologii. Naukowcy nie zdają sobie sprawy, jak są dalecy prawdy.
- A wiesz moze, kiedy nastąpi atak? - spytał Tyson, który jak nigdy dotąd milcząc słuchał, co mówią inni.
- Nie mam pojęcia. Ale z tego co się ostatnio dzieje, mam na myśli kręgi, wnioskuję, że nastąpi to w najbliższym czasie. Prawdopodobnie za kilka dni. Piktogramy są znakami nawigacyjnymi. W ich pobliżu będą lądować.
- Skąd to wszystko wiesz? Od ojca? - zapytał Daichi, który również do tej pory milczał.
Dziewczyna długo nie odpowiadała. Siedziała ze spuszczoną głową. Na spodniach pojawiły się drobne ślady po spływających łzach. W końcu się odezwała.
- Mój ojciec... - rzekła podnosząc wzrok. - Mój ojciec zaginął 2 tygodnie temu, wszelki ślad po nim przepadł. Tego wszystkiego dowiedziałam się przeglądając jego notatki. Dla mnie było to takim samym szokiem jak i dla was.
- Ja i tak nie wierzę w te brednie. Zielone ludziki - wielka zielona bzdura!!! - oznajmił Kai. Oczy wszystkich skierowały się w jego stronę.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Wto 14:02, 18 Kwi 2006, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Sob 12:38, 25 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
HA dwa nexty jednego dnia. Jak ja to kocham XDDDDDDD. Ty już tam wiesz co ja myśle o tym ficku. BIUTIWUL XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Sob 13:19, 25 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Dwa nexty, bo są już napisane XD ale dalej jakoś mi się nie chce pisać, ni "Końca", ni "Grzyba..." XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Sob 14:43, 25 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
No to niech Ci się zachce bo ja czekam na next :>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Czw 20:36, 02 Mar 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Macie tu part fri i się cieszta XD
Część III
W Cassie wszystko się zagotowało.
- Bzdura??!! - wykrzyknęła oburzona zrywając się z miejsca. - Bzdurą są te wszystkie wojny toczące się na świecie!!! Bzdurą jest głód i nędza dotykające mieszkańców Trzeciego Świata!!! Bzdurą jest skorumpowany rząd!!! Ale to nie jest bzdurą!!! Choćbyś pękł starając się nam to udowodnić, to i tak nie będziesz miał racji!!!
- A co się ma korupcja do kosmitów? - odparł niebieskowłosy obojętnym tonem.
- Eeee... No nic.^^' - wyjąkała zakłopotana. - Ale tak czy siak nie masz racji. Koniec kropka!!! - wypaliła i usiadła z powrotem na sofę.
- Tak, oczywiście. Chcecie, to jej pomóżcie, ale żeby potem mi żaden do mnie nie przychodził z płaczem, że zrobiła was w bambuko. - Cassie ledwo się powstrzymała, żeby nie wstać i mu nie przyłożyć.
- Kai, skąd ta pewność, że oszukuje? - spytał kapitana Tyson. Reszta mu przytaknęła.
- Słuchając tych wszystkich bajek, które próbowała wam wcisnąć. - odpowiedział niebieskowłosy. - To niemożliwe, żeby piramidy powstały tak wcześnie. Każde badanie by temu zprzeczyło. Rusz wreszcie makówką, Tyson. Przecież twój ojciec pracował w Egipcie i przyznałby mi rację.
- Wybacz, że ci przerwę Kai...
- Nie wybaczam. - Warknął rubinowooki.
- Wiesz... To akurat mi zwisa i powiewa. XP - dziewczyna odpowiedziała atakiem na atak. - Wracając do tematu. Mój ojciec pracował z twoim, Tyson.
- Co takiego?! - granatowowłosego na moment zatkało. - Bujasz.
- Nie wierzysz? To do niego zadzwoń. Zna mnie. Też tam byłam. Pomagałam przy wykopaliskach. - szmaragdowooka dumnie uniosła głowę.
- Zadzwoń, Tyson - nalegał Kai. - Zadzwoń i sam się przekonaj, że ta smarkata wiewióra chce nas zrobić w balona.
- Jak... mnie... nazwałeś? - wycedziła przez zęby, a jej oczy zabłyszczały złowieszczo. - Powtórz to! - brak odpowiedzi. - Głuchy jesteś? Powiedziałam: powtórz to!!! - cała trzęsła sie ze złości.
- Skoro nalegasz... Nazwałem cię smarkatą wiewiórą.- odparł beznamiętnie rubinowooki.
- Ty *pip,pip,pip,pip,pip* (tu posypały sie przekleństwa pod adresem Kaia ^^' dop. Cass) transwestyto!!! Jak śmiesz tak obrażać kobietę, ty... ty... wymalowany patafanie!!!!! - wrzeszczała próbując wyrwać się chłopakom, którzy powstrzymywali ją od rzucenia się i zabicia kapitana. - Jak jesteś mistrzem świata, to myślisz, że ci wszystko wolno?! O nie, mój panie, nie ze mną te numery.
- Jeśli nie chcesz, by cie obrażano, to przestań pleść te bzdury. - oznajmił niebieskowłosy patrząc współczujaco na szamocącą się dziewczynę.
- Puśćcie mnie...!!! Puśćcie!!! - wydarła się na trzymających ją chłopaków. Posłusznie puścili miedzianowłosą. - Chcesz, to możesz patrzeć, jak obca cywilizacja wyniszcza naszą planetę, jak giną twoi bliscy, przyjaciele. Chcesz to sam giń rozszarpywany przez twoje "zielone ludziki". Twój wybór. Ja nie zamierzam bezczynnie stać i patrzec na ich śmierć. Mam zupełnie inne plany na przyszłość. Chcę zdać maturę, pójść na studia, wyjść za mąż, mieć dwójkę dzieci i żyć długo i szczęśliwie. - wykrzyczała zbliżając się powoli do Kaia. Przy ostatnich słowach ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Chłopak wyszedł z pomieszczenia. Słychać było na górze kłapnięcie drzwiami. Zamknął się w swym pokoju. Pozostali dostali ataku szczękospadu. Szmaragdowooka nie ruszała się z miejsca. Stała z założonymi rękami i wpatrywała się w lustro w holu. Odwróciła sie na pięcie twarzą do reszty załogi.
- Czego dali mi imię Cassandra, a nie np. Cornelia - skrzywiła się. (Cassandra według greckiej mitologii była prorokinią, ale nikt nie wierzył w jej przepowiednie; dop. Cass)
- Oh my God. - ocknął się Tyson. - Teraz wiem, co sie dzieje, gdy ktoś cię wkurzy.
- Taaa... Lepiej nie ryzykować. - przyznał zszokowany Daichi.
- Nuuuuuuuuuuuudno tu. Włączcie TV. - oznajmiła Cass ziewając potężnie. Max drżącymi rękoma wziął pilota i włączył jakiś program. Właśnie leciały "Rozmowy w tłoku". Było coś o samotnych matkach, które byłe bite przez swych mężów i od nich uciekły. Był to tak pasjonujacy program, że wszyscy prawie usypiali. Ale zaraz się ożywili, gdy do ich uszu dobiegł głos spikera.
- Przepraszamy za kolejną w tym tygodniu przerwę w programie, ale mamy nieprawdopodobną wiadmość. Po tym, jak pojawiło się kolejnych pieć kręgów, nad kilkoma miastami położonymi w ich pobliżu, między innymi w Stanach Zjednoczonych, Europie, Chinach, Japonii i Egipcie tamtejsi mieszkańcy zauważyli dziwne świetliste kręgi na niebie.
- KAI!!!!!!!!!!!!!!!!!! - wydarł się Tyson. - MISTRZUUUU!!!!!!!!!!!!! - zawył. Niebieskowłosy w końcu zszedł do salonu.
- Czego chcesz? - zapytał wyraźnie poirytowany tym, że ktoś pamiętał o jego istnieniu. Nie otrzymał odpowiedzi. Wszyscy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w ekran. Odruchowo poszedł w ich ślady.
- Jak już mówiłem, kręgi pojawiły się około godziny 17 naszego czasu. Teraz, gdy jest grubo po 18, nad miastami zawisły świetliste obręcze. Ale według niektórych świadków pojawiły się o wiele wcześniej. Oto, co zarejestrowała turystyczna kamera w Kansas City. Jest godzina 7:00 tamtejszego czasu. Na filmie można zobaczyć lecącego ptaka. Nagle zderza sie z jakąś niewidzialną ścianą, spada na ziemię i ginie. - mężczyzna przerwał. Najprawdopodobniej otrzymał nowe informacje. - Proszę państwa, właśnie otrzymałem doniesienie o dziwnym, jak dla mnie, wydarzeniu. Oto przekaz z amatorskiej kamery nadającej przekaz na żywo poprzez satelity z urodzinowego przyjęcia w Yokayamie. Proszę sie przyjżeć. Okno domu wychodzi na ogród. Na prawo mamy jakieś krzewy, mniejsza z tym jaki gatunek. Ale chwileczkę... Coś się tam rusza. Niech no się... A niech mnie!!!! - spiker krzyknął z przerażenia. Z zarośli wyskoczyła jakaś postać. BBA Revolution przyjżeli się uważnie. Również się przerazili. To, co zobaczyli, wkrótce miało stać się ich najgorszym koszmarem...
To be continued...
Pardon, że takie krótkie, ale wiecie... Weny było brak i brak weny nadal XD
Pozdro!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Wto 12:49, 18 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Śro 17:18, 12 Kwi 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Żółwie, żółwiki i żółwiczki!!!! Cieszta się, bo "Koniec" powrócił, a raczej jego kolejna część. Wybaczcie, że taka krótka, ale ja nie umiem się rozpisywać tak, jak Kayako - chan.
Miłego (mam nadzieję) czytania!!
P.S. Czy ktoś zauwazył, że każda część wygląda, jakby opisywała jeden odcinek?
Część IV
Na ekranie telewizora pojawił się dziwny, ale jednocześnie budzący grozę osobnik. Z wyglądu przypominał mieszankę człowieka i gada. Postawę miał wyprostowaną, chodził na dwu nogach. I na tym kończyło się podobieństwo z gatunkiem Homo sapiens. Jego skóra pokryta była błękitną łuską, która mieniła się wszystkimi barwami tęczy. Miał ogromne, czarne, błyszczące oczy. Nie posiadał nosa. Na jego miejscu znajdowały się dwie szparki, tak jak u węży. Pod tym "niby nosem" znajdowała się wąska szczelina, która prawdopodobnie pełniła rolę otworu gębowego. Kończyny górne były nieproporcjonalnie długie, zakończone czterema, również długimi, palcami. Z lewej i prawej strony w okolicach dziewiątej pary żeber wyrastały macki. Stopy całkowicie pozbawione były palców.
Monstrum zwróciło swe ogromne oczy w stronę filmującego je kamerzysty. Wszystkim ogladającym zaparło dech w piersiach. Spiker zaczął się jąkać, ale i tak nikt go nie słuchał. Obcy zaczął zbliżać sie w stronę okna.
- UCIEKAJCIE!!! - wrzasnęła miedzianowłosa zrywając się z sofy i podbiegając do telewizora. - Słyszycie?! Uciekajcie!! - krzyknęła waląc pięściami w ekran. Błękitna istota była coraz bliżej i bliżej. Wyciągnęła swoją długopalczastą łapę w stronę obiektywu. BBA Revolution zdążyli zobaczyć tylko oślepiający błysk i usłyszeli krótki, przeraźliwy krzyk. Po policzkach dziewczyny potoczyły się dwie słone krople. Podniosła głowę. Ekran był cały zaśnieżony. To coć przerwało transmisję. Za moment pojawiła się pobladła ze strachu twarz spikera. Mężczyzna cały drżał. Nie był w stanie wyksztusić ani słowa. Podbiegła do niego jakaś kobieta i podała mu szklankę wody. Trzęsocymi sie rękoma odebrał szklankę i wypił duszkiem jej zawartość. Kobieta wyjęła chusteczkę i zaczęła ocierać mu pot z czoła. Ten jednak wstał i chwiejnym krokiem opuścił plan. Nastała niezbyt przyjemna cisza.
- Co to było do cholery?! - wydukał Kai, który jako pierwszy przerwał stan odrętwienia.
- Too... - jęknęła Cass. - To był jeden z tych twoich "zielonych ludzików". - powiedziała z trudem połykając ślinę. Wzrok miała wbity w podłogę. Miedziane pasma grzywki opadły na przerażone, szmaragdowe oczy. Włosy pod wpływem potu poprzyklejały się do czoła, które w jednej sekundzie z delikatnego różu stało się trupio blade. Dziewczyna z łoskotem osunęła się na ziemię.
- Cassie!!!!! - krzyknął Tyson podbiegając do miedzianowłosej. Kenny poszedł w jego ślady.
- Co jej jest, Szefie? - spytał zaniepokojony Ray.
- Nic... - odparł drżącym głosem brązowowłosy. - Nic... Po prostu zemdlała. - chłopcy odetchnęli z ulgą.
- Trzeba ją gdzieś położyć. - oznajmił Daichi.
- ==' <Tyson, Kai, Kenny, Ray, Max>
- Co ty nie powiesz? I sam na to wpadłeś? - powiedział ironicznie kapitan. Czerwonowłosy chłopak kiwnął twierdząco głową.
- Dobra, to kto ją zaniesie na górę? - spytał szafirowooki.
- A nie możemy po prostu położyć jej tu, na sofie? - rzekł niebieskowłosy krzyżując ręce na piersi.
- No chyba cię główka piecze!!! - odparł brązowooki pukając się palcem w czoło. - Przecież tu nie ma miejsca, a sofa jest za mała. Dobra, głąby. Kto mi pomoże zanieść ją na górę? - nie otrzymał odpowiedzi. Rubinowooki przewracając oczami podszedł do bezwładnego ciała dziewczyny i wziął ją na ręce. Oczy wszystkich zebranych skierowały się w jego stronę.
- Co się tak gapicie? - warknął. - Lepiej idźcie przygotować posłanie dla tej śpiącej królewny. - reszta druzyny posłusznie udała się na piętro. Rozłożyli materac, a Tyson wyciągnął zapasowy komplet pościeli. Niebieskowłosy ułożył Cassie na posłaniu, po czym wszyscy opuścili pokój zostawiając ją samą.
* * *
BBA Revolution udali sie do kuchni. Zastali tam dziadka zmywającego naczynia. Odwrócił głowę w ich stronę i lekko się uśmiechnął, jednak widząc ich przybite spojrzenia, wszelka pogoda ducha uleciała gdzieś w nieznane. Młodzieńcy usiedli przy stole.
- Co się stało? - spytał zatroskany.
- Lepiej nie pytaj. - odpowiedział smętnie chłopak w czapce. Starzec zmarszczył czoło.
- Nie martwcie się. - rzekł poważnie kładąc rękę na ramieniu wnuka. - Cokolwiek by się nie działo, poradzicie sobie.
- Taa... - mruknął Kai zakładając nogę na nogę.
* * *
Dwie godziny później.
Chłopcy nadal siedzieli w kuchni. Dali sobie spokój z treningiem. Po tym, co dziś usłyszeli i zobaczyli, odechciało im się wszystkiego. Stary Kinomiya przyrządził im kanapki. Myślał, że tym podniesie ich na duchu. Jednak nie poskutkowało. Kanapki leżały na talerzu nietknięte. Wszyscy siedzieli z rękami opartymi na stole. Gdy nagle...
- AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!! - doszło do nich z góry. Wszyscy jak jeden mąż zerwali sie na równe nogi i popędzili na górę. Jak burza wpadli do pokoju, w którym zostawili Cassie.
Część V
Dziewczyna stała na krześle z zapłakaną twarzą wskazując ręką na ścianę. Pozostali posłusznie skierowali spojrzenia w tamtą stronę.
*GLEB* <wszyscy bez wyjątku>
Przyczyną całego zamieszania okazał się...
- Pająk?! O_o - przez ułamek sekundy Pogromcy stali w osłupieniu, aby później ryknąć śmiechem, który z pewnością obudziłby nie jednego umarlaka. Nawet Kai zdobył się na niewielki uśmiech. Co jak co, ale ta sytuacja naprawdę wyglądała komicznie. Oto szesnastoletnia dziewczyna opatulona pledem (czyli po polskiemu kocem XD) stoi na krześle mając na stopach oślepiająco białe skarpetki, wrzeszczy w niebogłosy i trzęsie się jak galareta na widok zwykłego insekta. Chcąc nie chcąc ktoś musiał uratować biedaczkę z łap, a raczej odnóży, tej szkarady. A ponieważ tylko niebieskowłosy był w miarę w pełni świadom zaistniałej sytuacji, tak więc wziął z półki jakieś czasopismo należące do Tysona, podszedł do ściany i jednym ruchem ręki zakończył żywot ośmionożnego, włochatego potwora. Słychać było tylko obrzydliwe *PLAJT*. Ten dość paskudny odgłos sparawił, że rozlegający się wokół chichot ucichł.
- Kai, platfusie. Widzisz, co narobiłeś? Została mi plama na ścianie!! T_T - jęknął chłopak w czerwono-niebieskiej czapce. Kapitan całkowicie go zignorował i podszedł do szmaragdowookiej, która małozgrabnie (XD) zeszła z krzesła.
- Masz księżniczko. - powiedział pokazując jej resztki pajęczaka na gazecie. Dziewczyna wzdrygnęła się na ten widok i z wymalowanym na twarzy przerażeniem odskoczyła do tyłu. - Myślisz, że to zabawne, tak się drzeć z byle powodu??!! - wrzasnął rubinowooki. Był ostro wkurzony. Miedzianowłosa struchlała. - Żeby mi to było ostatni raz. Następnym razem nie licz na moją pomoc. - odwrócił się na pięcie i rzucając gazetę na podłogę opuścił pomieszczenie. Reszta w milczeniu patrzyła za odchodzącym. Tyson podszedł do ofiary brutalnej pajęczej napaści. XD
- Nie przejmuj się... On tak zawsze==' - powiedział poklepując szmaragdowooką po ramieniu.
- Taa... Właśnie widzę. Jak wy wytrzymujecie z takim czymś? - spytała.
- Kwestia przyzwyczajenia. - odparł Max.
*BUUUUUUUURRKK*
- O_o <Tyson, Ray, Max, Kenny, Daichi, dziadek>
- Chyba mi sie trochę zgłodniało^^' - rzekło dziewczę paląc sie ze wstydu.
*GLEB* <pozostali>
- Chodź z nami^^' Dziadek przygotuje coś do żarcia. - granatowowłosy popchnął Cass delikatnie w kierunku drzwi.
* * *
One hour later...
Prawie cała drużyna siedziała w kuchni. Prawie - brakowało kapitana, który nie pokazał się od czasu ośmionożnego incydentu. Ale w tym momencie całą swoją uwagę poświęcili gościowi o miedzianych włosach. Doznali niemałego szoku widząc, ile ta drobna osóbka potrafi w siebie wchłonąć. Stary Granger nie nadążął w przyżądzaniu coraz to nowszych dań. Jadła tyle co Tyson i Daichi razem wzięci, albo i więcej.
- Gdzie ci się to wszystko mieści? - spytał zszokowany Max.
- Tfo? - powiedziała z ustami wypchanymi spaghetti.
- No... TO!! - odparł blondynek wskazując palcem na żarcie.
- A... To... W brzuchu^^ - odrzekła beztrosko połykając ostatniego klopsika. - Pyszne!!*^^* - podsumowała wyciagając się na krześle i masując po wyraźnie pełnym żołądku.
Nastała długa, krępująca cisza, którą od czasu do czasu przerywały popiskiwania jakiejś a'la Mandaryny w radioodbiorniku. To niezręczne milczenie przerwał Ray.
- Więc to niebieskie coś...
- Błękitne!! - poprawił go Chief.
- ... błękitne coś było jednym z obcych, o których nam opowiadałaś? - dokończył kociooki.
- No chyba... - odparła niepewnie miedzianowłosa.
- "Chyba"?! Co to znaczy "chyba"? - dobiegło do nich z tyłu. Wszyscy odwrócili głowy w tamtą stronę. W wejściu do kuchni z rękoma splecionymi na piersi stał Kai.
- Nie wiesz, czy to są ci od bestii, czy jakieś inne cholerstwo? - z wyrazu na wyraz jego głos był coraz groźniejszy. Nie usłyszał odpowiedzi.
- Zadałem ci pytanie, więc z łaski swojej odpowiedz!! - nadal brak reakcji. Dziewczyna wbiła pusty wzrok w beżową terakotę, którą wyłożona była kuchnia.Kapitan nie wytrzymał. Podszedł do szmaragdowookiej.
- Nie wiem... - szepnęła cicho. - Ja nic już nie wiem...
- Ale to powinnaś wiedzieć. W końcu masz to we krwi!! - krzyknął niebieskowłosy.
- Co mam we krwi? Wiedzy się nie dziedziczy. Może to kręciło mego ojca, ale nie mnie. Teraz tego żałuję. Gdybym wcześniej więcej z nim rozmawiała, na pewno potrafiłabym odpowiedzieć na każde wasze pytanie. A przynajmniej na większość. - odparła dziewczyna.
- Sama mówiłaś, że przglądałaś jego notatki. Więc w czym problem?
- Tata rzadko coś notował. Większość informacji gromadził na dyskietkach. Próbowałam je odnaleźć, ale bez skutku. Przepadły tak samo jak on. - odparła łamiącym się głosem.
- To chociaż z tych zapisków powinnaś coś wiedzieć. - rubinowooki nie dawał za wygraną.
- Daj jej spokój Kai. Nie widzisz, że przechodzi teraz przez trudny okres? - Tyson próbował odciągnąć Kaia od dalszych dochodzeń.
- Hmm...? Kto ma okres? - spytał Daichi, który był kompletnie nie w temacie, bo do tej pory bezskutecznie próbował zliczyć palce u rąk.
*GLEB*<wszyscy>
- Ty masz, wiesz?==' - odparł zażenowany granatowowłosy.
- O_o Ja? Niemożliwe!! Mamusiu, ja nie chcę umierać!!! T_T - czerwonowłosy chłopaczyna wpadł w panikę.
- ==' <wszyscy>
- No comments... - powiedział Kenny. - Cass... Mogę się tak do ciebie zwracać? - miedzianowłosa kiwnęła głową na znak, że się zgadza. - Opowiedz nam coś o sobie. Nie wiem... Gdzie mieszkasz, czym się interesujesz...
Szmaragdowooka westchnęła i ukradkiem spojrzała na Kaia, który cały czas stał obok niej i patrzył na nią z wyrzutem.
- Kai, może usiądziesz z nami jak człowiek? - zaproponował Ray i podsunął mu krzesło. Niebieskowłosy zignorował ten gest i stał nadal. - Phi!! Nie to nie. Łaski bzy. - wzruszył ramionami złotooki.
- Naprawdę chcecie wiedzieć? No dobra. Powiem wszystko. - rudowłosa dziewoja oparła się wygodnie, wzięła głęboki oddech i zaczęła opowieść.
- No więc, jak pewnie już wiecie, nazywam się Cassandra Tatopulos. Choć tak naprawdę wolałabym odziedziczyć nazwisko po matce. Romanow bardzo ładnie brzmi. Jestem pół-rosjanką. Mieszkaliśmy w Moskwie. Ale gdy dziesięć lat temu mama zmarła, wyjechaliśmy do Stanów. Tata bardzo się załamał. Zamknął się w sobie, żył we własnym świecie. Całkowicie oddał się poszukiwaniom dowodów na istnienie inteligentnej, pozaziemskiej rasy. Jeździłam z nim po świecie biorąc udział w różnego rodzaju ekspedycjach. Tak minęło dziesięć lat. Dwa tygodnie temu zaginął w Peru. Ja byłam wtedy w domu. Gdy dowiedziałam się o jego dziwnym zniknięciu, zaczęłam szperać w jego notatkach, miejąc nadzieję, że może tam znajdę wskazówkę, co się z nim mogło stać. Po przeczytaniu zapisków postanowiłam coś zdziałać w tej sprawie i tak oto znalazłam się tutaj.
Miedzianowłosa, skończywszy jakże pasjonującą historię swego życia, zamknęła oczy. Nad czymś się zastanawiała. Reszta też nie odezwała się ani słowem.
- Uuuaaaaammmm... - brązowooki ziewnął potężnie ukazując światu swoje dziury w zębach. (XD) - Późno już. Nie wiem, jak wy, ale ja idę w kimę. Dobranoc. - Tyson opuścił pomieszczenie i udał sie na górę. Reszta, prócz Cassie, poszła w jego ślady.
- A ty masz gdzie się podziać, młoda damo? - spytał stary Granger, który cały czas przebywał w kuchni.
- Szczerze, to nie bardzo^^' - odparła zapytana.
- W takim razie przenocuj u nas. Po co masz nie potrzebnie wydawać kasę na hotel. - zaproponował.
- Dziękuję bardzo^^ - ucieszyła się dziewczyna. Dziadek zaprowadził gościa do pokoju i podarował jej pościel.
- Nie przejmuj się Kaiem. Bywa niesympatyczny, ale tak naprawdę to dobry chłopak. - rzucił na odchodne.
- Niech się pan o mnie nie martwi. Nie z takimi miałam do czynienia. - uśmiechnęła się blado i zamknęła drzwi do pokoju.
Dojo Grangerów pogrążyło się we śnie.
Część VI
Cass, mimo ogólnego zmęczenia, nie mogła zasnąć. Cały czas miała przed oczami obraz obcego.
- Nie dziwię się, że nasi przodkowie uznali ich za bogów. Już sam wygląd wzbudza zachwyt. - myślała. - Wykorzystując swoją wiedzę, mogliby nam pomóc w rozwiązaniu problemu dziury ozonowej. Albo wskazali by nam nowe, wydajniejsze i bardziej ekologiczne źródła energii. Ale zamiast tego, niosą śmierć i zagładę. I to wyłącznie jest nasza wina. Heh... - westchnęła. - Marne jest życie ludzkie.
Poleżała tak jeszcze kilka minut, po czym wstała.
- Nie ma co. - mruknęła. - Dzisiaj nie uuuuu-u-uuusnę. - ziewnęła. Ubrała się.
- Buty później założę, żeby ich nie obudzić. - wzięła swoje glany i zeszła na dół najciszej, jak mogła. Skierowała się ku wyjściu. Nacisnęła klamkę.
- Szlag. Zamknięte. No nic. Trzeba wyjść balkonem==' - szepnęła i wróciła do pokoju, w którym miała spać. Założyła buty i wyszła na balkon. Spojrzała w dół.
- Cholercia. Trochę wysoko. Ale co tam^^ - stanęła na barierce. - I raz. I dwa. I hoop...!!! - z gracją kota wylądowała na ziemi.
Było widno jak w dzień. Znajdujący się w pełni Księżyc rozpraszał mroki nocy. Gwiazdy niczym małe perełki błyszczały na czarnym sklepieniu.
- Ale wielki Księżyc. W życiu takiego nie widziałam. - powiedziała do siebie zadzierając w górę głowę. Stała tak dopóty, dopóki nie zdrętwiał jej kark.
- Co by tu porobić... Nie będę się oddalać, w razie, gdyby zauważyli, że mnie nie ma. Juz wiem!! - wykrzyknęła szczęśliwa i udała się do ogrodu za domem. Wyciągnęła z kieszeni spodni wyrzutnię i wypuściła blade'a. Sama usiadła po turecku na ziemi i obserwowała poczynania swego dysku, który zgrabnie omijał wszelkie przeszkody typu kamienie, klomby z kwiatami, krzewy i drzewa. Cały czas miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, ale nie dawała tego po sobie znać. Tylko co jakiś czas rozgladała się nerwowo wokół w pełni gotowa na ewentualne niebezpieczeństwo. Ta niepewność trochę ją wkurzała. Nagle za jej plecami coś zaszeleściło.
- Driphis, wracaj - szepnęła podnosząc się z ziemi i łapiąc swego blade'a. Odwróciła się w stronę, z której dobiegał hałas.
- Kto tam jest? - spytała ściagając brwi. Nie usłyszała odpowiedzi. W zaroślach coś się poruszyło. Cassie lekko przerażona cofnęła się o krok. Zacisnęła nerwowo pięści. Była przygotowana na wszystko, ale nie na to. Z krzaków wyłonił się...
- Kai?! Ale co ty tu...?! - miedzianowłosą zatkało.
- Chciałem o to samo zapytać ciebie. - powiedział oschle.
- A co cię to? Nie twoja sprawa, co robię. - odparła zakładając ręce na biodra. Niebieskowłosy nie odpowiedział, tylko utkwił wzrok w zaroślach za plecami dziewczyny. Szmaragdowooka zauważyła dziwną reakcję chłopaka.
- Co jest? - spytała, a rubinowooki przyłożył palec do ust, każąc jej zamilknąć. Cassie spojrzała w tym samym kierunku, co on i również zaczęła się przypatrywać.
W krzkach coś zaszeleściło. Ktoś lub coś wprawiało w ruch gałązki usiłujac się stamtąd wydostać. Para znieruchomiała. Zapadła tak głęboka cisza, że mogli usłyszeć bicie własnych serc. Stali tak i czekali, co się wydarzy. Czas dłużył się im niemiłosiernie. Nagle do ich uszu dobiegł nie słyszany przez nich do tej pory dźwięk. Coś jakby ciche brzęczenie srebrnych dzwoneczków. Kai i Cassie zastygli w bezruchu i niczym zahipnotyzowani wsłuchiwali się w tę cudną muzykę. Nieprzytomnym wzrokiem wpatrywali się w kępę bzu. Aż wreszcie...
- Mój Boże!! - wykrzyknęła szmaragdowooka spoglądając z przerażeniem na błękitną istotę, która wyłoniła się z krzaków. Dziewczynie nogi wrosły w ziemię. Nie mogła ruszyć się ze strachu. Stała w miejscu i z wymalowaną zgrozą na twarzy patrzyła na przybysza. Jednak po chwili odzyskała część dawnej pewności siebie.
- Kai!!! Obudź pozostałych!! Ja spróbuję go zatrzymać!! - zawołała i załadowała dysk w wyrzutni.
- Chcesz walczyć? - chłopak był zaskoczony postawą miedzianowłosej.
- A mam inny wybór? - odparła przyjmując pozycję do wypuszczenia blade'a.
- Masz. Ucieczkę. - rzekł.
- Ale... - zaczęła.
- To nie czas na kozakowanie!! - krzyknął niebieskowłosy i łapiąc towarzyszkę za rękę, pociagnął za sobą.
* * *
- Mówiłeś, że nie będziesz mi więcej pomagał. - wysapała Cassie, gdy dobiegli do drzwi wejściowych. Rubinowooki nie odpowiedział tylko szarpnął klamkę.
- Kur... - chciał zakląć, ale się powstrzymał. - Zamknięte.
Spojrzeli w miejsce, gdzie zostawili obcego. Było puste.
- Gdzie on jest?! - zapytała dziewczyna rozglądając się nerwowo.
Usłyszeli syk i jak spod ziemi wyrósł przed nimi błekitny napastnik. Jego oczy przepełniała wściekłość. Z nienaturalnie długich palców wysunęły się ostre jak brzytwa szpony. Zamachnął się, ale młodzi Ziemianie w porę odskoczyli i pobiegli w kierunku drzwi sali treningowej. Na ich szczęście były otwarte. Popędzili na górę.
- Wstawajcie!! Szybko!! - wrzasnął kapitan do reszty Pogromców wpadając jak burza do ich sypialni.
- Co jest?! - spytał kompletnie zdezorientowany i zaspany Tyson.
- Zaczęło się!! - odparł krótko i bez wyjaśnień Kai.
* * *
- Panie Granger!! Proszę się obudzić!! - krzyczała Cassie waląc pięścią w drzwi pokoju, w którym spał dziadek granatowowłosego. Zamiast odpowiedzi usłyszała odgłos tłuczonego szkła i krzyk starca. Nacisnęła klamkę, ale ta nie uległa pod wpływem nacisku. Zjawił się niebieskowłosy,a za nim reszta ubierając się w biegu.
- Co się dzieje? - pytali jeden przez drugiego.
- Nie wiem. Pomóżcie mi wywarzyć drzwi.
Całą siódemka jednocześnie rzuciła się na drzwi wyrywając je z zawiasów. Wpadli do pokoju. Zastali leżacego mężczyznę i stojącego nad nim, nieco przygarbinego, błękitnoskórego osobnika. Zdezorientowany obcy syknłą wściekle pokazując cienkie niczym igiełki zęby, po czym wyskoczył przez okno.
- Dziadku!!! - krzyknął drżącym głosem brozowooki podbiegając do bezwładnego ciała starca. Przyklęknął przy nim. Reszta niepewnym krokiem podeszła do niego. Miedzianowłosa przyłożyła dłoń do szyi Grangera. Jednak zaraz powoli ją cofnęła. Tyson spojrzał na nią oczyma pełnymi łez.
- Ca... Cass... - załkał.
- Przykro mi, Tyson... - wyszeptała zdławionym głosem. Coś ściskało ją w gardle. Spojrzała na dziadka granatowowłosego. Krew w jego ciele przestała krążyć i skóra stała się lodowata i sina. Siwe kosmyki opadały na poorane zmarszczkami czoło. Twarz wyrażała błogi spokój. Zupełnie, jakby śmierć przynosiła mu jakąś ulgę w cierpieniu. Coś ją ukuło w sercu. Ten człowiek, mimo iż znali się dopiero kilka godzin, okazał jej tyle ciepła. Był dla niej jak dziadek, którego ona nigdy nie miała. Poczuła, jak słona łza stacza jej się po policzku. Wstała i wyszła z pokoju.
- Tyson... - powiedział Max klękając obok przyjaciela. Ten płacząc przytulił się do niego. Reszta otoczyła ich i również zaczęli pocieszać kumpla. Znali tego człowieka od dawna. Był dla nich jak ojciec. Im też będzie go brakować.
* * *
- Cholera!!!! - krzyknęła w duchu waląc pięścią o ścianę korytarza. - Dlaczego on? Dlaczego właśnie on? Taki dobry człowiek.
Oparła się o zimny mur i osunęła na podłogę chowając twarz w dłoniach. Miała pustkę w głowie. Wszystkie dźwięki słyszała jakby z daleka. Ale z każdą stawały się coraz bardziej wyraźne i bliskie. Wytężyła słuch. Hałas dochodził z dołu. Wstała i zrobiła kilka kroków w kierunku schodów. Przystanęła i zaczęła się wsłuchiwać. Podeszła jeszcze bliżej i zeszła kilka stopni w dół. Znowu się zatrzymała. Odgłos dochodził z kuchni. Zakradła się tam i, chowając się za ścianą, zajrzała do środka.
Część VII
W pomieszczeniu znajdowało się trzech obcych. Jeden z nich przeszukiwał szuflady, wysypując przy tym całą zawartość na podłogę. Drugi zaglądał do wszystkich szafek również opróżniając je ze znajdujących się tam rzeczy. Trzeci natomiast klęczał przy kuchni gazowej i wydobywszy stamtąd gruby, pomarańczowy przewód, zaczął komunikować się z towarzyszami, co do uszu Cassie dotarło jako przerywany odgłos przypominający ciche warczenie. Osobnik grzebiący w szufladach odpowiedział mu tym samym, po czym wyjął potężne, metalowe nożyce.
Miedzianowłosa, domyślając się, co się święci, czym prędzej pognała na górę.
- Zbieramy się, chłopaki!! - oznajmiła wpadając jak burza do pokoju dziadka Tysona, w którym znajdowali się Pogromcy. Złapała stojący pod ścianą niewielki, granatowy plecak i zaczęła przeszukiwać regały w poszukiwaniu latarki i kilku innych drobiazgów. Mając nadzieję, że znajdzie tam mapę, dziewczyna otworzyła jedną z górnych szafek, z której posypały się na nią stosy świerszczyków.
- Bez komentarza. ==' - powiedziała zażenowana znajdując wśród czasopism cel swych poszukiwań. Schowała go do plecaka, po czym pognała do sąsiadującej z pomieszczeniem łazienki po apteczkę.
Chłopcy przyglądali się jej poczynaniom w milczeniu, jednak po chwili ciszę przerwał Ray.
- Tak właściwie, to po co ci to wszystko? - spytał.
- Ufoćwoki stwierdziły, że jest zimno i chcą zrobić wielkie "BUM" na rozgrzewkę. - wyjaśniła pakując kilka paczuszek zapałek, latarkę i scyzoryk, który wreszcie znalazła pod bujanym fotelem.
- Dobra, spadamy!! - stwierdziła zarzucając plecak na ramię i skierowała się ku balkonowi. - Chodź Tyson. - powiedziałą podnosząc otępiałego chłopaka, który nadal klęczał przy dziadku.
Granatowowłosy rzucił ostatnie spojrzenia na swego opiekuna, po czym razem z resztą opuścił pomieszczenie.
- Tylko nie mów, że mamy stąd skakać!!! - jęknął błagalnie Daichi patrząc na czarnę odchłań trawnika, jaka malowała się pod nimi. Kai podszedł do niego i bez słowa przerzucił chłopaka przez barierkę.
* * *
- Macie tu samochód? - spytała szmaragdowooka, gdy gnali przez pogrążony w mroku nocy ogród. Znajdujący się w pełni księżyc skrył się za chmurami.
- Mamy drużynowy mikrobus, który stoi przed domem!!! - odkrzyknął biegnący na końcu Kenny.
Wszyscy skierowali się w tamtą stronę. Sforsowali ogrodzenie i wsiedli do pojazdu. Niebieskowłosy zajął miejsce kierowcy i zaczął szukać kluczyków.
- Gdzie kluczyki? - zawołał, a w jego głosie wyraźnie dało się słyszeć zdenerwowanie.
- Są u pana Dickensona!!! - krzyknął przerażony Max.
Kapitan zaklął cicho i uderzył dłonią o kierownicę.
- Suń się. - syknęła Cass łądując się na miejsce kierowcy. Spod deski rozdzielczej wyrwała dwa przewody. - Czas na krótkie spięcie. - oznajmiła i wpakowała końce kabli do ust. Coś strzeliło, zaiskrzyło i po chwili dało się słyszeć warkot silnika.
Dziewczyna skręciła w zębach przewody i zerkając na resztę, oświadczyła:
- Zrobione!! Możemy ruszać!!
Wszyscy, prócz Kaia, który ze skwaszoną miną stał obok, wlepiali w nią zdziwione spojrzenia.
- Co wy? Filmów nie oglądacie? - spytała, po czym nacisnęła pedał gazu.
Bus ruszył z piskiem opon, a pasażerów wcisnęło w siedzenia (Kai zdążył czegoś się złapać). Miedzianowłosa zapaliła reflektory, by następnie na oślep kręcić kierownicą. Auto z dziką prędkością jeździło slalomem po prawie pustej jezdni. Co chwila wkraczało na chodniki, by taranować i miażdżyć pod kołami kosze na śmiecie i ocierać się o słupy ulicznych latarni.
- Ty w ogóle umiesz prowadzić?! - krzyknął poirytowany rubinowooki tak jak reszta drużyny próbując złapać równowagę.
- Szczerze, to pierwszy raz siedzę za kółkiem. ^^' - odparła dziewczyna po raz kolejny wjeżdżając na chodnik.
- Prędzej to ty nas zabijesz, nie kosmici!! Dawaj to!! - warknął Kai, po czym zrzucił Cassie z siedzenia i przejął kierownicę.
Nacisnął hamulec i rozpędzony samochód po chwili stanął. Chłopcy odetchnęli z ulgą. Jednak kilka sekund po tym ziemią wstrząsnęła potężna eksplozja. Całą siódemka wysiadła z busa i spojrzała w kierunku domu Tysona. Widać było ognistą łunę rozświetlającą noc w najbliższej okolicy.
- Dziadek... - szepnął granatowowłosy, a oczy zaszły mu łzami. - Jak on umarł? - spytał po chwili pozostałych, jednak nie oczekiwał odpowiedzi.
- Prawdopodobnie skręcił mu kark, ale ręki nie dam sobie uciąć. - powiedziała miedzianowłosa utkiwiwszy wzrok w spowitym chmurami niebie.
Kilka następnych minut spędzili stojąc w milczeniu na środku szosy.
- To dokąd teraz? - spytał kociooki ziewając.
Cassie już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale Kai jako pierwszy udzielił odpowiedzi na zadane pytanie.
- Za miasto. - oznajmił. - Każdy idiota powienien się domyslić, że ufole będą atakować duże skupiska ludzi. Dlatego, jeśli chcemy przeżyć, musimy jak najszybciej opuścić to miejsce.
- A mój tata?! - przypomniał Max.
- A moi rodzice?! - dodał Kenny.
Kai spochmurniał. No właśnie? Co z nimi? Przecież nie mogą ich tak zostawić! Ale z drugiej strony, jeśli po nich wrócą, to tak, jakby sami szli na śmierć.
Kapitan był rozdarty. Utkwił pusty wzrok w ciągnących się wzdłuż drogi budynkach, których mieszkańcy, nieświadomi zagrożenia, pogrążeni byli we śnie.
- Dadzą sobie radę. Mają jeszcze czas na ucieczkę. - rzekł wreszcie dość drętwo, po czym rozkazał. - Wsiadać do busa!!
Reszta spojrzała po sobie niepewnym wzrokiem.
- Chcesz ich tu zostawić?! Tak nie można!! - odezwała się w końcu miedzianowłosa.
- Życie wymaga poswięceń. - odparł beznamiętnie rubinowooki i odwróciwszy się na pięcie, skierował się ku autu.
Pozostała szóstka, nie mając większego wyboru, weszła do busa.
- Ten gość działa mi na nerwy. - westchnęła Cass usadawiając się koło przybitego ostatnimi wydarzeniami Tysona. Granatowowłosy uśmiechnął się blado, po czym znów sposępniał.
Kai spowrotem przyjął rolę kierowcy, pozmieniał biegi i nacisnął pedał gazu.
Ruszyli.
To be continued... (wkrótce )
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Wto 14:07, 18 Kwi 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Wto 13:38, 18 Kwi 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Część VIII
Zaczęło świtać.
Jechali całą noc. Wszyscy, prócz Kaia, zmęczeni ostatnimi wydarzeniami, pousypiali. Jednak po kilku godzinach i jemu znużenie powoli zaczęło dawać się we znaki.
Jako pierwszy obudził się Ray. Rozejrzał się dookoła i widząc, że zostawiają za sobą słońce, podszedł do niebieskowłosego.
- Jedziemy na zachód? W góry? - spytał.
- Taa... Tam będzie łatwiej znaleźć jako takie schronienie niż na otwartej przestrzeni. - odparł tamten.
Kociooki spojrzał na kapitana. Twarz miał zmęczoną, oczy podkrążone, włosy w nieładzie. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Daj, zmienię cię. - zaoferował Chińczyk chwytając kierownicę.
- Nie trzeba. - odburknął Kai nie puszczając kółka.
- Jesteś zmęczony. Pozwól, że cię zacytuję: prędzej ty nas zabijesz, a nie kosmici. - odrzekł tamten patrząc stanowczo na przyjaciela.
Rubinowooki spojrzał na Kociaka, a na jego twarzy zagościł blady uśmiech. Widząc, że dalsze opieranie się nie ma najmniejszego sensu, pokręcił głową z dezaprobatą i wstał. Usadowił się na tylnym siedzeniu busa, zamknął oczy i po chwili odpłynął do krainy sennych marzeń.
Podczas snu wszystkie wydarzenia z ostatnich kilkunastu godzin złożyły się w jedną pogmatwaną całość. Przypominał mu się trening, pierwsze spotkanie z Cassandrą i obcymi. Jednak przez większość czasu śnił o kłótni między nim a miedzianowłosą, do której podświadomie wracał. Jej osoba intrygowała go. Byłą jedną z nielicznych ludzi, którzy się go nie bali i to go wkurzało i fascynowało jednocześnie. Ale na tym by się kończyło. Dziewczyna nie była w jego typie. Nie należała do słodkich idiotek pokroju Ming - Ming z BEGA Bladers, ale brakowało jej typowej dla kobiet delikatności i to go odpychało.
* * *
Minęło kilka godzin.
Kai wreszcie się obudził. Zauważył, że w busie nikogo nie ma, a sam pojazd stoi w miejscu. Wysiadł z samochodu, ale na miejscu zastał tylko Ray'a, Maxa i Kenny'ego.
- Czego stoimy? - spytał kapitan na powitanie.
- Skończyła się benzyna. - odparł beznamiętnie kociooki siedząc po turecku na murawie i bawiąc się źdźbłami trawy.
- A gdzie chłopaki i ta kretynka - Cassie?
Pozostali spojrzeli na niego oburzonym wzrokiem. W końcu odezwał się blondynek.
- Nie mów tak o niej. - rzekł z wyrzutem. - Gdyby nie ona, dzisiaj zostałyby z nas same skwarki lub robilibyśmy za pasztet dla ufoków.
- Co racja to racja. - wciął się Kenny. - Powinieneś okazać jej trochę wdzięczności.
- Bronicie jej? - spytał lekko zaskoczony postawą chłopaków niebieskowłosy, ale zamiast odpowiedzi spotkał się z wyczekującymi spojrzeniami kolegów.
- Dobra, postaram się okazać jej trochę wdzięcznosci. - wydeklamował dla świętego spokoju Kai, a pozostali rozluźnili się. - Powiecie mi wreszcie, dokąd poszli, czy nie?
- Powiemy, nie stresuj się tak, bo osiwiejesz. - zdobył się na żart Kociak. - Jakieś trzy godziny temu wzięli z busa sprzęt wędkarski dziadka Tysona i poszli szukać czegoś do jedzenia i jeszcze nie wrócili. Ja, Max i Szef mieliśmy zostać i poczekać, aż się obudzisz.
- Spoko. - rzekł kapitan zrezygnowanym głosem. - A kto kazał wam zostać?
- Cass... - powiedział ledwie słyszalnie szafirowooki.
- Świetnie. Po prostu super. - burknął Kai kłądąc się na trawie i wpatrując w pogodne, błękitne niebo.
* * *
Tymczasem gdzieś w lesie...
- Ruszać się, bo zardzewiejecie!! - zawołała Cass dziarsko przemierzając las na przedzie trzyosobowej grupki.
- Zwolnij, dziewczyno!! - wydyszał zziajany Tyson, który razem z Daichim, taszcząc sprzęt wędkarski, szli kilkanaście metrów za nią.
- Mowy nie ma!! - odparła. - W takim tempie nigdy nie znajdziemy żarcia! Ruszcie siedzenia! - rozkazała przyspieszając kroku.
- Dupa. Umieram. Dalej nie idę!! - wykrzyczał ostatkiem sił czerwonowłosy próbując złapać oddech i padając na ziemię.
Brązowooki glebnął obok niego.
- Co jest? - spytała miedzianowłosa podchodząc do towarzyszy.
- Ledwo żyjemy!! Daj nam chwilę odsapnąć!! - wyjęczał błagalnym głosem chłopak w czapce płaszcząc się u stóp Rosjanki.
- Widzę, że z kondycją u was cienko. - zacmokała Cass i po chwili się uśmiechnęła. - No dobra. Zarządzam przerwę.
- Dzięki ci!! - odpowiedzieli chórem Tyson i Daichi składając jej przy tym pokłony w stylu wyznawców Allaha.
Dwaj Pogromcy doczołgali się do wielkiego dębu (nie wiedziałam, jakie drzewo dać XD dop. Cass) i usiedli opierając się o jego pień. Szmaragdowooka zajęła miejsce pod smukłą brzozą (no co? XD), splotła ręce na karku i zamknęła oczy. Przez kilka minut w milczeniu rozkoszowali się ciszą, piękną pogodą i rześkością leśnego powietrza.
- Cholera, nawet Kai nie dawał nam takiego wycisku, co nie Ty? - zaśmiał się Daichi wpatrując się w niebo.
- Możesz z łaski swojej nie wspominać mi o tym pajacu? - warknęła Cassie nawet nie otwierając oczu.
- Nie lubisz go, co? - spytał granatowowłosy uśmiechając się wrednie.
- Gorzej. To gbur bez wychowania, który myśli, że mu wszystko wolno! - wydeklamowała dziewczyna jednym tchem.
- Wiesz, że on chyba myśli o tobie to samo? - zarechotał zielonooki czternastolatek.
Miedzianowłosa tylko prychnęła wzruszając ramionami. Znów zapadło milczenie. Słychać było tylko szum liści i śpiew ptaków dokoła. Ale z oddali dobiegał także inny dźwięk...
- Słyszycie? - zawołała Cassie zrywając się na równe nogi.
- Co? - spytał zaniepokojony Tyson.
- Ja tam nic nie słyszę. - oświadczył Daichi.
- Cii... Wsłuchajcie się. - powiedziała szmaragdowooka przymykając powieki i na chwilę tracąc kontakt z otoczeniem.
Chłopcy bez zastanowienia poszli w jej ślady, ale i tak do ich uszy nie docierały żadne obce dźwięki.
- Woda!! Słyszę wodę!! - krzyknęła uradowana znikając wśród drzew.
Tyson i Daichi pobiegli za dziewczyną, która co chwilę przystawała i nasłuchiwała, po czym ruszała dalej.
Takim oto sposobem stanęli nad brzegiem niewielkiej rzeki.
- A nie mówiłam? - powiedziała dumnie szmaragdowooka.
- Niezła jesteś!! - wykrzyknął pełen podziwu czerwonowłosy.
- Ciekawe, czy są tu ryby... - zastanawiał się głośno szesnastolatek w czapce kucając nad wodą i wpatrując w szarobłękitną, szemrzącą kojąco toń.
- Inaczej nie bralibyśmy ze sobą tego wszystkiego. - odrzekła Cass wskazując głową na sprzęt wędkarski, który spoczywał na plecach granatowowłosego. - Z kolei zastanawiam się, co te wędki robiły w busie...
Tyson milczał przez chwilę.
- Dziadek uwielbiał wędkarstwo. Nawet, gdy ruszaliśmy w trasę, brał ze sobą cały sprzęt i jak tylko mógł, szedł na ryby. - odpowiedział w końcu przez ściśnięte gardło. - Kiedy byłem mały, brał mnie ze sobą. Wstawaliśmy przed świtem, wsiadaliśmy w samochód i jechaliśmy nad takie małe jeziorko, o którym na całym świecie wiedzieliśmy tylko my dwaj...
Tu głos mu się załamał, a po policzkach potoczyły się dwie słone krople. Daichi kucnął koło kumpla i pocieszająco poklepał go po plecach.
Miedzianowłosa natomiast spochmurniała. Dobrze wiedziała, jak to jest, gdy odchodzi ktoś bliski. Sama straciła matkę, gdy miała kilka lat. A wiadomo, że najważniejszym wzorcem i najlepszą podporą jest matka, szczególnie w tak trudnym okresie, jak dojrzewanie. Ona sama musiała nauczyć się rozumieć pewne rzeczy, dowiedzieć co, jak i dlaczego. Nie było to łatwe, ale dała sobie radę, a dzięki temu stała się odpowiedzialna i niezależna.
Tyson, otrząsnąwszy się z chwilowego załamania, wstał i szczerząc się do towarzyszy, zawołał wesoło:
- To jak? Łowimy, nie?
- Dobra! To ja przygotuję sprzęt. - zaoferowała Cassie otwierając ciemnozieloną metalową skrzyneczkę, w której znajdowały się żyłki, haczyki, kołowrotki i tym podobne rzeczy.
- E - e - e... Chwilunia. - odezwał się brązowooki wyciągając przed siebie wskazujący palec i kiwając nim na prawo i lewo. - Ryby najlepiej biorą na żywą przynętę.
- W takim razie wy się tym zajmijcie, bo ja boję się robali. - powiedziała miedzianowłosa robiąc niewinną minę.
Takim to sposobem dwaj członkowie mistrzowskiej drużyny BBA Revolution w pięknym stylu zaliczyli bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze ściółką leśną.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Wto 22:32, 16 Maj 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
I tak nikt tego nie czyta, ale dobra xD
Część IX
Zbliżało się południe.
Sierpniowe słońce dawało się we znaki wszystkim żywym istotom i nie tylko. Rośliny również dotkliwie odczuwały żar, jaki lał się z lazurowego, pogodnego nieba. Co słabszym liście pomarszczyły się, łodygi zwiotczały i nie mając siły utrzymać pionu, pochyliły się ku ziemi. Na drzewach i krzewach natomiast liście bardziej wystawione na działanie promieni słonecznych pozwijały się w rurki, tym samym zmniejszając swoją powierzchnię i ilość odparowywanej wody. Te, które pozostawały w cieniu, nadal były świeże i mięsiste. Wśród nich przed upałem skryło się wszelkie maluczkie stworzenie: od owadów, przez ptaki, do wiewiórek i innych gryzoni.
Czterech chłopaków z BBA Revolution również schowali się przed słońcem w cieniu błękitnego mikrobusa. Pot lał się z nich hektolitrami, a na twarzach widać było znużenie.
Ray i Max, siedząc po turecku, grali z nudów w "papier - kamień - nożyce". Kenny, trzymając swego laptopa na kolanach, razem z Dizzy sprawdzał prognozę pogody na najbliższe trzy dni. Kai natomiast beztrosko leżał na trawie z zamkniętymi oczami i rękoma założonymi pod głową.
- Gdzie oni są? - spytał poirytowany kociooki zaprzestając zabawy.
- Niby skąd mam wiedzieć? A może porwali ich kosmici i teraz przeprowadzają na nich koszmarne eksperymenty, albo co gorsza wysysają im mózgi? - zarechotał blondynek biorąc przykład z kapitana i wyciagając się na trawie.
- Zapomniałeś? Przecież chłopaki nie mają mózgu! XD - odpowiedział żartem Ray, gdy nagle znajomy głos zawołał:
- HEEEEJ!!! Już jesteśmy!!
- O wilku mowa. XD - zaśmiał się szafirowooki podnosząc się z ziemi i zerkając na przybyłych przyjaciół dźwigających poprzywiązywane żyłką do gałęzi sześć dużych pstrągów.
- Gdzieżeście się podziewali?! - naskoczył na przybyłych Kociak.
- Tu i tam... Tam i tu... - zachichotała Cassie.
- A co tam macie? - zaciekawił się Max spogladając na martwe ryby, po czym z powątpiewaniem w głosie dodał - Czy to oby na pewno jest jadalne?
- Właśnie miałem zadać to samo pytanie... - wtrącił Kai podnosząc się z ziemi i łypiąc groźnie na pozostałych.
Miedzianowłosa kompletnie zignorowała pytanie rubinowookiego.
- Czy jest tu ktoś, kto ma jako takie pojęcie o kuchni? - spytała.
- Zdaje mi się, że Ray wie coś na ten temat. - odparł Kenny, który dopiero teraz zainteresował się tym, co się wokół niego dzieje.
Kociak, próbujac odsunąć od siebie groźbę gotowania, błagalnie wyszczerzył zęby.
Cass zabrała głos.
- No więc tak... Ty, Ray, zajmiesz sie naszymi rybciami - tu Ray glebnął - Kenny niech robi, to co robił dotychczas; ja, Tyson i Daichi odpoczywamy; a ty Kai, ponieważ byczyłeś się pół dnia, razem z Maxem pójdziesz do lasu po drzewo na...
- Zaraz!! Chwila!! - obruszył się niebieskowłosy. - Z jakiej paki mówisz mi, co mam robić?! To JA tu jestem kapitanem i ta JA tu wydaję rozkazy!! Dotarło to do twojej rudej mózgownicy?!
- Po pierwsze primo: - zawołała wyprowadzona z równowagi Cassie. - NIE MÓW do mnie RUDA, jeśli chcesz dożyć spokojnej starości!!! Po drugie primo: wydawanie rozkazów wsadź se w buty, to będziesz wyższy!! Ten co zdobywa żarcie tu dowodzi!! Jasne?!
- Nie!! Nie jasne!!! - zaperzył się Kai. - W ogóle to po jaką cholerę za nami łazisz?! Nikt cię tu nie prosił!!
Szmaragdowooka tym razem nie odpowiedziała, tylko zacisnęła pięści i ze spuszczoną głową odeszła w stronę lasu.
- KAI!!! - zawołała z oburzeniem reszta drużyny.
Kapitan całkowicie ich zignorował i wyraźnie zadowolony ze swego zachowania, postanowił zrelaksować się we wnętrzu busa. Lecz wejście do środka zagrodził Ray.
- Czego? - warknął rubinowooki przeszywając kolegę lodowatym spojrzeniem.
- Coś nam obiecałeś, Kai. - powiedział uporczywie wpatrując się w przyjaciela.
Tamten bez słowa próbował go wyminąć, ale Kociak nie dał się wykiwać.
- Kai!! - wykrzyknął.
- Ghrr... Czego?! - zaperzył się poirytowany kapitan.
- Obiecałeś być dla niej miły!!! - zganił go tamten.
- Obiecał?! O.O - wykrzyknęli chórem zdziwieni Tyson i Daichi.
- Niczego nie obiecałem!! Odczepcie się ode mnie!! - niebieskowłosemu po raz kolejny puszczały nerwy, a to mu się przedtem nie zdarzało.
Tym razem odezwał sie Max.
- Dobra, przypuśćmy, że nie obiecałeś. ale tym razem przegiąłeś i jesteś jej winien pożądne przeprosiny.
Kai tylko prychnął, ale nie ruszał się z miejsca.
- Jego przeprosiny wcale nie są mi potrzebne. - usłyszeli zza pleców.
- Cass!! - krzyknął uradowany chórek, do którego Kai z całą pewnością nie należał.
- Okay, przyznaję, nie powinnam się rządzić, ale to nie moja wina, że żądzę władzy mam we krwi.
Rubinowooki uśmiechnął się tryumfalnie, jednak dziewczyna nie mogła tego zobaczyć, gdyż stał do niej odwrócony plecami.
- Co do ciebie... - zwróciła się bezposrednio do niebieskowłosego. - Staram się żyć w zgodzie ze wszystkimi, ale ty mi to utrudniasz. Jeśli chcesz wojny, wystarczy słowo, a będziesz ją miał. Radzę ci, dobrze się zastanów co robisz, bo możesz tego potem gorzko żałować.
Kai znów prychnął, po czym zniknął we wnętrzu busa. Cassie odprowadziła go wzrokiem pełnym nienawiści, a nastepnie, zacierając ręce, zwróciła się do pozostałych:
- To jak będzie z tymi rybciami?
* * *
Zanim Ray uporał się z pstrągami, nastał wieczór. Miał do dyspozycji tylko lichych rozmiarów scyzoryk, który spakowała miedzianowłosa w chwili ewakuacji. Ona sama z wyraźnym zainteresowaniem przyglądała się wykonywanym przez niego czynnościom. W miedzyczasie czwórka chłopaków zebrała spory zapas drewna i rozpaliła ognisko pamiętajac o podstawowych zabezpieczeniach antypożarowych. Kai natomiast całe popołudnie spędził zabarykadowany w busie.
Gdy wreszcie ryby były gotowe, kociooki nadział je na prowizoryczny rożen z gałęzi i umieścił nad ogniem. Tymczasem cała siódemka zajęła miejsca wokół ogniska. Szmaragdowooka usadowiła się miedzy Tysonem i Daichim, ale pech chciał, że naprzeciw usiadł Kai, więc skazana była na jego widok.
- Tak się zastanawiam... - zaczął Max chcąc rozluźnić dość napiętą atmosferę, jaka zapanowała. - Ryb jest sześć, a nas siedmioro. To by znaczyło, że jeśli każdy zje po jednej, to dla kogoś zabraknie...
- Ja nie będę jadła. - odpowiedziała prosto Cassie.
- Czemuż to? - spytał Tyson utkwiwszy w niej wzrok.
- Że tak powiem... Zachowuję dziś wstrzemięźliwość.
- Seksualną? - zarechotał dziko Daichi, by następnie zarobić guza od Rosjanki.
Reszta, bez wiadomej osoby, parsknęła głośnym śmiechem.
- Wyobraź sobie, że nie. - warknęła uśmiechając się mimowolnie. - Po prostu nie jestem głodna.
- Jak się wsunęło wczoraj w siebie tyle żarcia, to sie nie dziwię. - rzucił Kai spoglądając wyzywająco na Cassie.
Ona tylko wzruszyła ramionami, po czym dorzuciła drewna do ognia.
- Kolacja wydaje się być gotowa. - rzekł Ray ściągając ryby z niby - rożna.
Podał każdemu po jednej, by nastepnie zabrać się za swoją porcję.
- To co teraz robimy? - spytał Kenny wyjmując ości z ust. - Benzyna się skończyła, utkwiliśmy w szczerym polu, a precyzyjniej mówiąc, w lesie.
Pięć par oczu spojrzało na miedzianowłosą.
- Mnie nie pytajcie. Nie ja tu dowodzę. - oświadczyła.
- Masz jakiś pomysł Kai? - zapytał Tyson poprawiając sobie czapkę.
- Jutro rano wyruszamy dalej na zachód. - odparł krótko tamten.
- Z buta? o_O - zawył Daichi, a z pobliskiego drzewa z hałasem do lotu zerwała się sowa.
Niebieskowłosy przytaknął, przez co zielonooki czternastolatek zaliczył glebę jęcząc przy tym żałośnie.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 9:35, 17 Maj 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Cytat: | - Jesteś zmęczony. Pozwól, że cię zacytuję: prędzej ty nas zabijesz, a nie kosmici. |
*gleb* Hihihih >D
Cytat: | - Dupa. Umieram. Dalej nie idę!! |
Dziwne, jakoś mi nie szkoda XD
Cytat: |
- No więc tak... Ty, Ray, zajmiesz sie naszymi rybciami - tu Ray glebnął |
Może jestem głupia ale wyobraziłam sobie jak Ray glebną mi na ekran xDDDDDDD
Cytat: | Dotarło to do twojej rudej mózgownicy?! |
Kurde to nie było miłe kołku XD za to bym zabiła! XD
Cytat: |
- NIE MÓW do mnie RUDA, jeśli chcesz dożyć spokojnej starości!!!
|
Oj osoby rude zawsze są przewrażliwione na tym punkcie... Ja nie XD, przyzwyczajenie robi swoje XD
Cytat: | - Seksualną? - zarechotał dziko Daichi, by następnie zarobić guza od Rosjanki. |
*gleb* BUAHAHAHA XD
Mała część, ale mialam fajnie przeczytałam więcej bo mnie długo nie było... DALEJ JA CHCIEĆ DALEJ! ROZUMIEĆ?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Śro 15:56, 17 Maj 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Cytat: | ale brakowało jej typowej dla kobiet delikatności i to go odpychało |
Kayako jest zadowolona XD
Cytat: | - Powiemy, nie stresuj się tak, bo osiwiejesz. |
LOL! XDDDD
Cytat: | burknął Kai kłądąc się na trawie i wpatrując w pogodne, błękitne niebo. |
Ach... *.*
Cytat: | - Dupa. Umieram. Dalej nie idę!! |
To-to miało być w NP XDDD Ale ni ma!
Cytat: | - Cholera, nawet Kai nie dawał nam takiego wycisku, co nie Ty? |
Nie potrzebny znak zapytania ^^'
Cytat: | Kai natomiast beztrosko leżał na trawie z zamkniętymi oczami i rękoma założonymi pod głową. |
Kai i beztroskość, wow XD
[quote]- Zaraz!! Chwila!! - obruszył się niebieskowłosy. - Z jakiej paki mówisz mi, co mam robić?! To JA tu jestem kapitanem i ta JA tu wydaję rozkazy!! Dotarło to do twojej rudej mózgownicy?! [/quote[
Podoba mi się ten fragment XD To naprawdę ładny fragment XDDD
Cytat: | - Seksualną? - zarechotał dziko Daichi, by następnie zarobić guza od Rosjanki.
Reszta, bez wiadomej osoby, parsknęła głośnym śmiechem. |
"Reszta" + Kayako XDDD
Patum bum XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Wto 19:02, 20 Cze 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Nie bijcie!!!!! *chowa się pod biurko* *brutalny brat wyciaga ją stamtąd* Nie będziecie mnie bić, prawda?! *słodkie oczyska* Nie moja wina, że wena bezczelnie, bez mojego pozwolenia, se gdzieś poszła i ani myślała wrócić!!! Gomenasai za nią!!
A teraz macie to, na co tak długo czekaliście
P.S. Zniknę w ostatnich dniach czerwca na całe wakacje. Nie płaczcie za mną, błagam, bo może wcale tak nie będzie.
Część X
W nocy zmęczoną upałem ziemię zrosił rzęsisty deszcz, przez co następnego dnia powietrze było rześkie i miało przyjemny, świeży zapach. Trawa, krzewy i drzewa pokryte były poranną rosą, w kroplach której, niczym w maleńkich brylantach rozsypanych wśród zieleni, rozpraszały się promienie wschodzącego słońca. Niebo było pogodne, przyozdobione pasmami perłoworóżowych, złotych i seledynowo - niebieskich chmur.
Przyroda budziła się ze snu, a radosne trele ptaków dobiegające z leśnej głuszy, obwieściły świt.
Pogromcy, po kolejnej nocy spędzonej w busie, z samego rana mieli wyruszyć na zachód, tak jak obiecał im kapitan. Rzecz jasna, nie obyło się bez ostrej wymiany zdań między Kaiem a Cassie. Niebieskowłosy chciał podróżować jak na cywilizowanych ludzi przystało, czyli drogą, jednak dziewczyna upierała się, by wędrować przez las, gdzie drzewa uchroniłyby ich przed zapowiadającym się upałem.
Drużyna przyglądała się kłótni z pewnego rodzaju rozbawieniem i trwałoby to nadal, gdyby nie interwencja Ray'a i Tysona.
- Ca... Cass!! Spokój!! Siad!! - wrzeszczał w niebogłosy brązowowłosy razem z Kociakiem próbując nawiązać kontakt z rozjuszoną Rosjanką. - Uspokój się, kobieto!! Oddychaj głęboko: wdech... wydech... wde...
- Jak mam się uspokoić, skoro ten imbecyl znów nazwał mnie rudą?! - zawołała wściekła miedzianowłosa miotając dzikie błyski w stronę Kaia.
- Prawda w oczy kole, co? - powiedział rubinowooki uśmiechając się wrednie.
- Słuchaj no, Panie Wszystko-wiem-i-dobijam-tym-innych!! - zaatakowała go znowu Cassie. - Możesz mówić na mnie miedzianowłosa, ognistowłosa, a nawet możesz wyzywać mnie od wiewiór i marchewek! Ale nigdy, przenigdy nie mów do mnie RUDA!!!
- Gorzej niż dzieci... ==' - westchnął Ray kręcąc głową z dezaprobatą.
- Przepraszam, mogę coś powiedzieć? - spytał niepewnie Daichi wysłuchując kazania, jakie w tej chwili wygłaszała na temat swoich włosów szmaragdowooka.
- NIE!! - krzyknęła chórem dwójka skłóconych.
Czerwonowłosy wzruszył ignorancko ramionami.
- Chciałem tylko powiedzieć, że coś siedzi ci na spodniach, Cass. - rzekł.
Miedzianowłosa struchlała, a z przerażenia oczy zrobiły jej się wielkie niczym dwa księżyce w pełni, by następnie zniknąć za kurtyną powiek. Stała tak przez chwilę nie odzywając się słowem. Pozostali również milczeli wlepiając w nią zdziwione spojrzenia.
- Cokolwiek to jest, zdejmijcie to ze mnie. Błagam!! - powiedziała w końcu piskliwym głosem.
Pięciu chłopaków, prócz Kaia, który zostawił resztę i udał się w drogę, zaliczyło glebę, po czym wybuchnęli niepohamowanym rechotem. Przez kilka minut nie byli w stanie normalnie funkcjonować, tylko zataczali się ze śmiechu.
W końcu Max, chychrając się jak opętany, wydusił:
- Za... Za późno! Odleciało!! XD
Cassie otworzyła oczy i przejechała zdezorientowanym wzrokiem po drużynie, która powoli wracała do stanu używalności.
- Jak to? - spytała kompletnie nie rozumiejąc słów blondyna.
- No bo to był najzwyklejszy w świecie motyl. Cytrynek! - wyjaśnił Kenny, który jako pierwszy doszedł do siebie.
- No to trzeba było tak od razu!! - fuknęła na nich szmaragdowooka.
- Dobra. Spokojnie. Już się tak nie bulwersuj ^^' - rzekł granatowowłosy ocierając łzy. - Przydałoby się ruszać, co nie Kai?... Kai?
Tyson i reszta w całym tym zamieszaniu nie zauważyli, kiedy kapitan wyruszył w drogę.
Wszyscy spojrzeli w kierunku, w którym mieli iść. Kilkaset metrów dalej malowała się sylwetka niebieskowłosego. Sześcioosobowa grupa, zorientowawszy się w sytuacji, w pośpiechu wrzuciła do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, chwyciła wędkę i rzuciła się w pogoń za liderem.
* * *
Nastało południe.
Zdawało się, że słońce grzeje jeszcze mocniej, niż poprzedniego dnia. Wszystko co żyje uporczywie szukało schronienia przed zabójczymi promieniami. Po nocnym deszczu nie został najmniejszy ślad. Rośliny powiędły i poskręcały dziwnie pod wpływem ciepła, a pozbawiona wody ziemia popękała. Rozgrzane powietrze drgało, zupełnie jak na pustyni.
Siedmioosobowa grupa nastolatków w różnym wieku niestrudzenie maszerowała w upalnym słońcu. Krajobraz, jaki ich otaczał, zmienił się drastycznie. Niziny opuścili jakiś czas temu i teraz wędrowali terenem wyżynnym, który z kilometra na kilometr stawał się coraz bardziej górzysty. Las też już dawno zostawili za plecami. Otaczało ich pustkowie porośnięte wyłącznie trawami, kóre niczym zielone morze falowało w porywach ciepłego, południowego wiatru.
- A mówiłam, żeby iść przez las? Ale nie. Oczywiście Szalikowiec musiał postawić na swoim. - marudziła Cass raz po raz ocierając ręką pot z czoła.
Idący na czele grupy Kai zignorował tą uszczypliwą uwagę. Nie miał najmniejszej ochoty kłócić się z miedzianowłosą.
Większość czasu maszerowali w milczeniu. Było za gorąco na jakiekolwiek rozmowy. Tyson zdjął swoją kurtkę i oddał Daichiemu, który zrobił z niej turban.
Tylko oni dwaj mieli okrycia na głowę. Reszta nie miała tego szczęścia. Kenny'emu nawet parę razy zakręciło się w głowie z przegrzania.
- Kai, ja nie chcę nic mówić, ale przydałby się nam mały odpoczynek... - powiedział Tyson dysząc ciężko.
- Jesteśmy za!! - zawołała reszta grupy i wbiła w kapitana błagalne spojrzenia.
Niebieskowłosy, zatrzymawszy się uprzednio, zlustrował ich wzrokiem, a potem rozejrzał się po okolicy. Utkwił spojrzenie w ciemnej linii drzew na horyzoncie przed nimi.
- Jeszcze trochę i dojdziemy do lasu. Tam odpoczniemy. - rzekł i ruszył dalej.
Reszta, jęcząc głośno z niezadowolenia, posłusznie pomaszerowała za nim.
* * *
- Moje nogi!! Nie czuję nóg!!! - zawył Daichi rozkładając się w cieniu wysokiej sosny.
- To powąchaj moje. - mruknęła Cass siadając koło niego. - Mózg chyba mi do reszty wyparował. =='
- Ty w ogóle masz mózg? - zakpił niebieskowłosy lokując się pod drzewem jak najdalej od reszty.
Szmaragdowooka spojrzała na niego z politowaniem.
- Poziom twoich komentarzy mnie rozbraja. - powiedziała. - Niestety, muszę cię rozczarować. Mam mózg i to dość duży, z całkiem sporą ilością szarych komórek.
- Ooo... Nawet wiesz, że takie komórki istnieją. - ciągnął dalej Kai. Dogryzywanie Cassie niewątpliwie sprawiało mu wielką przyjemność.
- Wiesz co? Nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy. Jestem zbyt zmęczona, zeby szarpać nerwy i przejmować się jakimś Szalikowcem. - warknęła miedzianowłosa kładąc się na trawie.
- Jak chcesz, Marchewo. - odparł rubinowooki wkładając do ust zielone źdźbło. Założył ręce za głowę, przymknął oczy i oparł się wygodnie o pień drzewa.
Cass na te słowa tylko uśmiechnęła się do siebie, po czym zasnęła.
Ocknęła się na ogromnej łące porośniętej niską, pożółkłą trawą i fioletowymi kwiatami. Jakiś kilometr przed nią rozciągał się stary, świerkowy las. Wokół panował błogi spokój i cisza. Nagle rozległ się huk i dziewczynę oślepiło jasne światło. Za chwilę poczuła uderzenie gorąca. Widziała, jak jej ciało staje w płomieniach. Ale nie czuła bólu, tylko dokuczało jej uporczywe uczucie swędzenia. Swędziało ją coraz bardziej i bardziej...
Szmaragdowooka obudziła się zrywając się z miejsca. Świąd skóry nie ustawał. Rozejrzała się wokół. Nadal znajdowała się w lesie razem z Tysonem i resztą załogi. Miała złe przeczucia. To swędzenie bardzo ją zaniepokoiło. I to uderzenie gorąca. Czyżby miała podwyższoną temperaturę?
Postanowiła jednak nie przejmować się tym zbytnio i uparcie drapiąc się po całym ciele, podeszła do siedzącego nieopodal Ray'a i zajęła miejsce obok niego.
- Co się tak drapiesz? Pchły masz? - spytał kociooki i na wszelki wypadek nieco się od niej odsunął.
- Nie. - mruknęła.
- W takim razie co? - dopytywał się Chińczyk nadal spoglądając na nią nieufnie.
- Sama nie wiem. Ale mam nadzieję, że to tylko pot i kurz, a nie...
- A nie co? - naciskał Ray teraz już wyraźnie zaniepokojony.
- ...a nie, na przykład, komary. - dokończyła zniecierpliwiona miedzianowłosa zaprzestając drapania. Swędzenie ustało.
"Boże, spraw, żeby to były tylko komary, a nie to co myślę.", pomodliła się w duchu krocząc w stronę Tysona.
Granatowowłosy siedział oparty o drzewo i wpatrywał się w niebo, częściowo zasłonięte przez zielone korony. Coś go gnębiło.
- Hej, stary, co jest? - spytała, przyglądając mu się z troską. Tamten nie odpowiedział. - Myślisz o dziadku? - to było raczej twierdzenie niż pytanie.
Brązowooki westchnął cicho.
- To też. - odparł w końcu. - Zastanawiam się, co się teraz dzieje z Hilary...
- Hilary? Taka z brązowymi, cieniowanymi włosami?
Tyson, robiąc wielkie oczy, spojrzał na nią raptownie.
- Skąd wiesz?! - zawołał.
- Widziałam ją z wami na ostatnich mistrzostwach. - powiedziała uśmiechając się serdecznie.
- Heh... No tak, mistrzostwa... Mam nadzieję, że nic złego jej się nie przytrafiło. - oznajmił utkwiwszy wzrok w śpiącym naprzeciw nich Daichim. Rudzielec chrapał beztrosko uprzednio zwinąwszy się w kłębek niczym kot.
Cass poklepała Tysona po ramieniu.
- Nie masz się co martwić na zapas. Należy do waszej drużyny, więc na pewno da sobie radę.
Granger uśmiechnął się blado, ale zaraz znowu zmarkotniał.
- No nie wiem... Ona jest tak... delikatna...
Miedzianowłosa, słysząc te słowa, zaczęła się śmiać. Brązowooki spojrzał na nią zdezorientowany. Nie rozumiał, o co jej chodzi.
- Jeżeli tak mówisz, to znaczy, że kompletnie nie znasz dziewczyn. Wy, facieci, nie macie pojęcia, do czego potrafią być zdolne kobiety. - powiedziała, gdy w końcu opanowała chichot.
- Ale wiem, do czego zdolna jest Hilary!! - zaperzył się Tyson. - Nawet, jeśli przeżyła, to nie da sobie rady, bo... bo... nie jest tak silna, jak ty. - wyszeptał spuszczając wzrok w przepraszającym geście.
Cassie spoważniała. Spojrzała na niego, a potem utkwiła wzrok w pogodnym, błękitnym niebie.
- Myślisz, że zawsze taka byłam? - powiedziała cicho. Granatowowłosy nic nie odpowiedział, tylko patrzył na nią uważnie. - Kiedyś byłam płaczliwą, zamkniętą w sobie, zakompleksioną dziewczynką. Dzieci wokół mnie naśmiewały się ze mnie, dokuczały na każdym kroku, a ja bałam się im przeciwstawić, powiedzieć "Dość!!". Aż cztery lata temu, gdy miałam prawie trzynaście lat, dowiedziałam się, że moje życie jest w niebezpieczeństwie... - przerwała, bo do grona słuchaczy dołączyli kolejno Ray, Max, Kenny i Daichi, który w końcu się obudził. Jedynie Kai pozostał na swoim miejscu.
- Mów dalej. - powiedział Kociak, którego tak jak innych, zaintrygowała ta historia.
Cass uśmiechnęła się, po czym znów skierowała wzrok ku niebu, po którym sunęły teraz leniwie małe, śnieżnobiałe obłoczki.
- Byłam zrozpaczona. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Bałam się. Cholernie się bałam. Byłam bliska całkowitego poddania się. Ale wtedy coś we mnie pękło. Powiedziałam sobie: "Dość tego użalania się nad sobą! Może nie jesteś dzielna i mądra jak Odyseusz, ani piękna jak Kleopatra, ale tu chodzi o twoje życie!! To najcudowniejszy dar, jaki otrzymał człowiek i musisz o niego walczyć!! I albo wygrasz, albo przegrasz, z tą myślą, że walczyłaś do końca!!". Podjęłam się walki, bo wierzyłam. Wierzyłam w swoje zwycięstwo. Ta wiara dodawała mi sił. I jak pewnie się domyślacie, odniosłam sukces.
Zamilkła i przymknąwszy oczy, rozmyślała nad czymś głęboko. Chłopcy również milczeli.
- No dobra... Ale ja nadal nic z tego nie rozumiem. - oświadczył Tyson.
Cass, Ray, Max, Daichi i Kenny zaliczyli bliskie spotkanie trzeciego stopnia z podłożem.
- Ech, Tyson... Chciałam przez to powiedzieć, że Hilary wcale nie musi być Herkulesem w żeńskim wydaniu. ^^' - miedzianowłosa pokręciła głową z dezaprobatą. - Bo widzisz... Bycie odważnym nie znaczy nic innego, jak walczyć mimo strachu. Wystarczy uwierzyć w siebie, a myślę, że wiary we własne możliwości jej nie brakuje.
Brązowooki zamyślił się. Cass miała rację. Hilary zawsze dawała sobie radę. Była pełna uroku, mądra i pewna siebie. A przede wszystkim należała do drużyny, która nigdy się nie poddawała i zawsze walczyła do upadłego.
- Chyba masz rację. Niepotrzebnie się zamartwiam. - powiedział w końcu. Szmaragdowooka uśmiechnęła się szeroko. - Hil zadaje się z nami tak długo, że na pewno zdążyła złapać bakcyla woli walki.
- Mądry chłopak. ^^ - zawołała Cass klepiąc go po plecach.
Spojrzała na resztę chłopaków. Mieli zadumane miny. Każdy w duchu rozważał jej słowa. Ona sama poczuła ulgę, że wreszcie mogła to wyrzucić z siebie. Znów zerknęła na niebo, po czym oznajmiła:
- Nie wiem, jak wy, chłopaki, ale ja spróbowałabym skombinować jakiś szałas, bo w nocy może padać.
Chłopcy ocknęli się z rozmyślań. Przystali na propozycję Rosjanki. Zebrali rzeczy i ruszyli w głąb lasu, z którego bez ustanku dobiegał do ich uszu wesoły śpiew ptaków.
Cass przystanęła na chwilę przy rubinowookim, założyła ręce na biodra i zaczęła mu się przyglądać. Niebieskowłosy dobrze wiedział, że go obserwuje, jednak ani drgnął.
- Idziesz z nami, Kai, czy będziesz tu siedział i czekał, aż cię zjedzą mrówki? - spytała nadal wptarując się w niego uporczywie.
Chłopak wzruszył tylko zdawkowo ramionami. Miedzianowłosa pokręciła głową, powiedziała "Jak chcesz." i dogoniła pozostałych.
Gdy drużyna nieco się oddaliła, Kai wstał, otrzepał spodnie z liści i ruszył za nimi.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|