|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Annie
|
Wysłany:
Śro 21:43, 02 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
OOoo Co raz bardzej podoba mi się Ficzek Szczerze powiem, że ja nie oglądam tej bajki , anie nigdy nie oglądałam i nie interesowalam sie tymi z Bley cos tam hehe ale wiem o nich dużo bo mi kol. opowiadala :Poczywiscie ze chodzi o Lydie nie intersuja mnie bajki..tak na serio to nie ogladam tkaich bajek , w gole nie ogladam... ale to op. znacyz sorry ficzek podba mi sie:) zycze wenki i pzodorwionka
________________________________
KOCHAM śmierć BO tylko
ONA na MNIE czeka!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Jiraiya Gość
|
Wysłany:
Śro 22:04, 02 Lis 2005 |
|
|
|
WOW, ale się dzisiaj naczytałam... Za długo mnie nie było.... A tak w ogóle, to ff jest świetny... Zdarzają się błędy, ale to Ci wybaczam... Tak szczerze, to nie sądziłam, że mi się będzie chciało to przeczytać do końca, ale okazało się, że mnie to wciągnęło i przeczytałam. Super jest xDDDD
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Czw 20:03, 03 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Rozdział 4: Początek walki
-Za tydzień turniej, musimy jechać. –oznajmił Tyson.
-Ja nie jadę, Kai będzie walczyć za mnie. –poinformował Ray.
-Ray, jesteś członkiem drużyny musisz jechać. –uznał Max.
-Nie, nie jadę. I nie przekonacie mnie. –odparł Ray.
-Nie poradzimy sobie bez ciebie. –Kenny łapał się ostatniej deski ratunku.
-Poradzicie sobie bez problemu. –zaśmiał się Ray. –Życzę wam miłej podróży, i powodzenia.
-Pamiętaj Ray, że nadal jesteś częścią drużyny. –oznajmił Kai.
Ray spojrzał się na Kai’a zdziwiony. Taki tekst z jego ust. Dziwne.
Ray odprowadził przyjaciół do przystanku skąd mogą dorwać jakiegoś busa do miasta. Gdy odjechali Ray w pośpiechu pobiegł do wioski. Tam wszyscy pracowali odbudowując swe domy. Za wywiady, i inne takie rzeczy otrzymali dużo pieniędzy i teraz stać mieszkańców nawet na wille.
-Ray… -usłyszał chłopak za swoimi plecami. Gdy obrócił się ujrzał Kevin’a. Uśmiechniętego od ucha do ucha.
-Kev? No i jak się… czujesz. –zapytał Ray patrząc się uważnie na przyjaciela.
-Ta stara baba podała mi jakieś ohydne zioła i w ciągu sekundy wszystko sobie przypomniałem. Niezłe. –oznajmił Kevin. –Przypomniałem sobie wszystko. Dlatego musimy iść szukać Mariah.
-Co? –Ray zdziwił się postawą Kevin’a. Tak od razu? Poszukiwania. Ale gdzie zacząć?
-Nico. Wiem gdzie on ma siedzibę. To jest w takim małym kraju o nazwie Polska. Uznał, że tam go nikt nie znajdzie. –poinformował Kevin.
-Dobra, to może pójdziemy po resztę? –oznajmił Ray.
-Nie mogą iść, inni ich trzymają w wiosce przy pomocy. Wymknąć też się nie mogę, nikt w wiosce nie śpi. –uznał Kev.
Ray westchnął ciężko.
-A ty?
-Ja mogę iść, dlatego jeszcze się nie pokazałem w wiosce. –powiedział szybko Kevin. –Idziesz ze mną, nie?
-No… Ja… Oczywiście, że tak. –powiedział Ray. Wiedział, że szanse na odnalezienie Ra są małe. Może i ta cała Polska to mały kraj, ale jednak jakiś tam jest.
-Wyruszymy w nocy. Lee i Gary obiecali, że spróbują się wymknąć w nocy, jeśli nie dojdą do nas na przystanek do godziny dwunastej w nocy, mamy jechać bez nich. –poinformował Kevin i poszedł okrążyć wioskę w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.
***
Nadeszła noc, Ray siedział na przystanku wypatrując jakiejkolwiek żywej duszy. Po chwili podskoczył na swoim miejscu gdyż Kevin rzucił mu niespodziewanie pod nogi wielki plecak cały zapchany jedzeniem.
-Widzę, że dobrze się spisałeś. –wyznał, Ray nadal lekko przestraszony.
-Coś ty taki blady? –zapytał Kevin.
-Zdaje ci się, przecież jest noc. –uznał Ray.
-Też racja. O LEE! Widzę, że się dobrze spisałeś. –krzyknął, Kevin widząc nadchodzącą postać. Lee był zziajany. Opowiedział jak musiał, co chwile wskakiwać do krzaków by nie zostać zauważony. Niestety Gary’emu się to nie udało.
-No dobra, przyszedłeś idealnie. Jedzie nocny. –zaśmiał się Kev. Gdy pojazd tylko nadjechał zielonowłosy wskoczył do autokaru. Lee zatrzymał Ray’a by mu coś powiedzieć.
-Nie wiesz, dlaczego Kevin’owi się tak bardzo śpieszy? –zapytał.
-Mi tez się śpieszy. –uznał Ray.
-Wiem, mi tez zależy, aby uwolnić jak najszybciej, Mariah, ale nie zauważyłeś zachowania Kevin’a? –zapytał Lee.
-Nie.. Zaraz.. Racja… -uznał Ray. Kevin bardzo się śpieszył do tej Polski i do… Mariah…
-No…
-Co ty sugerujesz?
-Kevin bujnął się w naszej przyjaciółeczce. –oznajmił Lee. Ray poczuł dziwne uczucie. Bardzo fajnie, ale, po co mu to Lee mówi.
-No to masz konkurencje. –zaśmiał się Lee i wskoczył szybko do autokaru by uniknąć uderzenia Ray’a.
***
-Samolot, z Chiny – Hong Kong, do Polska – Warszawa, wyleci za dwadzieścia minut z lotniska. Pasażerowie lotu proszeni są udać się na lotnisko bramką trzynastą. –rozległ się głos na całym holu.
-Trzynasty, w europie to liczba nieszczęść. –wzdrygnął się Kevin.
-Masz szczęście my właśnie kierujemy się do Europy. Do kraju unii Europejskiej. –oznajmił Ray z głową w przewodniku po Polsce.
-Możesz to odłożyć nie obchodzi nas historia tego kraju. –warknął Lee. Trójka chłopaków ustawiła się w kolejce przy bramce.
-Poczytać sobie nie można? –warknął Ray.
-Dobra, czytaj, ale ja nie odpowiadam za to, gdy się przypadkiem potkniesz. –uznał Lee.
-Odezwał się ten, co idzie idealnie prosto. –odgryzł się Ray.
-Przestańcie się kłócić debile! –krzyknął na nich Kevin.
-Dobra, trochę nas poniosło… -przeprosił Lee. –Ale to on zaczął.
-Kto? Chyba chciałeś powiedzieć „JA”! –syknął Ray.
-No tak, ty. –zaśmiał się Lee.
-Twoja inteligencja to nie zero, to już depresja. –oznajmił Ray.
-Dobra, kłóćcie się, przepraszam czy mogę wymienić bilet i siedzieć daleko od tych wariatów? –krzyknął Kev zwracając się do stojącej nieopodal pracowniczki lotniska.
***
-Nie wiedziałem, że umiesz gadać po polsku. –zdziwił się, Lee, gdy całą trójka wyszła z lotniska na ulice Warszawy.
-Też nie wiedziałem, ale sobie przypomniałem. –oznajmił Ray. Chłopak rozejrzał się po ulicy. Mało ruchliwa. Nic dziwnego do miasta jeszcze daleko.
-No i panie mądry gdzie teraz? –zapytał Lee patrząc z drwiną wypisana na twarzy na biednego Kevin’a który nie mógł dobrze położyć mapy na ziemi.
-Odwal się. –warknął zziajany Kev.
-To z tym zielonym powinno być na lewo do góry. –podpowiedział, Ray co u Lee wywołało niepohamowany śmiech.
-Odezwał się ten, co by mapę umiał odpowiednio ustawić, nie znam tych ich literek! –warknął na niego, Kevin, który powoli tracił cierpliwość.
Ray złapał Kevin’a mapę i poszedł z nią w stronę taksówki. Lee i Kev podbiegli do przyjaciela.
-To gdzie jedziemy? –zapytał Ray.
-Zaraz, niech ja sobie przypomnę… TAK! Pałac kultury! –krzyknął Kevin.
-Największy zabytek Warszawy, o i największy zawodnik Rosji… KAI? CO TY TU…? –Ray zatrzymał się gwałtownie, co spowodowało, iż Lee i Kevin idąc za nim wpadli na niego o mało nie zwalając go z nóg.
Kai spojrzał się obojętnie, jak zwykle na Ray’a który stał na środku ulicy z otwartą buzią.
-Czy to aż tak ważne? –powitał ich Kai.
-A turniej? –zapytał Ray który lekko już otrząsnął się z szoku.
-Odwołany, przeciwnicy stchórzyli, więc nie opłacało się organizować wszystkiego tylko po to by pokazali zwycięzców. –oznajmił Kai.
-Reszta… Gdzie jest? –zapytał Ray.
-Rozjechała się do siebie. Kolejny turniej dopiero za trzy miesiące. –odparł krótko Kai.
-No, więc skąd ty jesteś w Polsce? –zapytał Ray.
-Przestał byś się idiotycznie pytać i zszedłbyś z ulicy. –uznał Kai.
Ray miał ochotę zabić Kai’a za jego charakter. Zresztą już po raz setny chyba w życiu.
-Mógłbyś mi, chociaż odpowiedzieć. –warknął Ray schodząc posłusznie z ulicy. Lee i Kevin podeszli do taksówki, jednak po chwili wściekłym wzrokiem na Kai’a.
-Przepraszam zapomniałem powiedzieć, że to moje taksówka. –dodał Kai, zauważywszy wzrok przyjaciół Ray’a.
-Kai.
-W Polsce jestem, gdyż wiedziałem, że tu przylecisz, i wiedziałem, kiedy. Wszystko było zaplanowane. –zaśmiał się irytująco Kai.
Ray spojrzał zdziwiony na Kai’a. Coraz bardziej się denerwował i coraz bardziej nie wiedział, co jest wgrane.
-Nie rozumiem cię. –oznajmił Ray powstrzymując się od wypowiedzenia jakiegoś niecenzuralnego słówka. Spojrzał się na Kevin’a i Lee. Stali nad samochodem i wyglądali na bardzo zniecierpliwionych.
-W te podpalania zamieszany jest biovolt. –powiedział Kai.
-ŻE CO?
***
-Wyjaśnij mi to od początku do końca. – powiedział w końcu Ray siedząc koło Kai’a w taksówce. Kevin spojrzał się w stronę Kai’a. Lee siedzący z przodu również odwrócił się by spojrzeć na Rosjanina.
-Dobrze, Biovolt zlecił wiele podpaleń dla tej dwójki, tylko po to by zgarnąć bestie. –powiedział spokojnie Kai.
-Dlatego chciał pozostałe bestie, tak? Te, co brakowało! –uznał Lee.
-Tak, oni sobie podpalali wioski, mieli ubaw po pachy, a Biovolt otrzymywał potrzebne im bestie. – wyjaśnił Kai.
-To wszystko wyjaśnia. – powiedział lekko drgającym głosem Kev.
-Kevin? Co ci się dzieje? – zapytał Lee.
-Nic. –odparł Kev.
Ray i Lee spojrzeli na przyjaciela. Chłopak cały się trząsł. Nawet Kai zaciekawiony spojrzał na zielonowłosego.
-Kevin, dobrze się czujesz? – zapytał ponownie Lee.
-Nie… - oznajmił Kev.
-STOP! – krzyknął Kai.
Taksówka zatrzymała się. Chłopcy wyskoczyli aż z pojazdu by pomóc koledze. Gdy ten stanął na ziemi, nie utrzymał się w pozycji stojącej. Upadł.
-Kevin… Co się z tobą dzieje? – zapytał zaniepokojony Ray. Chłopka nadal się trząsł. Lee i Kai mieli wrażenie że nie może teraz mówić.
Minęło pięć minut nim Kev, w końcu się uspokoił. Drgawki minęły, a chłopak stanął na nogi.
-Kevin, co się z tobą działo? – zapytał wystraszony Ray. Zielonowłosy otworzył lekko przymknięte oczy. Rozejrzał się dookoła. Obecnych zdziwiło zdziwienie wyraźne na twarzy zielonowłosego.
-Kev? –zaczął ostrożnie Lee. –Co Ci się dzieje?
-Nie wiem. –odparł spokojnie Kevin. Mówił normalnie.
-Jak to?
-Przed chwilą byłem gdzie indziej… Widziałem Ra, on, on, on… On… Nie to mi nie przejdzie przez gardło… - jęknął Kev. Wyglądał jakby nagle przypomniał sobie coś strasznego. Chłopak przytłoczony tym co ujrzał siadł na ziemi.
-Co? Co zobaczyłeś? – zapytał Lee. Kei przyglądał się dokładnie zielonowłosemu.
-No, no… przypomniałem sobie jak Ra zgwałcił Mariah. –wydusił z trudem Kevin.
-Co…? –zatkało Ray’a.
-Co zrobił…? –przyłączył się do zdziwionych Lee.
-Ra należy do bardzo nadpobudliwych ludzi. Obecnie jest w pałacu kultury w centrum Warszawy. Pobędzie tam jeszcze z trzy godziny. Załatwi swoje sprawy i poleci. –powiedział Kai.
-Gdzie? –zapytał Kevin zrywając się z ziemi.
-Tego już nie wiadomo, prawdopodobnie zniknie. I już się nigdy nie pojawi. –oznajmił Kai.
Pierwszy kto wpadł do taksówki był Kevin. Po nim Ray i Lee. Kai’owi nie spieszyło się zbytnio.
-Jedziemy dalej. –oznajmił po polsku Kai.
-Ale gazem! –dodał Ray. Również po polsku.
***
Chłopcy stali pod pałacem kultury. Spoglądali w górę.
-Będzie na ostatnim piętrze, tak? –zapytał Ray.
-Tak. –odparł Kevin.
-Skąd ty właściwie wiesz że tu będzie Kev? –zapytał Lee.
-Sam to powiedział, przy mnie, jak mnie wynosili. –oznajmił Kevin.
-Wynosili? –zdziwił się Ray.
-Tak, jak umarłem…
-UMARŁEŚ? –Ray’a ponownie w tym dniu zatkało.
-Udawałem, no i mnie wynieśli za budynek, no i uciekłem. Dalej historie znasz. –powiedział spokojnie Kevin.
-Miło się dowiedzieć. –uznał Ray po chwili milczenia.
Chłopcy razem wkroczyli do budynku. Pierwsze, co im się rzuciło w oczy to ochrona. Było jej trochę za dużo. Wyglądali jakby patrolowali każdy kafelek podłogi.
-Trochę tłoczno… -warknął Kevin, gdy popchnął go wielki mężczyzna niosący kawę w papierowym kubku.
-Jak wiem ten budynek jest bardzo duży. Jak znajdziemy tego durnia? –zapytał Lee.
-Nie wiem… -odparł Ray rozglądając się po holu.
-Chodźcie. –zachęcił ich Kevin schodząc po schodach z boku holu. Znaleźli się w pomieszczeniu z kioskiem i dwoma automatami do kawy. Głębiej znajdował się mały korytarzyk.
-Windy. –oznajmił Kai.
-Do tego pilnie strzeżone. –jęknął Ray. Rzeczywiście. Koło wind stało bynajmniej z trzydziestu napakowanych ochroniarzy.
-Tu musi się dziś dziać coś wyjątkowego… Kurcze no, co! Jakaś super gwiazda przyleciała czy co! –jęknął Kev, gdy został popchnięty przez jakiegoś faceta. Ray przyjrzał mu się. Lekko czerwone oczy, włosy czarne niczym noc.
-Ra… -wyrwało mu się z ust. Mężczyzna odwrócił się. Całą sytuacje bacznie obserwowali ochroniarze.
-Czego? –warknął Ra.
-TY! –krzyknął Kevin. Ray chciał kopnąć Kevin’a, schować go za siebie, byle by Ra go nie zobaczył. Jednak opryszek zdążył go rozpoznać.
-Więc Lei zawalił, cóż trudno. –westchnął Ra.
Kai spojrzał się na schody, którymi zeszli. Już zostały zablokowane przez około dziesięciu ochroniarzy.
-Co teraz, panie mądry? –szepnął Lee do Kevin’a.
-Przepraszam to przez przypadek. –jęknął Kev.
-Powiem tak samo jak cię zabije. –dodał Ray.
-Oni są ze mną. –oznajmił Kai. Ray, Kevin i Lee zwrócili swe spojrzenia w stronę Kai’a.
-A ty niby, kim jesteś? –zapytał się Ra.
-Jestem jednym z przedstawicieli Biovoltu. Jesteś nam coś winny. –oznajmił Kai.
-On przedstawicielem Biovoltu. Chyba żartuje. –pomyślał Ray patrząc się na Kai’a.
Ra w jednej chwili z błogiego uśmiechu na twarzy, lekko zmienił się na przestraszony.
-Nie… Ja… Lei zawalił robotę. –tłumaczył się Ra.
-Tak, ale to ty miałeś oddać bestie. –poinformował Kai. Ra rozejrzał się po pomieszczeniu. Dał krótki znak ochroniarzom za Kai’em, a sam zaczął biec w kierunku windy. Ray już miał zacząć go gonić jednak Kai go powstrzymał.
-Co… Ty… Przecież zwieje. –warknął Ray.
-Co my mu możemy zrobić, nic. Póki się rzeczywiście boi, że jestem z Biovoltu mamy nad nim przewagę. Ale bardzo małą. –oznajmił Kai.
-Wycofał ochronę. –poinformował Kevin. Ray spojrzał na schody. Nie było nikogo. Chłopcy weszli do poprzedniego pomieszczenia. Również pustka oprócz kilku pracowników.
-Boi się, i to bardzo. –zaśmiał się lekko Kai.
-Ale jak powiedziałeś nie daje nam to nic. Bynajmniej nas uratowałeś, dzięki. –podziękował Ray. Kai spojrzał się na niego.
-Was przy okazji, ratowałem również siebie. –oznajmił Kai. Chłopcy wyszli po za budynek. Stali przed schodami.
-Czemu właściwie nam pomagasz. –zapytał Ray.
-Bo Ra ma coś, na czym mi zależy. –oznajmił bezbarwnym głosem Kai.
-Co? –zapytał bez zastanowienia Ray.
-A, co cię o obchodzi? –zezłościł się Kai.
Ray powiedział przepraszam i odwrócił się w stronę pałacu.
Chłopcy stali przed budynkiem przez kolejne pół godziny.
-Przecież to beznadziejne! Nas jest czterech ich przynajmniej setka. –jęknął Lee przerywając nieprzyjemną ciszę. Ray, który zajęty był bardziej obserwowaniem niedalekiej fontanny spojrzał ponownie na pałac kultury. Nic się nie działo. Zresztą, co miało się dziać. Ray nawet nie miał pewności czy Ra już zwiał. Powiedział to na głos.
-Raczej nie. –uznał Kai. –Pewnie obawia się ludzi z Biovoltu. Dlatego właśnie nas puścił. Przecież to logiczne. Równie dobrze mógł nas zabić na miejscu.
-Też racja. –przyznał Ray. Chłopak aż wzdrygnął się. W ogóle jakoś dziś słabo myśli. Tylko, dlaczego. Dlatego że się boi.
Wszyscy aż podskoczyli, gdy usłyszeli potężny wybuch.
-Gdzie to… -zapytał się Ray, jednak, gdy spojrzał na pozostałych zauważył, że patrzą się oni w górę w stronę pałacu. Również spojrzał się w górę. Potężny i czarny kłąb dymu wyłaniał się z górnych pięter.
-Biovolt. –uznał Kai. –Nie ma czasu do stracenia, chodźcie!
Chłopcy pobiegli w stronę pałacu. Nie zastanawiając się nic zeszli do bocznego pomieszczenia i szybko wskoczyli do windy. Chwilę potem dojechali na górne piętra. Gdy drzwi windy rozsunęły do małej windy (przepraszam za to powtórzenie, ale naprawdę nie wiedziałam, co napisać) wleciał czarny dym. Chłopcy zaczęli się dusić. Gdy zdołali sobie zakryć twarze weszli do pomieszczenia. Dym był aż tak bardzo gęsty, iż nic nie było widać niczego. Ray jednak dostrzegł, iż znajdowali się w jakimś długim korytarzu. Na końcu mieniło się duża ilość sylwetek. Ruszali się, bardzo szybko. Bili się. Dym był jednak za gęsty. Ray zobaczył, że pozostali ponownie weszli do windy. Machali do niego rękami, aby również wszedł. Nie zdążył. Drzwi windy zamknęły się nim zdążył dojść. Inne windy nie reagowały. Ray już nie mógł złapać oddechu. Powoli osunął się na ziemie. Stracił przytomność. Jedyne, co zobaczył nim zemdlał to, to że ktoś do niego podszedł. Jednak już nie mógł zobaczyć, kto.
***
-Ray? Dobrze się czujesz? –usłyszał jakby przez mgłę Ray. Otworzył oczy. W około niego stał Kai i Kevin. Byli na zewnątrz. Ray leżał na jakimś leżaku. Po chwili zorientował się, iż wokół aż roi się od policji, straży pożarnej i karetek pogotowia.
-Co, co się stało? –zapytał Ray wstając z leżaka. Chłopak był bardzo zmęczony. Z trudem stał na nogach.
-Nie zdążyłeś wejść do naszej windy. Dobrze, że udało ci się wejść do innej. –uznał Kevin.
-Co, jak to? Ja nie wsiadałem do żadnej windy. Ja… zemdlałem. –wyjaśnił Ray.
-Głupoty gadasz. –uznał Kev.
-Nie naprawdę. –powiedział Ray. Patrzył się w stronę ogrodu. Jego uwagę przyciągnął wygląd kwiatów. Wszystkie czerwone. Piękne. Przez moment miał wrażenie, że tam stoi…
-Chłopaki mam złą wiadomość. –pojawił się Lee. Ray wytrącony z uwagi spojrzał na Lee. Miał bardzo ponura minę. Jednak Ray ponownie spojrzał na ogród. Już nikt tam nie stał.
-Co to? –zapytał Kev. Lee podał im jakąś listę. Co dziwne Podał ją Ray’owi. Ray przeczytał nagłówek listy. Zatkało go.
-Boże, lista ofiar Mark’a Leddr. –jęknął Ray wciąż patrząc się na nagłówek.
-To imię i nazwisko Ra. –oznajmił Kai.
-Spójrz się na sam koniec. –poinformował Lee.
Ray przejechał dość długą listę wzrok. O mało nie krzyknął, gdy zobaczył imię i nazwisko ostatniej ofiary Ra. To była Mariah.
-Zmarła… Miesiąc temu w szpitalu w Hong Kongu. –przeczytał Ray. Chłopak czuł się strasznie. Oddał Lee listę.
-Przykro mi. –powiedział Kai zwracając się do trójki przyjaciół. –Wybaczcie, musze już iść.
Nim Ray zdołał się na tyle otrząsnąć by podziękować mu za pomoc, Kai już znikł. Poszedł…
Kevin zaczął płakać. Lee poklepał go po ramieniu. Sam miał jakoś niewyraźną mine. Ray ponownie spojrzał na ogród. Te kwiaty były takie piękne, lecz teraz były również takie smutne…
KONIEC
----------------------------------------------------------------------------------------------
The end koniec, papa amen możecie już iść
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Szila
|
Wysłany:
Sob 12:01, 05 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów
|
Robi się coraz ciekawiej jak ja to uwpielbiam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! DAWAJ SZYBKO NEXTA!!!!!!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Sob 13:00, 05 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Ale to już koniec....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Annie
|
Wysłany:
Sob 19:49, 05 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
AAA szkoda ze juz sie skonczyl no skzoda..ale byl superrrrr
____________________________
KOCHAM śmierć BO tylko
ONA na MNIE czeka!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jiraiya Gość
|
Wysłany:
Nie 21:35, 06 Lis 2005 |
|
|
|
WOW, lubię takie zakończenia.... W ogóle chyba lubię zakończenia... xDDD Ale mniejsza z tym... Super jest i tyle, kufa no... Kocham Ciebie i jestem chora psychicznie... Ale ff mi się naprawdę podoba.
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|