|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Mao
|
Wysłany:
Wto 19:59, 25 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Ach... Beyblade ... Tralalala nie mam nic do powiedzenia jako autor Jedyne co to miłego czytania...
Rozdział 1: Tragiczna wiadomość
-Upał…
-Racja Tyson, chyba nigdy tak bardzo nie grzało, jak w tym miesiącu. –potwierdził Ray.
-Ale za to nie leje z cebra. Lubię ładną pogodę. –poinformował Max.
-W takie upały firmy produkujące napoje orzeźwiające nieźle zarabiają. –uznał Kenny.
-A ty Kai, co myślisz o tej pogodzie? –zapytał się Tyson.
-Obojętne mi to. –odezwał się Kai.
-Ten jak zawsze swoje… -szepnął cicho Tyson.
-Słyszałem. –warknął Kai.
-Chłopaki, ja nie wytrzymam, chyba musze się czegoś napić. –westchnął Ray.
-Dobra , stawiam cole u mnie w domu. –uśmiechnął się Tyson. Z placu zabaw na którym to wszystko się zaczęło cała drużyna wprost pobiegła do domu Tyson’a. Gdy chłopaki doszli wprost rzucili się do domu w którym panował przyjemny chłód i wszędzie można znaleźć było cień. Chłopaki usadowili się w około stołu i czekali aż Tyson wyjmie zimną cole. Oczywiście Tyson, nie pamiętał że włożył je do innej lodówki więc zaczął przeszukiwać całą kuchnie. Ray westchnął i włączył mały przenośny telewizor który stal nieopodal wyjścia z kuchni. Wiadomości.
-Chłopaki, gadają coś o tych upałach! –uciszył resztę Kenny.
-… Upały spowodowały wiele zapłonów lasów w samej Japonii jak i też niestety nieszczęśliwe pożary w Chinach. Ponad dwadzieścia wiosek położonych nieopodal Tybetu stanęło w ogniu, z pożaru ocalała tylko jedna osoba, jednak dziewczynka zmarła wczoraj w szpitalu na wynik oparzeń. A teraz dowiemy się co się dzieje na dzisiejszym szczycie w Tokio. Halo Ma…
Tyson wyłączył telewizor. Wszyscy patrzyli się na Ray’a. On pochodził z jednej z wiosek położonej niedaleko Tybetu. Z opisu wynika że właśnie jego dom spłoną, a przyjaciele i rodzina…
-Zginęli… -odezwał się nagle Ray.
-Jesteś pewny że to tam? –zapytał się Max.
-Tak, na pewno, t-tam. –jęknął Ray po czym wstał z krzesła. Chłopak spuścił głowę i wyszedł z pomieszczenia.
-Ray… -zaczął Tyson.
-Proszę zostawcie mnie samego. –poprosił nieco płaczliwym głosem Ray. Chłopak wyszedł z domu Tyson’a, a dziadek chłopaka który ich ugościł najpierw chciał zagadać do Ray’a jednak gdy zobaczył go od razu zrezygnował. Ray szedł ulicami Tokio chyba cały dzień, kręcił się w tą i z powrotem. Bez jakiegokolwiek sensu. Upał już nie przeszkadzał mu tak jak przed jakąś godziną. Teraz palił jego skórę niczym rozżarzony pręt. Ogień może zbawić i zabić… Jednak może zostawić bliznę na psychice do końca życia.
-Gdzie on jest… -zmartwił się Tyson.
-Wróci, chyba… -uznał Max bujając się na krześle.
-Nie sądzę żeby teraz wrócił… -odezwał się Kai jednak przerwał gdy do pomieszczenia wszedł Ray. Uśmiechał się do przyjaciół.
-Wyjeżdżam. –oznajmił krótko Ray.
-Gdzie? –zapytał się bez zastanowienia Tyson jednak za to otrzymał mocne uderzenie łokciem od Kenny’iego.
-Jadę, do tego szpitala gdzie zmarła tamta dziewczynka, chce się dowiedzieć kim była. –powiedział Ray i odwrócił się by wyjść.
-Ray?
-Yhm?
-Mogę jechać z tobą? –zapytał się Tyson.
-A ja? –dodał Max.
-Ja też chce! –wtrącił Kenny. Wszyscy spojrzeli się na Kai’a.
-No dobra, JA TEŻ! –syknął zbombardowany wzrokiem kolegów Kai.
-Jeśli chcecie…
-TAK! –odezwali się pozostali, oczywiście prócz Kai’a.
-Prawdziwi z was przyjaciele. –uśmiechnął się Ray. Po raz pierwszy od smutnej wiadomości, uśmiechnął się tak prawdziwie.
***
Jeszcze jedno wzgórze dzieliło przyjaciół od miejsca zdarzenia. Ray szedł coraz to szybciej. Gdy stąpali po spalonej ziemi ciszę która trwała od początku podróży przerwał Kai:
-Ray, mam pytanie. Czy na pewno chcesz tam iść?
-Sam nie wiem, i tak, i nie… -odparł Ray.
-Mam świetny pomysł. –kontynuował Kai. –Lepiej pójdź tam sam.
-Co ty odstawiasz? –warknął do Kai’a po cichu Tyson.
-Zamknij się panie „wyjątkowo – słabo – kapujący” wytłumaczę ci w schronisku.
-No nie wiem, przeszłyście ze mną taki kawał drogi i macie się nagle wracać? –zastanowił się Ray.
-Ra… -zaczął Tyson jednak otrzymał pożarnego kopa w kostkę od Max’a. –No nie!
-Co? –zdziwił się Ray. Kocio Oki był bardzo zamyślony. Nawet nie zauważył jak koledzy zaczęli najeżdżać na biednego Tyson’a który jak zawsze nie miał ochoty nawet pomyśleć.
-Nic nie szkodzi mi to nie przeszkadza, a wam? –zapytał się pozostałych Max.
-Mi nie. –warknął Tyson masując sobie kostkę.
-Mi też. –wtrącił Kenny.
-Więc postanowione. Do zobaczenia w schronisku na dole. –oznajmił Kai który poprowadził chłopaków w dół. Ray westchnął ciężko i spojrzał przed siebie. Z każdym kolejnym krokiem czuł się coraz gorzej. Narastająca rozpacz, nagły brak. Dlaczego właśnie teraz? Gdy chłopak doszedł już na miejsce z trudem oderwał wzrok od spalonej ziemi by spojrzeć się na szczątki swego domu rodzinnego. Gdzieniegdzie pałętały się pozostałości drewna. Na ziemi stały bez żadnego ładu lekko podsmalone kamienie. Ray powoli szedł przed siebie i obserwował to pozostałości domów. Zatrzymał się przy zniszczonych kamiennych schodkach. Przeszedł koło nich wchodząc do ruin jednego z domu. Chłopak nagle poczuł ukłucie bólu w płucach. Powietrze było napełnione zapachem spalenizny.
-Tym się nie da oddychać. –jęknął Ray i zakasłał. Chłopak nagle spostrzegł coś świecącego wśród gruzów. Podszedł by zobaczyć co to. Wspomnienia uderzyły do jego głowy gdy podniósł ów przedmiot. Była to srebrna spinka do włosów. Ray schował ją do kieszeni i poszedł dalej. Rozpoznawał każdą rzecz która pewnie dla kogoś innego była by tylko czymś sfajczonym. Czymś niegodnym uwagi. Ray z każdą chwilą czuł się coraz bardziej samotny, coraz bardziej wściekły sam na siebie. W tym problem że nie wiedział dlaczego. Minęła godzina nim czarnowłosy doszedł do ostatniego domu. Wszedł i przeżył niemały szok. Na samym środku stało małe ozdobne pudełko. Ray odrazy przypomniał sobie skąd je zna. Właśnie w tym pudełku dziadek Lee przechowywał Drigera, nim nie przekazał go Ray’owi. Chłopak nim podniósł pudełko otworzył je. W środku były najcenniejsze rzeczy jakie były w wiosce. Konkretniej to bestie. Tylko że brakowało dwóch z czterech, nie licząc Driger’a. Nie było Galux’a i Galman’a.
***
-Czyżby schowali bestie nim zginęli w ogniu? –zagadnął Kenny.
-Mam lepsze pytanie, czemu do tej pory nikt tego nie znalazł. –odezwał się Ray trzymając w ręce pudełko. Wielkie krople deszczu obijające się o okno schroniska robiły niewyobrażalny huk. W samym pomieszczeniu jednak było bardzo ciepło, a robiło się coraz cieplej.
-Z tego co wiem, tam było mnóstwo osób, począwszy od specjalistów od pogody, idąc przez strażaków, skoczywszy na telewizji. Czyli najmniej z pięćdziesiąt. –oznajmił Kenny.
-No to już jest kolejna zagadka. –wtrącił Kai.
-Kolejna…? –zdziwił się Ray. Nie miał pojęcia jaka była ta „pierwsza” zagadka.
-Właśnie, gdy spacerowałeś po spalonych wioskach ja, znaczy się my poszukaliśmy nieco informacji w sieci. –poinformował Kenny i uruchomił swego laptopa.
-Taaa? –odezwała się Dizzy.
-Opowiedz co zapisałem na dysku. –poprosił Kenny.
-A więc zaczynam: Raz! Temperatura w tym regionie nie była wystarczająca oby wzniecić ogień promieniami słonecznymi. A grunt był mokry po zeszłotygodniowych opadach deszczu więc jakiekolwiek przypadkowo zostawione ogniska też odpadają. –wytłumaczyła Dizzy.
-Zaraz… Co macie na myśli? –zapytał Ray.
-To nie mógł być wypadek. -uznał Kai
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Jiraiya Gość
|
Wysłany:
Wto 20:51, 25 Paź 2005 |
|
|
|
Już to kiedyś czytałam z tego co pamiętam, więc wiesz co o tym sądze... Ale dla przypomnienia napiszę jeszcze raz - ŚWIETNE!!
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 17:11, 26 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Hmmm szczerze to nigdy nie dawałam Ci tego do czytania ale to szczegół
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jiraiya Gość
|
Wysłany:
Czw 21:08, 27 Paź 2005 |
|
|
|
W takim razie mam dejavu czy jak to się pisze... Bo czuję tak jakbym to już czytała xDDDD
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Pią 11:48, 28 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Bo ty byłaś męczona wszystkimi moimi fickami więc już styl rozpoznajesz. Co ja Ci zrobiłam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Szila
|
Wysłany:
Pią 14:00, 28 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów
|
Daphne ja też już to wcześniej czytałam ale na innym forum. FF jest bardzo ciekawy i świetny
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Sob 14:35, 29 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Rozdział 2: Ogień śmierci - wizja
-Ile bym dał żeby wybudowali tu jakąś kolejkę górską. Żeby sobie spokojnie WJECHAĆ na górę, a nie ciągle tak na pieszo! –warknął pełen wyrzutów Tyson.
-Wyobraź sobie że ja tu wchodziłem i schodziłem parę razy dziennie. –oznajmił jęczącemu bez przerwy Tyson’owi, Ray. –Zresztą nie martw się, zaraz jesteśmy na górze.
-W końcu… -tym razem jęknął Max. –Przyznam że już trochę się zmęczyłem.
-To chyba przez te powietrze, wieczorem lało, a teraz znowu upał. Wahania ciśnienia. –uznał spokojnie Ray.
Chłopcy znowu szli do wioski. Tym razem przyjrzą się czy rzeczywiście to nie był wypadek.
Gdy doszli zapadło nieprzyjemne milczenie. Wszyscy oprócz Ray’a byli wstrząśnięci widokiem zniszczenia.
-Do roboty. –oznajmił krótko Ray.
Wszyscy spojrzeli się na niego.
-Właściwie to czego szukamy? –zapytał Tyson.
-Wszystkiego. –usłyszał w odpowiedzi od Kenny’iego.
Chłopcy rozeszli się i zaczęli szukać czegokolwiek co mogłoby ich doprowadzić do jakiejkolwiek potwierdzenia wczorajszego wniosku.
-Chłopaki! –krzyknął Tyson. –Chodźcie tu!
Wszyscy zebrali się pędem koło Tyson’a. Gdy wszyscy już byli Tyson wskazał ręką mały dołek. Był bardziej spopielony niż ziemia. Tak jakby ogień palił się najdłużej właśnie w tym miejscu. Ray spojrzał się na te miejsce. Nagle poczuł się wyjątkowo słabo. Nogi się pod nim ugięły. Dalej już nie wiedział co się z nim działo. Widział zupełnie co innego.
***
-Debilu! Mówiłem że MY bierzemy tylko zakładników, a wy zwiewacie na wschód. –warknął wysoki chłopak z bardzo ciemną cerą. Miał prawie czerwone oczy. Włosy miał czarne niczym noc. Spojrzenie ostre i groźne. Stał między płonącymi domami. Nie bał się że coś na niego spadnie. Za nim stało z dziesięciu ludzi. Niektórzy z nich trzymało nieprzytomnych chłopaków. Ostatniego z trzech rannych chłopców, największego trzymała dwójka, ubranych na czarno mężczyzn.
-Morderca… -warknął zielonowłosy chłopak który nagle się ocknął.
-Dziękuje. –odparł mu czerwonooki. –Dobra, dawaj tą dziewczynę.
-Zrozum Lei to nie fair, ty zawsze bierzesz co najlepsze a nam zostaje uciekanie i udawanie idiotów. –warknął mężczyzna stojący naprzeciwko czerwonookiego. –Daj mi chociaż tą dziewczynę!
-Wiem, że już zrobiłeś z nią co chciałeś, teraz oddaj ją Ra. –warknął czerwonooki.
-Lei! Nie bądź skąpy. –zajęczał Ra. –Moi ludzie też chcą się zabawić.
-Moi to niby nie? –warknął Lei wskazując na stojącą za nim grupkę. Mężczyźni stojący za Lei’em przyznali mu stu procentową rację. Buntowniczo jęknęli ludzie za Ra.
-Nie oddam jej. –warknął w końcu Ra.
-Coś ty? Bujnąłeś się? Czy ci nie starczy jeden raz? –zaśmiał się Lei ,a za nim śmiechem ryknęli jego ludzie.
-Jesteś skąpy! Co my mamy z tego durnego podpalania? Pieniądze! A ty masz i pieniądze i darmową służbę! Czy to SPRAWIEDLIWE? –wkurzył się ostro Ra. Jego srebrne oczy zaświeciły groźnie.
-Dobra, widzę że serio ci zależy. Obiecuje że za następną akcją dam ci wszystkich ludzi. Teraz jednak zostaje jak jest. No i bierz tą dziewczynę. –złagodniał Lei. Widocznie przestraszył się Ra. Srebrnooki uśmiechnął się triumfalnie i odszedł tak jak było powiedziane na wschód. Trójka jego ludzi niosła nieprzytomną dziewczynę, była cała poraniona a jej włosy wprost czarne od smaru. Lei patrzył się jak jego wspólnik odchodzi.
-Co za idiota. Gdyby nie był tym kim jest zamieniłbym wspólnika cztery pożary temu. –warknął Lei.
-Szefie, to idziemy? –zapytał się nagle jeden z jego ludzi.
-Tak, tak, przepraszam was lekko się zamyśliłem. –powiedział błogo Lei.
-Nie ujdzie ci to płazem, sukinsynie. –warknął jeden z porwanych.
-Ciii, nie mów że mi zrobisz krzywdę? Ze złamaną nogą i pewnie połamanymi żebrami. –zaśmiał się Lei patrząc na zielonowłosego chłopaka trzymanego przez jednego z jego ludzi.
-Kto powiedział że ja? –zapytał się zielonowłosy i kaszlnął krwią.
-Z tymi żebrami chyba miałem rację. Zresztą mało ważne. Trzeba będzie się tobą lekko zaopiekować żebyś nam nie wykitował po drodze. Nie możemy zostawić żadnego trupa. –oznajmił Lei idąc na przód przez dopalającą się wioskę. Poszedł w przeciwnym kierunku niż Ra. Lei zaśmiał się niczym wariat idąc przez ogień. Śmiał się a jego oczy świeciły triumfem. Wprost paliły się niczym ta wioska. Głęboką czerwienią śmierci. Ogniem śmierci.
***
-Ray? Obudź się … RAY!
-Nie… drzyj… mi… się… DO UCHA! –krzyknął Ray zrywając się na równe nogi. Chłopak był zalany potem, i czuł przeszywające go przerażenie. Spojrzał się dookoła. Czarna ziemia, pozostałości domów…
-Ray, wystraszyłeś nas nie na żarty gdy zemdlałeś. –oznajmił Max. –Na dodatek jeszcze jęczałeś. Nie mogliśmy cię dobudzić.
-Zemdlałem? –zdziwił się Ray. Nagle to co w jednej chwili odpłynęło w dał, powróciło jak piorun. Z podwojoną siłą. Ray siadł na ziemi i zaczął się trząść. Nie mógł znieść tego widoku. Podpalili wioskę, dla zysku. Kogo porwali? Ray szybko starał się przypomnieć sobie wszystko co ujrzał. Wszystko było takie realne. Takie prawdziwe. Jeśli to była wizja? Bardzo możliwe.
-Lee, Gary, Kevin… poszli z Lei’em. –zaczął Ray na głos by nie zapomnieć. –Mariah została zabrana przez Ra.
-O czym ty gadasz? –przestraszył się Max. Czyżby przyjaciel stracił zmysły.
-Tak. –odezwał się Ray i uspokoił się w jednej chwili. Przeszły mu drgawki i strach. Wiedział że to musiała być jakaś cholerna wizja.
-Ray? Dobrze się czujesz? Może zejdziemy do schroniska? –zapytał się Tyson.
-Czuje się DOSKONALE! –syknął Ray. –Zdaję się że mamy idealny trop.
-Co masz na myśli? –zapytał Kai.
-To byli wspólnicy, dwie grupy działające razem, jedni poszli na wschód ,drudzy udali się w przeciwną drogę, jednak nie wiem gdzie dokładnie. Podpalali dla zysku. Dostawali za to pieniądze, a ludzi których udało im się schwytać zabierali ze sobą. –poinformował Ray.
-Bardzo możliwe. Powiedz: miałeś coś w rodzaju wizji? –zapytał się Kai.
-E… Tak. –oznajmił Ray. Kai uśmiechnął się lekko. Czyżby był pewny że to co ujrzał Ray gdy był nieprzytomny było prawdą?
-Jeszcze mamy szansę ich dogonić? –zapytał się Kai.
-Nie za bardzo, minęło już bardzo dużo czasu, nie wiadomo czy nie są już poza krajem. –oznajmił krótko Ray. Sam nie chciał nawet o tym myśleć. Jak uda im się ich znaleźć? Jednak z imion i wyglądu wynikało że są z pochodzenia Chińskiego, i są pewni że nikt ich nie złapie, byli wyjątkowo spokojni. Czyżby mieli siedzibę gdzieś właśnie tu. W Chinach…
-Mamy jeszcze jedną małą poszlakę. –odezwał się Kai. –Dziewczynka która zmarła w szpitalu.
-Ale nie wiemy gdzie jest ten szpital gdzie została przewieziona. –odezwał się Kenny.
-Wiemy, do najbliższego. –powiedział Ray i tym razem poprowadził przyjaciół w inne miejsce.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Tralalala, nie chciało mi się sprawdzać tego więc dałam co tam miałam. Ty było dopiero ctr + c a potem ctr + v
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jiraiya Gość
|
Wysłany:
Sob 18:20, 29 Paź 2005 |
|
|
|
"Niektórzy z nich trzymało nieprzytomnych chłopaków" - błąd gramatyczny... ^^" powinno być "niektórzy z nich trzymali" bądź "kilku z nich trzymało"... Było jeszcze w którymś miejscu coś podobnego ale już nie chce mi się szukać. Poza tym, jest świetne i tyle xD
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Sob 18:25, 29 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
A bo ja w ogóle jakoś nielogiczna jestem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Jiraiya Gość
|
Wysłany:
Sob 19:09, 29 Paź 2005 |
|
|
|
To prędzej ja jestem nielogiczna, ale to nie ważne.... Pisz dalej xDDD
|
|
|
IGNI-GENA Gość
|
Wysłany:
Sob 21:22, 29 Paź 2005 |
|
|
|
A ja powiem jedno Tarja to jest swietne chociaz czytalam to na tamtym forum lecz nie komentowalam bo nie bylam pewna czy na nim bede ale teraz ci komentuje mowie pisz dalej bo jak nie to duch moj cie nawiedzi i pozalujesz hehe ( o tak jak ja koffam straszyc innych) hehehe szkla okienne ( ups bije mi)
a tak wogole to wiesz ze Magda nie zyje??
|
|
|
Connie Gość
|
Wysłany:
Sob 22:02, 29 Paź 2005 |
|
|
|
Nareszcie dajesz częście o ludzkiej długości. A nie to co na innym forum było... Ech...
Co do ficka to chyba nie muszę powtarzać że świetny?
|
|
|
Szila
|
Wysłany:
Sob 22:41, 29 Paź 2005 |
|
|
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z świata Aniołów
|
Mi bardzo podoba się ficzek ^_^ i nie zamierzam przestać czytać. Pisz dalej a ja na pewno skomentuję
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Annie
|
Wysłany:
Wto 20:03, 01 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 28 Paź 2005
Posty: 25 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/5
|
Cool Ficzek podoba mi sie czekam na kolejna czesc
__________________________________
KOCHAM śmierć BO tylko
ONA na MNIE czeka!!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 14:30, 02 Lis 2005 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Rozdział 3: Kolekcjoner
-My byśmy chcieli się dowiedzieć coś o dziewczynce która zginęła w pożarze w górach. –powiedział miłym głosem Ray, pielęgniarce.
-Jeśli jesteś z telewizji, to zapomnij. –warknęła pielęgniarka która nawet się nie spojrzała na chłopaka. Była zajęta zawieszaniem ogłoszeń. Kobieta była młoda. Miała blond włosy z tego co było widać. Od początku rozmowy stała tyłem.
Ray westchnął cicho.
-Przepraszam, przykro mi że ciocia mnie NIE POZNAJE! –syknął tak ozięble Ray aż pielęgniarka podskoczyła.
-RAY! –krzyknęła prawie na cały szpital. –TO TY ŻYJESZ?
-Nie, wcale nie. –powiedział drętwo Ray.
Kobiecie zaszkliły się oczy. Chwilę potem rzuciła się na szyje Ray’owi.
-Spokojnie, cieszę się że ciocia też żyje. –oznajmił Ray lekko przyduszony przez kobietę.
-Wiesz… -kobieta odkleiła się od chłopaka. –Miałam nocny dyżur. Gdy się dowiedziałam nie mogłam się pozbierać. W końcu to był mój dom.
-Wiem, z tego co wiem to ty się opiekowałaś tą dziewczynką która zmarła. Kto to był? –zapytał się Ray.
-Sao. Mała Sao z trzeciej wioski. Mówiła dziwne rzeczy, starałam się ją uspokoić jednak nie mogłam. Chciałam żeby umarła szczęśliwa… -oznajmiła kobita a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
-Ja już myślałem że jestem sierotą. –powiedział uśmiechnięty Ray. –Powiesz mi co powiedziała Sao?
-Tak, oczywiście, mówiła coś o czerwonookim potworze, i srebrnookim ptaku. Najpierw zapalili wioskę potem podobno zabrali jak ona to powiedziała „mamusie i tatusia”, i zapomnieli o niej. Przeżyła pod kocem cały pożar. –oznajmiła pielęgniarka.
-By się zgadzało. –oznajmił zamyślony Ray łącząc w głowie wszystkie szczegóły.
-Co? –zdziwiła się ciotka Ray’a.
-Nic, wiesz ciociu. –Ray wyjął kartkę i zapisał na niej jakieś numery. –To moje konto bankowe, skorzystaj z niego i zadomów się gdzieś, wynajmij mieszkanie. Tak żebym ja tez mógł tam z tobą być. Ja załatwię parę spraw i wezmę swoje rzeczy z Tokio. Daj mi znać tylko gdzie mieszkasz.
-Zapytasz tu w szpitalu, jeśli mnie nie będzie. –powiedziała ciocia i ucałowała w policzek Ray’a. –Przyjedź szybko.
-Nie wiem czy to będzie tak szybko. –oznajmił Ray i kiwnął głowa na chłopaków. Wyszli razem ze szpitala. Gdy opuścili placówkę rozpoczęła się zabawa w skojarzenia.
-Dziewczynka mówiła o nich, opisała przywódców. –powiedział Kenny.
-Tak. Teraz muszę ich tylko znaleźć i uwolnić wszystkich. –uznał Ray, a jego oczy zrobiły się kocie. Źrenice zważyły się ,a kolor stał się złoty.
-Muszę? Chyba musimy! Idę z tobą! –krzyknął pełen wyrzutu Tyson.
-To niebezpieczne, nie chce was narażać. –powiedział Ray.
-Niebezpieczne? Już nie raz wyszliśmy z takiej sytuacji, zawsze razem! –oznajmił Max.
-Nie dasz sobie rady bez nas. –poinformował Kenny.
-Jesteśmy z tobą. –oznajmił Kai.
-Dzięki. Więc trzeba będzie dokopać którejś z grup. –warknął Ray.
-Tylko której…? –zapytał się Max.
-Na której bardziej ci zależy Ray? Która jest gorsza? –zapytał Kai.
-Zdecydowanie… -przez głowę kociaka przebiegła cała wizja. –Zabiłbym srebrnego ptaka.
***
-Ta cała sprawa robi się coraz bardziej beznadziejna. –uznał Max leżąc na łóżku.
-Nic, wszędzie, nic… Nigdzie w sieci nie ma o nich informacji… -poinformował dramatycznie Kenny.
-Nic tam nie znajdziecie nigdy. Sieć jest najlepszą przykrywką. –oznajmił Kai.
-Co masz na myśli? –zapytał Ray.
-Że mogą się kryć pod innymi imionami. To przecież proste. –oznajmił Kai tonem jakby mówił do siedmiolatków.
Ray westchnął ciężko i spojrzał na Max’a. Chłopcy mieli niepewne miny. Zabić Kai’a za jego „olewke” czy nie?
Milczeli z pięć minut. Gdy rozległo się natarczywe i głośne pukanie, chłopcy aż podskoczyli na swoich miejscach. Gdy wymienili spojrzenia wszyscy zwrócili wzrok w stronę Tyson’a. Chłopak podniósł się z bardzo źle ukrywanym zrezygnowaniem i podszedł do drzwi. Gdy otworzył drzwi aż krzyknął ze zdziwienia. Za drzwiami stał Kevin. Był cały brudny oczy miał jakieś nieobecne. Jednak nic nie zdążył powiedzieć gdyż chwilę później Tyson musiał skoczyć do przodu by złapać mdlejącego chłopaka.
***
-Kevin? Kevin? –odezwał się łagodny głos.
-Co? Gdzie ja jestem…?
-W schronisku…
-RAY? –Kevin zerwał się z łóżka.
-Tak… -odparł Ray. –To ja.
-Ale mam szczęście. –powiedział nieco bardziej przytomnie Kevin. –Czysty fart.
-Jak to nie wiedziałeś, że do nas zadreptałeś? –zapytał Tyson.
-Nie… Walnąłem tam gdzie było najszybciej, czułem, że dalej nie pójdę. –poinformował Kevin.
-Powiedz mi, co się stało. –zapytał Ray.
Kevin spojrzał na niego z otwartymi ustami.
-Proszę daj mi trochę czasu, bo, bo… ja nic nie pamiętam. Nic z ostatniego miesiąca… Chyba.
Ray wymienił spojrzenia z kolegami. Wszystko się komplikowało. Wszystko…
***
Ray opowiedział wszystko Kevin’owi. Jednak ten nic sobie nie przypomniał. Był w szoku. Nie chciał jednak iść do wioski. Nie chciał nic. Nic nie jadł. Było coraz gorzej. Dni mijały mu na strachu. Jednak jedynie Ray zauważył najważniejszą rzecz. Kevin zaczął zapominać coraz więcej.
***
Promienie słoneczne wpadały przez okno oświetlając mały pokoik, w którym znajdowało się sześciu chłopców. Ranek. Jednak jeden z chłopców już nie spał. Był to Ray. Stał nad łóżkiem zielonowłosego przyjaciela. Czekał aż ten się zbudzi. Nie musiał czekać długo. Jego kolega otworzył oczy, które przymrużył chwilę później porażony siłą promienia słonecznego.
-Czemu nade mną stoisz? –zapytał się chłopak.
-Czekam aż się obudzisz. –odparł smutno Ray.
Kevin wstał. Zszedł z łóżka i rozejrzał się. Potem spojrzał na Ray’a pytającym wzrokiem.
-Gdzie my jesteśmy? –zapytał się Kev.
-W naszych rodzinnych stronach. –odparł Ray, w coraz większym smutkiem w głosie. Nie zwrócił nawet wielkiej uwagi, że podszedł do niego Kai.
-Dlaczego nie pójdziemy do domu? –zapytał zielonowłosy. –Po co tu siedzimy?
Ray odwrócił się wymieniając krótkie spojrzenie z Kai’em.
-Ray? –Kevin nie dawał za wygraną.
-To nie może się dalej ciągnąć. Trzeba go gdzieś zawieść, do szpitala czy gdzieś. –oznajmił Ray, podchodząc do okna.
-Kogo? Mnie, ale ja się dobrze czuje. –wtrącił oburzony Kevin.
Kai spojrzał się na Kevin’a piorunującym wzrokiem.
-Masz racje. Najlepiej zawieź go do swojej ciotki. –oznajmił Kai.
-Gdzie? –wtrącił Kevin.
-Kevin, jedziemy do szpitala. –oznajmił Ray pochylając się nad Kevin’em.
-Czemu mówisz do mnie jak do dziecka? –warknął Kev odpychając od siebie Ray’a. Jednak Ray, nie dał za wygraną. Chciał złapać zielonowłosego jednak ten umknął szybko i wybiegł z pomieszczenia. Kai i Ray ruszyli w pogoń za nim.
-Założę się, że kieruje się w stronę wioski. –krzyknął Ray biegnąc w stronę już nieistniejącego swego domu.
Kevin’a już nie było widać. Gdy Ray i Kai dobiegli przeżyli nie mały szok. Wszyscy mieszkańcy wioski byli… Tu.
-Kevin. –krzyknęła matka zielonowłosego chłopaka, gdy ten rzucił się w jej ramiona. Ray i Kai stojąc zauważyli jedna. Wszyscy czegoś szukają.
-Ray? –zdziwiła się jedna z kobiet, gdy ujrzała stojących chłopców. Na dźwięk tego imienia wszyscy obrócili się w stronę Kai’a i Ray’a.
-Ucieka…! –krzyknęła jedna z kobiet, jednak po chwili na jednym z wysokich głazów pojawił się nie, kto inny jak sam Lei.
-No proszę, proszę. Ten sam wrócił, a tu sam przyszedł. –powiedział spokojnie Lei. Za nim stał Lee i Gary. Próbowali coś powiedzieć jednak nie mogli gdyż stali dokładnie za Lei’em. Znaki migowe były nie odczytywalne.
-Dlaczego spaliłeś wioskę? –zapytał się od razu Ray.
-Skąd wiesz, że to ja? –zdziwił się Lei. Jednak jego głos wypełniało rozbawienie.
-Bo wiem, i nie odpowiadaj na moje pytanie, pytaniem. –warknął Ray.
-Dla zysku, ale nic nie zarobiłem ktoś zabrał mi to, co miałem przekazać. –poinformował Lei. Jego głos teraz był już napełniony złością.
Ray szybko załapał. Wymienił spojrzenia z Kai’em i ponownie zwrócił się do Lei’a.
-Czego szukasz? –zapytał Ray.
-Ja? Ja niczego, to moi niewolnicy, których wyposażyłem w radary wysyłające bardzo silne wiązki elektryczności, gdy są niegrzeczni, szukają tej rzeczy. Albo może ty wiesz gdzie są BESTIE? –zapytał Lei zeskakując z głazu. Kątem oka Ray zauważył Lee, który machał głową wskazując na „nie”.
-Jestem pod wrażeniem… -kontynuował Lei. –Że ten mały chłopak uciekł z mojego więzienia. –oznajmił patrząc na Kevin’a. Potem podszedł do niego. –Ale chyba już nie wiesz, co się wokół ciebie dzieje, co? Nie pamiętasz?
Lei zaśmiał się głośno i powoli zbliżał się do Ray’a i Kai’a.
-Nie mam tych bestii. –odparł Ray.
-Na pewno, zastanów się. Jeśli mi je oddasz, wszyscy zostaną uwolnieni. –poinformował Lei zatrzymując się pięć metrów od chłopców.
Ray zastanowił się przez chwilę. Ma przy sobie tylko Driger’a, Gazzly’iego i Galeon’a. Nie ma Galux’a i Galman’a. Galman’a ma zapewne Kevin, a Galux’a – Mariah.
-Jeśli nawet mam bestie, ale nie wszystkie to, jeśli oddam ci to, co mam, wypuścisz mieszkańców? –zapytał Ray.
-Ciekawa propozycja… Niech będzie. To, co. Wymiana? –zgodził się Lei wyjmując z kieszeni spodni jakiś pilot. Miał rękę na czerwonym guziku.
-Dobra. –Ray wyją z kieszeni szkatułkę z bestiami i dodał swoją. Rzucił ją do góry. Lei kliknął na czerwony przycisk. Wszystkie nadajniki przyczepione do szyi mieszkańców poodpadały i uległy samo zniszczeniu. Lei rzucił się by złapać pudełeczko. Niestety Kai był od niego szybszy. Mieszkańcy wiosek rzucili się by złapać Lei’a. Jednak ten uciekł zeskakując z góry. Gdy Ray spojrzał w dół ujrzał szybko odlatujący helikopter. Gdy maszyna znikła już z oczu ludzie zaczęli dziękować Ray’owi i Kai’owi. Kai oddał bestie Lee, który chwilę potem podszedł do chłopców razem z Gary’m.
-Świetna robota, Ray. Świetny refleks Kai. –pogratulował Lee. Chłopak otworzył szkatułkę i oddał Ray’owi Driger’a, a sam wziął swą bestie. Tak samo postąpił Gary. Nagle przez tłum przecisnęła się matka Kevin’a ciągnąc za sobą syna.
-Co z nim? –zapytał na granicy płaczu. –On nic nie pamięta.
-Kevin, sprawdź w kieszeni czy nie masz bestii. –polecił Lee.
Kevin sprawdził. Nie miał nic w kieszeni.
-Musiał ją gdzieś schować, ale na pewno nie pamięta. –jęknął Ray.
-Ale, co z nim, jak zrobić żeby wyzdrowiał. Zróbcie coś! –zdenerwowała się matka zielonowłosego.
-Spokojnie… -odezwał się ktoś z tłumu. Była to stara kobieta. Prawie najstarsza z całej wioski. Mieszkała najniżej.
-Jak to spokojnie! –warknęła matka Kevin’a.
-Wszystko się załatwi. Chodź do mnie chłopcze, zaraz znajdziemy jakieś dobre lekarstwo… -oznajmiła kobieta i zachęciła zapominającego chłopca by podszedł do niej, jednak jego matka zatrzymała go.
-Co pani chce zrobić?
-Wyleczę go proszę mi zaufać. –oznajmiła kobieta. Matka Kevin’a chyba uwierzyła gdyż puściła chłopca. Starsza kobieta zaczęła prowadzić go w stronę szczytów gór. Nikt nie zapytał jak ta kobieta chce go wyleczyć. Odeszli odprowadzani wzrokiem wszystkich obecnych tu ludzi.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem nie chciało mi się sprawdzać tej części. Szczerze to w ogóle nigdy mi się nie chce sprawdzić co już niektóży chyba zauważyli XD. Szczerze to licze na waże czujne oczy i zdolności polonistyczne których tak bardzo mi brak X333333333
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|