|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
paula17 Gość
|
Wysłany:
Wto 10:58, 29 Sie 2006 |
|
|
|
Minęło kilka długich miesięcy zanim przypomniałam sobie o bladebreakers. Teraz chce dać opowiadanie na miarę moich możliwości. Nie chcę by to co kiedyś było nowe zanikło. Fanfick rozpoczyna się od początku, czyli kiedy nie było drużyny bladebreakers. Trochę zmyślę, ale najważniejsze punkty będą trzymać się kupy. Bohaterowie mają po 14, 15 lat.
****
Takao(Tyson) mieszkał ze swoim dziadkiem. Był chłopakiem niezwykle żywym i narwanym, za bardzo nerwowym. Przyjaźnił się z geniuszem Kennym. Zbliżały się mistrzostwa regionalne. Takao chciał w nich wystąpić, ale jego dysk był... w żałosnej formie tak jak on sam. Nic dziwnego, że Kenny robił codziennie treningi - rzeźnie. Miało to posłużyć polepszeniu formy Takao, ale tylko mu zaszkodziło. Chłopak miał obolałe mięśnie i okropne bóle głowy. Nie był silny, ale żołądek miał mocny jak nikt inny. Podczas jednego z takich treningów zaatakował ich Cherch jeden z członków Gangu rekinów. Wyzwał Takao na pojedynek sądząc, że wygra z mięczakiem, który biegać nie umie. Jednak jakiś cudem jego dysk wypadł poza arene. Może to dzięki determinacji Takao. Dysk chłopaka wirował, lecz nagla coś z siłą torpedy przecięło dysk jak nóż przez masło trzymane w temparatuze 34C. Wszyscy spojrzeli na arenę na której wirował niebieski dysk. Wszyscy mieli miny jakby zobaczyli siódmy cud świata, ale zaraz go zobaczyli.
-Cherch wiedziałam, że jesteś słabi i głupi-powiedział nieznajomy tonem zimniejzym niż zima. Był to wysoki i świetnie umięśniony chłopak o rubinowych oczach. Cherch dostał tiku nerwowego.
-Kai...błagam...to nie tak -zaczął się jąkać.
-Jesteś słaby. Zagrałeś jak amator Cherch.
-Kai...
Takao i Kenny nie rozumieli dlaczego Cherch tak się boi zwykłego chłopaka.
Kai natomiast wyciągnął ręke i niezwykłą spawnością obalił Chercha na ziemię. Dyski, któte trzymał w worku wypadły.
-Nie chcę cię już widzieć, zrozumiane-rzucił na odchodne.
-Co ty sobie myślisz?Że jesteś najlepszy? Guzik prawda!!-krzyczał Takao.
Kai spojrzał na niego wzrokiem mordercy i spokojnie powiedział.
-Nie gorączkuj się, dziecko. Spórz lepiej na swój dysk przecięty na pół. A raczej na to co z niego zostało.
Odszedł zostawiając Takao i Kenny'ego z minami pełnymi szoku.
***
-Kim jest nadęty bufon?-zapytał się Tyson
-To Kai Hiwatari, dwukrotny mistrz beybladingu(nie wiem jak to się pisze)
Przywódca gangu rekinów-odparł Kenny.
-Mistrz???To ma być mistrz. Chyba mister konkursu dla bałwanów.
-Może zajmiemy się twoim dyskiem, Kai go no cóż...przeciął.
-To się zajmij. Ja idę potrenować.
-Niemożliwe, jakoś nigdy nie lubiłeś wysiłku fizycznego.
Takao już biegł z szybkością cyklonu.
***
-Leniwy osobniku wstawaj masz gościa-wołał dziadek Tysona o niemiłosiernej porze 12.00 w południe.
-Dziadku dopiero 12.00.
-Nie pyskuj, na co ty sobie pozwalasz smarkaczu-wrzeszcał dziadek.
-Dobra, możesz się uciszyć. Już biegnę.
Ubrał się z trudem myląc części ubrań. Szybko zbiegł po schoach i potknął się o różowy dywanik z koziego futra. Spojrzał w górę wciąż leżąc na dywaniku.
-Pan Dickeson. dzień dobry- Wstał i wyciągnął nieumayte łapy by się przywitać.
-Cześć Tyson. Czy nie chciałbyś wystąpić w rozgrywkach beybladingu?
-Tak, z przyjemnością. Nie ma sprawy. bardzo chętnie... Jeszcze jedno. Czy Kij znaczy Kai bierze udział w rozgrywkach?
-Naturalnie.
-Naturalnie tak czy naturalnie nie?
-Naturalnie tak, jak co roku startuje i zwykle wygrywa. Muszę już iść.
Tyson zaczął intesywnie myśleć, a to był wyczyn godny podziwu.
Muszę pokonać Kai'a. Muszę. Tym razem nie dam się pokonać....
Zapomniałam tylko o tym, że nie mam dysku, a co dopiero bestii.
|
|
|
|
|
paula17 Gość
|
Wysłany:
Wto 11:38, 29 Sie 2006 |
|
|
|
Mój komputer nawala dlatego widzicie od góry do dołu bladebreakersi nie wiecie jak to usunąć???
Przepraszam was mocno, ale mój komputer ma 14 lat
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Wto 12:39, 29 Sie 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Usunięte
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
paula Gość
|
Wysłany:
Wto 13:55, 29 Sie 2006 |
|
|
|
dzięki
naprawde wielkie dzięki
|
|
|
paula17 Gość
|
Wysłany:
Wto 14:47, 29 Sie 2006 |
|
|
|
Tyson spał spokojnie przy kominku obok miecza, który należał do rodziny od kilku pokolenień. Jego sen był głęboki i spokojny. Nie czuł miecza, jego potęgi i ukrytej bestii, która wpatrywała się w niego wzrokiem ojca.
Tyson nie wiedział, że jego przyszłość jest zaplanowana. Spał spokojnie, ale w głębi duszy wiedział, że coś niebawem się wydarzy, coś bardzo ważnego. Ale on był optymistą. Nie przejmował się, że nie ma dysku, że może przegrać z Kai'em. Co ma być to będzie-uważał. Miecz świecił niebieskim światłem szykując przyszłość, z którą trzeba będzie się trzeba zmierzyć.
***
-Takao mam nowy dysk-krzyczał od progu Kenny trzymając w ręku lśniący, szary dysk.
-Świetnie, idziemy go wypróbować-wrzeszczał Takao.
-Najpierw popracujemy nad techniką, atakiem i obroną walki.
Trenowali ciężko. Nieważne, że padało. Nieważne, że była burza. Ważne było to, że trening wzmacnia zawodnika. Mijały dni. Takao robił postępy w walce i jedzeniu(czyli, że zachowywał się bardziej kulturalnie i nie mlaskał)
Była noc, Takao przyglądał się swojemu dyskowi. Postanowił potrenować w sali. Odpalił dysk z całej siły. Nie zauważał jak szary dysk przecina pieczęć smoka tkwiącą na mieczu. Niebieskie światło go oślepiło. Upadł i zapadł w sen. Smok tkwiący w mieczu uwolnił się i wchłonął się w dysk.
Chłopak obudził się i spojrzał na dysk. Na środku widniał niebieski smok.
Uśmiechnął się. Miał bestię. Dragon uwolnił się po tylu lat niewoli w mieczu, który należał do praprapradziadka Tysona.
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 10:57, 30 Sie 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Hmm miło że na tym forum pojawia się coś nowego. Zachęcam do zarejestrowania się. I czytania czasami regulaminu , ale nie zjadamy za to XD.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
pau;a17 Gość
|
Wysłany:
Pią 18:04, 08 Wrz 2006 |
|
|
|
Opuszczam mistrzostwa, podczas, których Takao pokonał Kai'a i zaczynam od momentu podróży w samolocie na mistrzostwa w Azji. Postanawiam nie biadolić, że fatalne, bo fatalne i tak dalej. Sądzę, że nie mam talentu, ale nudy, coś robić muszę. Nie mogę siedzieć nawet minuty spokojnie. Muszę gryźć, kopać, bić się.... Let it rip!!!!
Samolot nr 123 wystartował z lotniska Matsukukiku w Tokio(nie mylcie z Tokio Hotel) do chin by Bladebreaker mogli się zmierzyć z ówczesnymi mistrzami Azji, czyli... no właśnie jak się oni nazywali??? Takao jak zwykle wiercił się niemiłosiernie. Przyciągał wzrok genetyków, psychiatrów, biochemików i naukowców. Takao z uporem maniaka pochłaniał bufet doprowadzając samolot do bankructwa:-)Rei, Max i Kenny postanowili urządzić sobie małe party i grali w karty(No to mamy kolejnych hakerów) Przy graniu wydawali dziwne odgłosy niczym Pamela Anderson. Mr Kai siedział pod oknem w typowej dla siebie postaci, która mówiła sama za siebie. Drużynę miał gdzieś, nie obchodziła go. Trochę był obrażony, że będzie niańką dla zidiociałych bachorów, którzy grać nie umieją, ale no cóż...jakoś tak samo wyszło. Jego zadaniem było doprowadzenie drużyny do mistrzostw świata, o resztę niech się sami martwi. On ma poważniejsze problemy. Przecież nie musi z nimi rozmawiać, śmiać się, chodzić, jeść. Ma ich trenować. Jeszcze raz trenować. Pilnować by ich kości były całe, nie, to nie jego zadanie. A niech się zabiją, będzie spokój. Tak, Kai będzie wszystko dobrze*śmiechy Takao i Maxa* Nie, będzie okropnie. Boże w co ja się wpakowałem.
Samolot 123 lądował na lotnisku Chichucha . Wylądował. Koniec drogi. Była noc, ciemna noc. Taka podczas, której nie ma czasu dla normalności. Panuje ciemność i zło jak wtedy gdy walczyliśmy pod siódmym kręgiem piekła, gdzie są zdrajcy. Pamiętam każdy mój ruch i każde, które wypowiadałam do Szatana. Gdy z nim walczyłam nie istniało do mnie dobro, nienawiść, zło, wszechświat. Była walka, która została przerwana przez archanioła, mojego przyjaciela. Byłam na niego zło. Nie pozwolił mi walczyć z moim wrogiem, który odebrał mi szczęście i to co było dla mnie najważniejsze. Ta noc właśnie taka była. Zimna, ciemna i niewidoczna. Księżyc świecił tak samo jak kiedyś nad Belwederem. Gwiazdy błyszczały tak samo jak kiedyś wiara moich przodków upadłych.
Bladebreakers weszli do autobusu i pojechali do hoteli o wdzięcznej nazwie “Józikowy sen”. Byli zmęczeni. Poszli spać. Niestety było tylko jedno wielgachne łoże. Kai nie chciał spać koło kapitana tak samo jak Max i Kenny. Po ostrej wymianie zdań zdań i poglądów poszli spać.
***
Trening. Trening. Bieg. Skok. Przewrót. Nie tak . Źle to robisz. Ty łamago, durniu, pajacu. Co ty wiesz? Te słowa brzmiały w uszach bladebreakersom gdy wrócili z prawdziwego treningu. Kai nie wie co to jest litość. Nie zna dobroci i miłosierdzia. Kapitan okazał się tyranem i surowym nauczycielem. Wszystko musiało być idealne. Idealne wyważenie, napięcie, odległość...
Ale zacznijmy od początku.
Było po szóstej gdy Kai kazał im się ubierać, wstać i poczekać. Gdy wszystkie czynności wykonali Kai zwyczajnym basem poinformował, że przeżyją dziś prawdziwy trening. Wspominał też o przedszkolu i dzieciarni, ale nieważne. Wszyscy udali się w kierunku potężnego boiska. Zaczęli od czterech okrążeń, a skończyli na gwiazdach. Trening był ciężki i wymagał sporo pracy i siły. Czuli każdy mięsień, każdą kostkę. Czuli jak im krew płynie w żyłach, każdy ruch serca. Po godzinie mieli dość. Hiwatari też ćwiczył, ale to nie było żadna pociecha, skoro dla niego to nie był żaden wysiłek. Widać było, że jest przyzwyczajony do tego typu zajęć sportowych. Nie pozwolił im na żaden luzik i wolność. Musieli słuchać, w końcu jest ich kapitanem. Nie wiedzieli, że najbliższe dni upłyną pod znakiem ciemności o mroku.
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|