twórczość fanów - witaj!
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
.
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Forum twórczość fanów Strona Główna
->
Fanficki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
O forum
----------------
Pytania?
Zgłoszenia
Konkursy
Wasze propozycje
Opowiadania
----------------
Fanficki
Powieści
Wiersze
Ogólnie
Niekończące się opowieści
RPG
Opo/fice/etc
Rysunki
----------------
Fanart
Szkice
Obrazy
O Wszystkim i o niczym
----------------
film
Manga i Anime
Muzyka
O wszystkim co się da
Fancluby
Gry
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Cassie
Wysłany: Pon 22:52, 26 Lis 2007
Temat postu:
Z okazji reaktywacji forum, specjalnie dla Mao *hug* daję nexta ^^ Część gópia jak siedem nieszczęść, durnot 10 stron z hakiem, ale i tak mi się podoba xD
Miłego czytania :3
Część VIII
"Sylwester, czyli masowa integracja"
Nadszedł poniedziałek.
Dla mieszkańców i pracowników Biovoltu był to zwykły dzień.
Treningi nikogo nie ominęły, Bursztynowych również. Chociaż trzeba przyznać, że chłopaki z Neo Borg im odpuścili. Nie przygotowali dla nich żadnych wymyślnych ćwiczeń. Po prostu każdy z Dark Ambers musiał stoczyć ze sobą mały pojedynek, i to też robili od niechcenia.
Rosjanie zdawali się w ogóle nie zwracać na nich uwagi.
Tala stał oparty o ścianę z rękami splecionymi na klatce piersiowej. Głowę miał odwróconą w prawą stronę, a na jego twarzy malowała się mieszanina irytacji, oburzenia i obrazy.
Po jego lewej stronie stał Spencer i usilnie próbował go do czegoś przekonać. Jednak bez skutku.
Dalej, za tymi dwoma, o ścianę opierał się Bryan. Założył ręce za głowę i ze zrezygnowaniem gapił się w sufit.
Taki stan rzeczy trwał do końca treningu.
Gdy opuszczali salę, Anka podeszła do srebrnowłosego.
- To jak? Przychodzicie? - spytała.
- No. - odparł krótko tamten.
- W takim razie po kolacji spotykamy się w pokoju Skooby'ego. - Bryan spojrzał na nią pytająco. - Krystiana znaczy się.
* * *
Po kolacji składającej się z owsianki, którą wszyscy, prócz Dark Ambers, się zajadali (chociaż Viola zauważyła, że Tala również nie tknął swojej porcji), oraz kakao i kanapek z dżemem truskawkowym, sześcioro młodych ludzi spotkało się w ustalonym przedtem miejscu. Brakowało jedynie Neo Borg.
- Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś zapraszając ich tutaj? - spytał Anki Krystian rozrywając paczkę paluszków i wsypując je do plastikowego kubka.
- Tak, jestem pewna. - odparła lekko zirytowana pytaniem kruczowłosa. - Zobaczycie, będzie wszystko dobrze. Przekonamy się do siebie i będziemy się świetnie bawić.
- Mam nadzieję. - mruknęła szarooka wsypując do miski chipsy o smaku paprykowym. - Ej! - krzyknęła, gdy Szadzik zabrał jej naczynie sprzed nosa. Wściekła rzuciła się na niego i zaczęła okładać rechoczącego głupio przyjaciela poduszkami.
Nana popatrzyła na nich z politowaniem. Czy oni kiedyś dorosną? Raczej nie. Przynajmniej ona szczerze w to wątpiła.
Po chwili uwagę niebieskookiej przykuł strój pani kapitan.
- Wiesz co, Welmus? Dobrze by było, jakbyś założyła coś innego. Coś... No.... Bardziej wieczorowego. - powiedziała.
- Tak mówisz? - spytała Viola i spojrzała na swój biały T-shirt. - Niech ci będzie. Tylko w co mam się ubrać?
Anka odłożyła na bok paczkę paluszków, po czym wstała i wzięła przyjaciółkę pod ramię. W kierunku chłopaków rzuciła ostrzegawcze "Nie ruszać, bo zabiję.", po czym obie dziewczyny opuściły pokój.
* * *
Minęło pół godziny.
Neo Borg nadal się nie pojawiali.
Bursztynowi rozsiedli się półokręgiem na środku podłogi, a raczej starego, kwadratowego, czerwonego dywanu (tak, ten pokój posiadał takie coś). Dziewczyny nerwowo wpatrywały się w drewniane drzwi, natomiast chłopaki z utęsknieniem zerkali na stojące w kącie butelki z przygotowanymi na wieczór trunkami.
- Nie chce mi się dłużej czekać. - powiedziała Viola, przeciągając się leniwie. Przebrała się w granatowe, obcisłe jeansy i czarną, równie obcisłą bluzkę z żółtymi rękawami do łokci i brokatowymi napisami. Prawy nadgarstek ozdabiała bransoleta imitująca stare złoto z dużym żółtym bursztynem, na szyi wisiał nieodłączny krzyż, a w uszach tkwiły kolorystycznie dopasowane do niego kolczyki. Efekt dopełniał delikatny, naturalny makijaż i jak zwykle rozpuszczone włosy, teraz poprószone odrobiną brokatu.
- Mi też nie. Równie dobrze możemy zacząć bez nich. Jak się spóźnią, to ich strata. - dodał Andrzej znudzonym głosem. On, tak jak reszta płci męskiej, siedział w tym samym stroju, co w dzień.
Oboje spojrzeli w kierunku kruczowłosej, która również zmieniła wygląd. Teraz miała na sobie czarną, chińską bluzkę z białym azjatyckim smokiem z lewej strony i białymi obszyciami rękawów i kołnierza. Do tego jasnoniebieskie jeansy z ćwiekami na przednich kieszeniach. Na lewym nadgarstku spoczywał pieszczoch, a prawy ozdabiały cienkie, srebrne bransoletki. W uszach tkwiło pięć kolczyków-wkrętów w kształcie pająków z czarnymi oczkami na odwłokach - cztery w lewym i jeden w prawym. Od reszty włosów oddzieliła z przodu dwa cienkie pasma, skręciła je i związała razem z tyłu głowy. Tak jak jej przyjaciółce, urody dodawał jej naturalny makijaż.
Nana, zrezygnowana, westchnęła ciężko.
- No dobra, niech wam będzie. - zgodziła się. - Tylko nie zjedzcie wszystkiego na raz. - zastrzegła, widząc jak Szadzik i Welma przywłaszczają sobie miskę chipsów.
- Że niby o co ty nas posądzasz? - obruszyła się szarooka.
- O obżarstwo. - odparła spokojnie Anka, a Krystian parsknął śmiechem. - Ciebie też to się tyczy. - dodała, miażdżąc go spojrzeniem.
- Jesteś okrutna, wiesz? - rzekł Skooby urażonym tonem, robiąc obrażoną minę.
- Wiem. Dlatego nie jestem kapitanem. - powiedziała beztrosko kruczowłosa, uśmiechając się niewinnie.
* * *
Upłynął kwadrans.
Viola i Andrzej nawzajem wyrywali sobie miskę z chipsami, w której pozostała już tylko czwarta część tego, co było na początku. Nie obyło się bez typowych dla pani kapitan rękoczynów.
Siedząca na kolanach Marcina Anka, słusznie posądziła ich o łakomstwo. Choć sama nie była lepsza i co chwilę dyskretnie sięgała po paluszki.
Minek natomiast, jak to miał w swojej naturze, przymknął oczy i głęboko nad czymś dumał.
Krystian i Kuba nie tknęli niczego, co u pozostałej czwórki wywołało niemałe zdumienie. Od dobrych pięciu minut próbowali odkorkować butelkę miodu pitnego. Na etykiecie była instrukcja, niestety po rosyjsku i chłopcy ni w ząb nie mogli zrozumieć, co tam jest napisane.
W pewnym momencie do ich uszu dotarły przytłumione krzyki, które dobiegały z korytarza. Z sekundy na sekundę wrzaski były coraz wyraźniejsze. Gdy zdawało się, że są już całkiem blisko, dało się w nich słyszeć nutę protestu.
Przynajmniej tak wydawało się członkom Dark Ambers, którzy przerwali swoje dotychczasowe zajęcia. Na wszelki wypadek Nana opuściła kolana Marcina i usiadła po jego prawicy. Cała szóstka z zaciekawieniem nasłuchiwała i wpatrywała się tępo w drzwi wychodzące na korytarz. Krystian mimowolnie nadal siłował się z miodem.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a w progu stanął uradowany Bryan.
- Szczasliwego Nowogo Goda, towarzysze! - wykrzyknął, wymachując Bursztynowym przed nosami dwoma flaszkami szampana w jednej ręce i dwoma butelkami wódki w drugiej.
Skooby był w tak wielkim szoku, że sam nie wiedząc jak, odkorkował butelkę z miodem.
Przez moment Rosjanin i Polacy przypatrywali się sobie w milczeniu. Ciszę przerwał dochodzący gdzieś z czeluści korytarza bas Spencera. Po chwili w drzwiach pojawiła się postać potężnego chłopaka, który z przerzuconym przez ramię plecakiem, próbował coś lub kogoś, wciągnąć do pokoju.
- No nie bądź takim upartym osłem i chodź! - zagrzmiał blondyn.
- Ale ja NIE CHCĘ iść!! Tak trudno to zrozumieć?! - odparł opierający się osobnik, którym był nie kto inny, jak Tala.
- Dobra, dobra. Ty se gadaj, ja swoje wiem. - mruknął Spencer. - A teraz hopla! - I potężnym szarpnięciem wciągnął swojego czerwonowłosego kolegę do pomieszczenia.
Lodowooki zatrzymał się tuż za progiem i obrażony splótł ręce na piersi.
- Nie rób obory i nie stój w drzwiach. - powiedział blondyn delikatnie popychając Talę na środek pokoju.
- Nie będziesz uczył mnie manier. - warknął Valkov, gdy jego potężny przyjaciel zamknął drzwi.
- Szkoda, bo przydałoby ci się kilka lekcji savoir - vivre'u. - zakpiła Viola odbierając Krystianowi butelkę z miodem i nalewając sobie jej zawartość do kubeczka.
- Mów za siebie, kobro. - odgryzł się czerwonowłosy.
- Mógłbyś się bardziej wysilić. - rzekła po chwili spokojnym tonem, mierząc go wzrokiem.
Lodowooki warknął i posłał jej wściekłe spojrzenie, po czym został usadowiony przez Spencera na dywanie, naprzeciw Marcina.
Nastała krępująca cisza. Nikt nie śmiał się odezwać. Obie drużyny tylko przypatrywały się sobie w milczeniu, a co niektórzy sączyli miód lub chrupali chipsy.
W końcu Szadzik nie wytrzymał.
- To jak? Może po browarku? - zawołał.
Reszcie najwyraźniej było to całkowicie obojętne, bo nikt nie udzielił czarnowłosemu odpowiedzi.
Widząc taki stan rzeczy, chłopak wstał, wziął zgrzewkę piwa i wręczył każdemu po butelce. Wszyscy po kolei, niczym fajkę pokoju, przekazywali sobie otwieracz i odkapslowywali swoje flaszki. Ci, którym nie chciało się czekać, imali się innych sposobów. Spencer skorzystał ze swoich zębów, Bryan użył do otwarcia drugiej butelki.
Natomiast Tala w ogóle swojej nie odkorkował, nawet gdy już dostał otwieracz. Siedział tylko po turecku z postawionym przed sobą piwem i skrzyżowawszy ręce na klatce piersiowej, wpatrywał się tępo w brązową butelkę. Następnie ogarnął wzrokiem skromny poczęstunek przygotowany przez Bursztynowych, po czym zrobił zdegustowaną minę i rzekł obrażonym tonem:
- Nie ma orzeszków. Nie będę pił.
Dark Ambers wlepili w niego zdziwione spojrzenia. Spencer tylko wywrócił oczami, a Bryan wyszczerzył zęby w łobuzerskim uśmiechu. Sięgnął po plecak, który przyniósł jego blondwłosy kolega i wydobył z jego wnętrza pokaźny worek pełen orzeszków ziemnych.
Tali zaświeciły się oczy. Srebrnowłosy już wyciągnął rękę, aby mu oddać torbę, ale zaraz ją cofnął. Lodowookiemu zrzędła mina.
- Dam ci je pod jednym warunkiem. - oznajmił z pełną powagą Bryan. Czerwonowłosy pytająco uniósł brew. - Wyluzujesz się trochę.
Tala przez moment patrzył na niego jak na obłąkanego, po czym ciężko westchnął.
- Niech ci będzie. - powiedział bez przekonania.
Błękitnooki, zadowolony uzyskaną odpowiedzią, bez większych oporów oddał orzeszki. Na twarzy Valkova zagościła, znana sprzed kilku chwil, niepohamowana radość. Cieszył się jak dziecko, rozrywając opakowanie i kosztując swój przysmak.
Większość Bursztynowych kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi, patrzyła zdezorientowana na członków Neo Borg. Większość - gdyż pani kapitan ani trochę nie była zaskoczona zachowaniem czerwonowłosego. Zawsze miała go za dziwaka. Zdawała się być kompletnie obojętna wobec tej sytuacji, jednak na trzymaną przez lodowookiego paczkę zerkała z niejakim zainteresowaniem. Chociaż to mało powiedziane - dosłownie pożerała ją wzrokiem. Ona też przepadała za orzeszkami. Starała się na nie nie patrzeć ani o nich nie myśleć, ale tym razem głód był silniejszy.
Nie chcąc dać po sobie poznać, że też ma ochotę na chrupiący przysmak, z całkowitą obojętnością zwróciła się do Tali.
- Ja nie chcę nic mówić, ale wypadałoby podzielić się z innymi. - powiedziała teatralnie ironicznym tonem.
Czerwonowłosy oderwał się na chwilę od jedzenia, po czym przez kilka sekund patrzył na nią jak na szaloną.
- Ty na pewno nie dostaniesz. - odparł, uśmiechając się wrednie.
Welma już miała się odgryźć, ale w tym momencie zauważyła zaglądającą przez drzwi burzę włosów koloru morza. Kilka sekund później głowa zniknęła, ale za to na korytarzu dało się słyszeć dziewczęcy, piskliwy głosik.
- Tutaj są! - zawołało morskowłose dziewczę.
Chwilę potem do pokoju wpadło pięć osób, którymi okazali się członkowie... BEGA Bladers.
Reakcja pozostałych obecnych była natychmiastowa. Większość (Viola, Marcin, Kuba, Spencer, Bryan) zachłysnęła się piwem. Nana upuściła na podłogę trzymane przezeń paluszki. Krystian zmiażdżył chipsy, które właśnie wziął z miski. Natomiast Tala wytrzeszczył oczy i zakrztusił się orzeszkami.
- Co oni tu robią?! - spytali chórem siwo- i czerwonowłosy, który z trudem opanował kaszel.
Przez dłuższą chwilę obaj panowie mierzyli się wzrokiem, aż iskrzyło. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie darzą się zbytnią sympatią.
Viola postanowiła skorzystać z zaistniałej sytuacji i wyciągnęła rękę w zamiarze podebrania orzeszków. Lodowooki, nadal złowrogo wpatrując się w Garlanda, przesunął swój przysmak w bezpieczniejsze miejsce, jak najdalej od dziewczyny.
I tak przez kilka chwil zapanowała wśród obecnych niezręczna cisza. Neo Borg i BEGA nadal patrzyli się na siebie tak, jakby chcieli się pozabijać. Natomiast neutralni Bursztynowi przyglądali się z zaciekawieniem to jednym, to drugim.
- Dobra, bez jaj. Co oni tu robią? - zwrócił się do podopiecznych Tala, tym samym przerywając milczenie. Tamci tylko wzruszyli ramionami.
- Czyli mamy przez to rozumieć, że wbili się bez zaproszenia? - dodał Bryan marszcząc groźnie brwi.
Polacy przytaknęli. Woleli się nie odzywać, bo jeszcze mogliby niesłusznie oberwać. A trzeba przyznać, że atmosfera stała się bardzo napięta.
Siwowłosy jeszcze przez dłuższą chwilę mierzył Rosjan wzrokiem pełnym pogardy, po czym podszedł do Szadzika.
- Jestem Garland Iriyanna, kapitan BEGA Bladers. Miło mi was poznać. - powiedział, wyciągając rękę w powitalnym geście.
Andrzej spojrzał na niego zaskoczony.
- Ekhem... Jeśli szukasz, kapitana to kieruj się tam. - odparł, wskazując na zdezorientowaną Welmę.
Garland uśmiechnął się i mimo wszystko uścisnął dłoń czarnowłosego, który odruchowo się przedstawił. Następnie podszedł do szarookiej.
- Przepraszam za tamto. Nie przypuszczałem...
- ...że kapitanem jest dziewczyna? - wpadła mu w słowo Viola. - Heh, wielu się na to złapało. Viola jestem. - dodała chłodno. Intuicja jej podpowiadała, że powinna na niego uważać.
Siwowłosy bezceremonialnie przywitał resztę drużyny, po czym wrócił do swoich.
Następnie do Bursztynowych podszedł rudowłosy chłopak o zielonych, zamyślonych oczach. Uścisnął rękę Andrzejowi i po sekundzie znalazł się przy mysiowłosej.
- Brooklyn Kingstone. Miło mi. - powiedział rudy ujmując i całując jej dłoń, jak na dżentelmena przystało.
Dziewczyna spojrzała na niego niechętnie.
- Wiem, kim jesteś. Psycholem, który omal nie wysłał Kai'a Hiwatari na tamten świat. - odparła, obdarzając go lodowatym spojrzeniem. Chłopak lekko się uśmiechnął i ruszył w kierunku pozostałych Polaków.
Nie minęła chwila, gdy na szarooką rzuciło się niskie, morskowłose stworzenie. Ścisnęło Violi szyję, aż tamtej oczy wyszły na wierzch.
- Cześć! Jestem Ming-Ming! Będziemy razem w klasie, wiesz? - zaszczebiotała.
Welma wysilając się nieco, zrzuciła z siebie rozchichotaną dziewczynę i spojrzała na nią dosyć dziwnie.
- Ja... Jakiej klasie? O czym ty bredzisz? - wyjąkała, masując obolałą szyję.
Ming-Ming popatrzyła na nią z rozbawieniem.
- Mówię o klasie szkolnej.
Bursztynowi popatrzyli po sobie. Jaka szkoła? Gdy mieli tu przyjeżdżać, nie było mowy o żadnej nauce.
"Boris już jest trupem.", pomyślała pani kapitan z naburmuszoną miną witając się kolejno z Mystelem i Crusherem.
Gdy niespodziewani goście zajęli miejsca (trzeba przyznać, że w pokoju zrobiło się ciasnawo), znów nastała krępująca cisza. Dark Ambers i BEGA przyglądali się sobie nawzajem lub obserwowali Neo Borg, którzy uparcie wpatrywali się w ziemię. I nie wyglądało na to, aby mieli zamiar w jakiś sposób to zmienić.
Tak więc siedzieli w całkowitym milczeniu. Anka przesunęła w kierunku Garlanda miskę chipsów i zaproponowała, by on i reszta się poczęstowali. Tamci chętnie skorzystali z oferty.
I znów zapadła męcząca cisza.
Bursztynowi nie wiedzieli co robić. Byli w kropce. Mogliby zacząć jakąś rozmowę, ale wystarczy jedno nieodpowiednie słowo, a obie gościnne drużyny się pozabijają. Z drugiej strony takie ciągłe milczenie też jest na nic.
W końcu Minek nie wytrzymał.
- Może w coś zagramy? - zaproponował. Reszta spojrzała na niego nieco dziwnie. - Pamiętacie jak w gimnazjum graliśmy w pokera? Ten, co przegrał, musiał wypić duszkiem szklankę napoju. A że mamy tylko to... - wskazał na zgromadzone butelki z alkoholem, a na jego twarz wstąpił lubieżny uśmieszek.
Viola zerwała się z miejsca.
- Pamiętam to. Tylko, że po pierwsze: nie mamy kart; po drugie: w taki sposób nasz mały zapasik starczyłby najwyżej do dziesiątej.
- A kto powiedział, że musimy grać w pokera? Możemy w butelkę. Na kogo wypadnie, ten wypija kubeczek. - powiedział Marcin i zaśmiał się maniakalnie.
Welma przejechała dłonią po twarzy.
- No przecież mówię ci, że nie starczy nawet do dwunastej! A co będziemy robić po? Jak oblejemy nadejście Nowego Roku?
W tym momencie Garland wstał. Skinął na Crushera i Mystela, po czym skierowali się ku drzwiom.
Reszta popatrzyła na nich pytająco.
- Zaraz wracamy. - oznajmił siwowłosy uśmiechając się tajemniczo. I wszyscy trzej zniknęli w czeluściach korytarza.
Minęło dziesięć minut.
Garland jeszcze nie wrócił, natomiast reszta przeżywała istne katusze. Ming-Ming bez przerwy coś gadała, przez co doprowadzała bardziej wrażliwych do szału. Ze wszystkimi szczegółami opowiadała im o początkach swojej kariery, o fanach, audycjach radiowych i o ostatnim koncercie. Obiecała też załatwić Bursztynowym loże honorowe na jej następny koncert, co tamci przyjęli bez jakiegokolwiek entuzjazmu. Natomiast Neo Borg, zadowoleni z faktu, że owo denerwujące stworzenie kompletnie nie zwracało na nich uwagi, próbowali powstrzymać się od śmiechu. Za to Brooklyn siedział cichutko obok morskowłosej i przymknąwszy oczy, rozmyślał nad czymś głęboko, starając się przy tym nie słuchać szczebiotania swej towarzyszki.
W tym samym czasie Ming-Ming skomentowała stroje dziewczyn i próbowała namówić je na spotkanie z jej stylistami. Welma i Nana stanowczo odmówiły. Natomiast chłopaki z drużyny wybuchnęli śmiechem usiłując sobie wyobrazić ich przyjaciółki paradujące w różowych aż do bólu kieckach z dwoma i pół kilo makijażu na twarzy.
I wtedy drzwi otworzyły się z hukiem uderzając w ścianę. Do pokoju, taszcząc cztery zgrzewki piwa, wkroczyli Garland, Mystel oraz Crusher, tym samym uwalniając Dark Ambers od męk zadawanych przez brązowooką. Polacy odetchnęli z ulgą i posłali im wdzięczne spojrzenia.
- Dostawa! - powiedział siwowłosy z szelmowskim uśmiechem na twarzy, po czym postawił przed Bursztynowymi trzymaną przezeń zgrzewkę.
- No to możemy przystąpić do gry... - oznajmił Marcin.
- Może byś im objaśnił zasady, geniuszu? - szepnęła do niego Viola.
- No tak... Po pierwsze: gra jest obowiązkowa. - Tala przewrócił oczami, a Welma posłała mu wredny uśmiech. - Po drugie: gramy tą butelką. - Minek wziął do ręki swoją butelkę po piwie i pomachał nią przed wszystkimi. - Po trzecie: zasady gry.
Mysiowłosa zaliczyła glebę, a reszta spojrzała na nią pytająco.
- Nieważne. - mruknęła.
- No więc - zaczął Marcin - każdy po kolei kręci butelką. Na kogo wypadnie, ten ma wypić duszkiem kubeczek piwa. Ogólnie chodzi o to...
- ...żeby się zalać w trupa. - dokończyła za niego pani kapitan.
- No to teraz, dzieci, usiądźmy w kółeczku. - zaśmiał się Krystian, ale zaraz oberwał od Nany.
Wszyscy posłusznie usiedli na środku. No, prawie wszyscy. Ale przy drobnej "pomocy" Bryana i Spencera, Tala również postanowił przyłączyć się do zabawy, choć po jego minie można było się domyślić, że najchętniej by stąd uciekł.
Minek położył butelkę na środku "kółka".
- Dobra. W takim razie zaczniemy od niej - wskazał głową na siedzącą między Mystelem a Brooklynem Ming-Ming - i każdy kolejno, według ruchu wskazówek zegara, będzie kręcił butelką.
Skinieniem ręki zachęcił morskowłosą do rozpoczęcia gry. Ta, nieco zdezorientowana, wprawiła butelkę w ruch. Początkowo wirowała bardzo szybko, jednak po kilku sekundach zaczęła zwalniać. Kręciła się coraz wolniej i wolniej, by w końcu wskazać Bryana, kóry wcale nie wyglądał na niezadowolonego z tego faktu. Marcin nalał mu do kubka piwa i podał. Srebrnowłosy wziął głeboki wdech, po czym wypił wszystko, by następnie wyszczerzyć zęby w szerokim uśmiechu.
Następnie przyszła kolej na Brooklyna. Zakręcił butelką i... wypadło na niego samego. Rudzielec zamrugał zaskoczony. W tym czasie Minek napełnił jego kubek i podał mu go. Kingstone spojrzał na bursztynowy płyn, powąchał go i znów spojrzał. Z jego miny można było wyczytać jedno pytanie: "Wypić, czy nie wypić?". W końcu niepewnie przechylił kubeczek i wypił jego zawartość. Pomieszczenie lekko zawirowało mu w głowie, ale zaraz wszystko wróciło do normy. Nie był przyzwyczajony do alkoholu.
Potem nadszedł czas na Szadzika. Zakręcił butelką, kóra wskazała siedzącą koło niego Violę. Dziewczyna wzięła napełniony już kubek i pokazała język śmiejącemu się głupio Andrzejowi. Westchnęła cicho i zaczęła pić, głośno przy tym chichocząc, bo czarnowłosy ciągle ją rozśmieszał, póbując wyrwać jej kubeczek.
- Aha, zapomniałem o jednej rzeczy. - powiedział Marcin spoglądając na ową dwójkę. - Jeśli ktoś nie wypije duszkiem pierwszego kubka, za karę będzie musiał wypić drugi. Też duszkiem.
I wrócił do obserwowania Welmy. Mysiowłosa, nadal się śmiejąc, uparcie trwała przy swoim i w końcu wypiła swoją porcję.
Teraz przyszła jej kolej na wytypowanie ofiary. Ostatni obrót butelki i... wypadło na Talę.
- Że też ja mam takiego pecha... - bąknęła do siebie dziewczyna i zmierzyła czerwonowłosego wzrokiem.
On natomiast obdarzył swoim tradycyjnym, lodowatym spojrzeniem wyciągniętą rękę Marcina. Jakoś nie spieszyło mu się z opróżnieniem trzymanego przezeń kubeczka.
- Tchórzysz, Valkov? - usłaszał gdzieś na lewo od siebie pełny ironii głos siwowłosego.
- Chrzań się, Iriyanna. - warknął Rosjanin i sięgnął po kubek z piwem. Wypił je jednym tchem, po czym posłał Hindusowi spojrzenie pełne pogardy.
"Oni chyba naprawdę się nie lubią.", pomyślała Viola obserwując obu chłopaków.
W tym czasie przyszła kolej na kręcenie butelką w wykonaniu Nany. Po raz drugi wybrańcem losu został Brooklyn.
- O nie... - jęknął i spojrzał niepewnie na Marcina, który właśnie napełniał jego kubek. Rudowłosy znów jęknął, po czym sięgnął po piwo.
"Bez nerwów, Brooklyn. Przejdziesz przez to i będziesz miał spokój. I tak prędzej czy później wyda się, że masz słabą głowę.", starał się uspokoić chłopak i duszkiem wypił bursztynowy płyn. W jego oczach pomieszczenie znów zawirowało.
"Chyba powinienem bardziej się wprawić.", pomyślał, kiedy wszystko wróciło do normy.
Teraz butelką operował Minek. Jeden sprawny ruch nadgarstka sprawił, że po raz kolejny szkło zaczęło kręcić się w zawrotnym tempie. Jednak po chwili siła tarcia dywanu zatrzymała je. Szyjka butelki tym razem wskazała Kubę.
- Wiedziałem. - bąknął. Nie przepadał za piwem, dlatego to wyróżnienie niezbyt go ucieszyło. Przemógł się jednak i wypił swoją porcję.
Kolejno butelką kręcił Krystian. Następną ofiarą okazał się Spencer. Potężny blondyn w mgnieniu oka opróżnił kubek, a potem zadowolony poklepał Talę po plecach, co niezbyt zachwyciło lodowookiego.
Następną osobę wytypował Guzik. Tym szczęśliwcem okazał się Szadzik.
Czarnowłosy bez jakichkolwiek oporów przejął kubeczek z piwem i przyłożył go do ust. Jednak nie dane mu było wypić w spokoju. Bowiem pani kapitan postanowiła się zemścić za wcześniejsze wygłupy swojego kolegi i teraz to ona go rozśmieszała. Niestety, nie udało jej się doprowadzić do tego, by Andrzej powtórzył picie duszkiem. Był za bardzo doświadczony w tej kwestii.
Gdy owa dwójka się opanowała, Bryan zakręcił butelką. Po raz kolejny wypadło na Brooklyna. Malachitowooki z miną zbitego psa sięgnął po kubek i powiedział:
- Zostańcie z Bogiem.
Po czym wypił duszkiem piwo.
Srebrnowłosy przyjrzał się, jak Kingstone usiłuje zachować pozory i wyglądać na trzeźwego.
- Coraz bardziej podoba mi się ta zabawa. - orzekł, próbując powstrzymać śmiech. - A tobie? - spytał, zwracając się do Tali.
- Mi to wisi. - odparł obojętnie lodowooki.
- Gdzie? - wypaliła z miejsca Viola, a widząc zgorszone spojrzenia pozostałych zgromadzonych, ugryzła się w język. Że też zawsze musi tak mielić ozorem...
Ale zaraz zażenowanie zastąpiła ciekawość, bo teraz właśnie czerwonowłosy rozporządzał butelką. Ostatni obrót... Nie, jeszcze jeden i... padło na nią.
- A to peszek... - zachichotała i wzięła od Marcina kubeczek.
Zajrzała do środka i poczuła, że ogarnia ją głupawka, która z każdym momentem się nasilała. Zaczęła pić. Starała się na nikogo nie patrzeć. Wystarczyła jej świadomość tego, że to inni się na nią gapią. Jednak nie wytrzymała i skusiła się na jeden rzut okiem na sytuację, co okazało się fatalne w skutkach. Pierwsze, co zobaczyła, to wpatrujący się w nią Tala. W tym momencie głupawa osiągnęła apogeum. Gdyby nie trzymany przy ustach kubeczek, z całą pewnością wyplułaby piwo na dywan. Mysiowłosa zaczęła śmiać się jak opętana, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że inni tak właśnie na nią patrzą. Ostrożnie odstawiła kubek i złapała się za bolący już brzuch, by po chiwli przewrócić się i popłakać ze śmiechu. Jednak zaraz wstała, otarła łzy i nadal chiochocząc, spojrzała po wszystkich.
- Ty to masz czasem przesadzone reakcje, Welmus. - powiedziała Nana przyglądając się mysiowłosej, która wciąż wycierała spływające po policzkach słone krople. - Co cię tak rozśmieszyło?
- O-oo... hik! On. - dziewczyna wskazała na Talę, po czym zaczęła głośno czkać. Głupawka wróciła.
- Przecież ja nic nie zrobiłem. - oznajmił lodowooki lekko zdezorientowanym tonem.
- Wiesz, że będziesz musiała pić drugi kubek? - rzekł Minek i z wrednym uśmiechem nepełnił drugi kubeczek.
- Wie-wiem... hik! - wyjąkała. - Tylko niech mi - hik! - przejdzie...
Szarooka zaczęła głęboko oddychać i po chwili czkawka minęła. Już miała zacząć pić, gdy sobie o czymś przypomniała.
- Odwróć się. - bąknęła do Tali.
- Ani mi się śni. - odparł tamten z zawziętą miną i skrzyżował ręcę na piersi.
- Mam ci zeżreć orzeszki? - zagroziła przeszywając chłopaka na wskroś swoim wzrokiem.
Czerwonowłosy uniósł brew, spojrzał na leżący przed nim worek z orzeszkami i odwrócił się plecami do dziewczyny. Za nic w świecie nie oddałby swojego przysmaku.
- No. - powiedziała usatysfakcjonowana mysiowłosa i tym razem bez problemów wypiła to, co było jej przeznaczone.
Następnym kręcącym był Spencer. Raczej nie był zadowolony z faktu, że wypadło na Ming-Ming. Ona też nie wyglądała na zachwyconą.
- Naprawdę muszę? - spytała, spoglądając z obrzydzeniem na swój kubek.
Nie znosiła piwa. Według niej był to trunek dla biedaków i zacofanych umysłowo ludzi. Poza tym było okropne w smaku, gorzkie... Ona sama zdecydowanie wolała napić się słodkiego likieru oglądając w telewizji relację z jej ostatniego koncertu.
Tala początkowo ignorował ociąganie się morskowłosej, ale po dłuższym czasie zaczęło go to irytować.
- Pospiesz się, dziewczyno! Ile można czekać?! - warknął, piorunując brązowooką wzrokiem.
Ming-Ming struchlała. Zresztą, kto by się nie przestraszył? Valkov, kiedy się wkurzy, jest zdolny do wszystkiego. Tak to już jest z rudymi - niecierpliwi i wybuchowi.
- W robieniu problemów ze wszystkiego pobija cię o głowę. - zwrócił się do Welmy.
- Niech ci Bóg wynagrodzi w dzieciach za te słowa. - odparła teatralnie znudzonym tonem mysiowłosa, po czym rzuciła okiem na kapitana Neo Borg, by sprawdzić jak zareaguje. Jednak jego bardziej interesowały orzeszki.
Fakt, że Rosjanin raczył się do niej odezwać, nieco ją zdziwił. Zazwyczaj traktował ją jak powietrze i już zdążyła przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy. No ale na bezrybiu i rak ryba... Widocznie dla niego liczył się każdy, kto nie żywił sympatii do Ming-Ming.
W tym czasie morskowłosa wypiła swoją porcję. Wyglądała przy tym, jakby miała za chwilę zwymiotować. Na szczęście Bursztynowych do niczego takiego nie doszło.
Kolejno w wyrocznię butelkową zabawił się ciemnoskóry Crusher. Tym razem wypadło na Garlanda. Siwowłosy uśmiechnął się do siebie i posłał czerwonowłosemu pogardliwe spojrzenie, po czym przejął od Marcina kubek z piwem.
- Teraz, Valkov, patrz uważnie, bo mam zamiar pokazać ci, jak się pije.
Tala prychnął, a Hindus przystawił kubek do ust. Zaczął pić szybko, przełyk skakał mu w górę i w dół. Jednak pośpiech nie był dla niego przyjacielem. Iriyanna zachłysnął się bursztynowym płynem i kaszel zmusił go do przerwania konsumpcji.
- Kurwa. - powiedział. Był, delikatnie mówiąc, wściekły. Chciał się popisać, a tu taki klops.
- Wyrażaj się, Iriyanna, tu są dzieci. - odparł Tala. Nawet nie próbował ukryć tryumfalnego uśmiechu, który ukradkiem wpełzł na jego twarz. Jednak zaraz dostał paluszkiem w nos.
- Kogo nazywasz dzieckiem? - fuknęła mysiowłosa szykując się do kolejnego rzutu paluszkiem.
- Czy ja coś mówiłem, dziecino? - Rosjanin wzruszył ramionami i odrzucił paluszka pod nogi dziewczyny.
- Ty... - syknęła. - Śmiertelna technika Paluszek-Fu! - krzyknęła i w stronę Valkova poleciała seria paluszków.
- Ty mała... - na skroni czerwonowłosego zaczęła ostrzegawczo pulsować żyła.
A po chwili między tą dwójką rozgorzała prawdziwa walka. Paluszki latały w tą i z powrotem. Tala i Viola rzucali nimi w siebie nawzajem z coraz większą zaciekłością.
Kruche patyczki łamały się, lądowały w piwie, napojach, chipsach, orzeszkach i włosach reszty imprezowiczów.
Obojgu walczącym ta zabawa sprawiała coraz większą przyjemność, bo inaczej tego nie można nazwać. Czego nie można było powiedzieć o pozostałych.
- Welma, nie znęcaj się nad jedzeniem. - mruknął Szadzik obserwując przyjaciółkę. Ale ta zdawała się nie słyszeć jego słów, tylko dalej robiła swoje. Zresztą tak jak zwykle. Ona nikogo nie słucha, a chłopaków w szczególności.
Nana natomiast trzęsła się ze złości, choć ze wszystkich sił starała się zachować spokój. Wszystko działo się nie tak, jak powinno. Chciała, żeby wszyscy lepiej się poznali, by się zaprzyjaźnili... Co z tego wyszło? Zamiast ze sobą rozmawiać, to się kłócą i urządzają walki na paluszki. Nie... Tego jest już za wiele!
- Spokój, kurwa!! - kruczowłosa nie wytrzymała.
W jednej chwili zapadła grobowa cisza. Wszyscy zastygli w bezruchu. Welma ściskała w pięści kilka paluszków, gotowa w każdej chwili do rzutu, a Tala chował się za miską po chipsach, która służyła mu za tarczę. Pozostali najpierw spojrzeli na nich, a następnie utkwili wzrok w Ance, w której dosłownie wszystko się gotowało.
- Nanuś, spokojnie. - Viola próbowała udobruchać przyjaciółkę wachlując ją chusteczką. - Złość piękności szkodzi, pamiętaj.
Kruczowłosa zmierzyła ją wzrokiem.
- Nie podlizuj się. - bąknęła. - Może wam wybaczę. Ale pod jednym warunkiem. - zastrzegła, a szarooka spojrzała na nią pytająco. - Posprzątacie ten bajzel.
- Tylko tyle? - spytała Welma, po czym zwróciła się do Tali. - Słyszałeś, rudy? Bierz się do roboty.
- Co? Czego ja? To ty zaczęłaś. - obruszył się Rosjanin.
- Ja? To ty zacząłeś wyzywać nas od dzieci! - odszczeknęła kapitan Bursztynowych.
- To ten osioł - lodowooki wskazał głową Garlanda - zaczął przeklinać.
- Tylko nie osioł, Valkov. - warknął Iriyanna.
Mysiowłosa uśmiechnęła się złowieszczo. Po raz kolejny w ciągu szesnastu lat jej życia wpadł do jej spaczonej japońską popkulturą głowy szatański pomysł.
- Więc on posprząta. - powiedziała beztrosko.
- Że co? - wychrypiał siwowłosy. - Nie. Ja w sprzątaczkę nie dam się wrobić!
Viola nie zwróciła uwagi na protest kapitana BEGA Bladers, tylko udała się do łazienki mieszkańców kwatery i po chwili wróciła z miotłą i szufelką w ręku.
- A tak w ogóle, to czego się tak tym przejąłeś? - spojrzała podejrzliwie na czerwonowłosego, jednocześnie wyciągając w kierunku Hindusa sprzęt do zamiatania. - Na tym świecie już nie ma takiego zjawiska, które mogłoby nas zgorszyć.
- Domyślam się. - mruknął do siebie Tala.
- Zabierz to ode mnie. - wysyczał przez zęby Iriyanna, a chłopaki z Dark Ambers zawyli przeciągle.
Jednak mysiowłosa wcale nie przejęła się protestem Garlanda, tylko zamrugała słodko i jakby nigdy nic, położyła przed nim miotłę. Następnie wróciła na swoje miejsce i zaczęła uporczywie wpatrywać się w domniemanego winowajcę, z wzajemnością. Tym sposobem chciała zmusić go do wypełnienia tegoż jakże przyjemnego zadania. Często stosowała tą metodę i zazwyczaj skutkowała. Tym razem również, bo po kilkunastu minutach walki na spojrzenia, siwowłosy wziął się do roboty. A po trzech kolejnych panował porządek znany sprzed pół godziny.
Takim to sposobem czternastoosobowa grupa imprezowiczów mogła powrócić do grania w piwną butelkę.
Kolejnym kręcącym był Garland, a jego ofiarą Nana. Kruczowłosa najnormalniej w świecie przejęła kubeczek od Marcina i zaczęła pić. Ona również była doświadczona w kwestii spożywania napojów wyskokowych. Jej ukochany, znany z zamiłowania do droczenia się z nią, próbował przeszkodzić jej w konsumpcji, jednak jedyną rzeczą, która mu się udała, to zarobienie guza od swojej dziewczyny.
Następnie butelką operował Mystel. Wypadło na Krystiana. Chłopak wziął kubek ze swoją porcją bursztynowego trunku i zaczął pić.
- Tak właściwie, to dlaczego akurat ty zostałaś kapitanem? - wypalił ni stąd, ni zowąd Bryan, czego skutkiem było zachłyśnięcie się piwem przez Skooby'ego.
- Ee... Do kogo to było? - spytał Szadzik i rozejrzał się po wszystkich.
- A jak myślisz? - prychnął Tala. - Widzisz tu innego kapitana-babę?
- Ty cholerny, mały... - warknęła mysiowłosa i rzuciła paluszkiem w czerwonowłosego.
- Znowu zaczynasz? - mruknęła Anka. Te ciągłe przekomarzania owej dwójki zaczęły ją już nieco męczyć.
- On mnie obraża. - poskarżyła się przyjaciółce Viola.
Jednak ona wolała udać, że nie dosłyszała. Nie chciała ryzykować kolejną wojną między nimi.
- E! Odpowie ktoś na moje pytanie? - wszyscy utkwili wzrok w Bryanie, który w ten sposób chciał przypomnieć o swoim istnieniu.
- A jakie? - spytał inteligentnie Krystian, a pozostali spojrzeli na niego wymownie.
Srebrnowłosy przejechał ręką po twarzy, co szarooka uznała za prawidłową reakcję w takim przypadku, po czym powtórzył pytanie sprzed kilku minut.
- Dlaczego ja? Ee... - zamyśliła się kapitan Bursztynowych.
- Bo jest najmądrzejsza? - zasugerował Skooby spoglądając ukradkiem na mysiowłosą.
- Bo jest najpiękniejsza? - westchnęła dziewczyna, a Tala ledwo powstrzymał się, żeby nie parsknąć śmiechem.
- Bo jest najodważniejsza? - kontynuował chłopak.
- Bo jest najsilniejsza? - mruknęła cicho Welma.
- Bo jest najlepsza? - zażartował jej kumpel i zaśmiał się nerwowo.
- Bo Krystian stchórzył? - to było raczej twierdzenie niż pytanie, które ostatecznie zakończyło tą nietypową wymianę zdań. Krystian zarumienił się lekko. - Odkąd pamiętam we wszysto mnie wkopujesz! - fuknęła mysiowłosa, aż tamten się skulił.
- Spokojnie, Welma. Pamiętej, że złość piękności szkodzi. - uspokajała przyjaciółkę Nana.
Viola oddychała ciężko, jednak po chwili wróciła do równowagi.
Krystian natomiast drżacymi rękoma wziął drugi kubek piwa i zaczął pić.
- Temu dziecku nie wolno dawać alkoholu, bo robi się agresywne. - podsumował Tala, a wszyscy, prócz Polek wybuchnęli śmiechem.
- A tobie się język rozwiązał, Valkov. - powiedział Garland, co nagrodzono kolejną salwą śmiechu.
- Odwal się. - odburknął czerwonowłosy.
- Może byśmy tak powrócili do gry? - rzucił od niechcenia Szadzik. - Zobaczcie, ile tego jeszcze jest. - wskazał na pełne butelki. - Szkoda, żeby się te dobrocie zmarnowały.
Prawie wszyscy przytaknęli głowami na znak, że się zgadzają. Prawie - tym, co nie przytaknęli, było to zupełnie obojętne.
Tymże sposobem zabawa zaczęła się od nowa.
* * *
W przeciągu kolejnych dwóch i pół godziny każdy zakręcił butelką cztery razy. Piwo się skończyło, toteż w ruch poszedł miód pitny, a dokładnie jedna flaszka.
Najbardziej poszkodowanym graczem był Brooklyn. Gdyby wyliczyć średnią, to co piąty raz wypadało na niego. Biedak miał słabą głowę. Po szóstym kubku piwa zaczął bezsensowanie bełkotać. Po ósmym stracił kontakt z otoczeniem, a po dziesiątym padł nieprzytomny. Ale i tak wytrzymał dłużej niż Ming-Ming. Ta zasnęła po czwartym kubeczku.
Drugą pozycję po Brooklynie zajmował Szadzik. Wydawał się być zadowolony z takiego stanu rzeczy, ale jego rodacy wiedzieli, że wolałby być na miejscu Irlandczyka.
Najtrzeźwiejszym z całego towarzystwa okazał się Kuba, z czego niezbyt się cieszył. To na niego spadł obowiązek sprawiania nadzoru nad tą zbiorówą charakterów.
Guzik spojrzał na zegarek.
- E, ludzie! Za dziesięć dwunasta. - powiadomił resztę imprezowiczów.
Tamci spojrzeli na niego niemrawo. W końcu Marcin powoli wstał i wziął trzy butelki szampana - tę kupioną przez nich i te przyniesione przez Neo Borg.
- Dobra, hołota, podnosić dupska! - zawołał i lekko się zatoczył. Pod względem wypitego piwa zajmował czwarte miejsce, tuż po Bryanie i Tali.
Wszystkie trzy drużyny mozolnie podniosły się z podłogi. Zajęło im to trochę czasu. Przeważnie Violi, która musiała pomóc wstać Szadzikowi, bo biedaczysko miał problemy ze złapaniem równowagi.
Kuba znowu spojrzał na zegarek. Pięć minut do północy... I zacznie się kolejny rok. Nigdy by nie przypuszczał, że przyjdzie mu spędzać go w Rosji.
- Obudź ich. - powiedziała Nana do Garlanda, wskazując na śpiących Brooklyna i Ming-Ming. - Chyba jeden kubeczek szampana ich nie zabije.
Hindus posłusznie ocucił członków swojego zespołu. Dokładnie budzenie ich zajęło trzy i pół minuty.
- Dobra, chłopaki, szykować szampana! - zawołała Viola.
- Wedle starej tradycji, to kapitanowie drużyn otwierają szampana i polewają. - zauważył Mystel.
- Dooobra... - odparła ochoczo mysiowłosa i wyrwała Minkowi flaszkę szampana. - Guziczku, odliczaj!
Blondwłosy Polak posłusznie zaczął liczyć. Pół minuty... Piętnaście sekund...
Dziesięć...
Wszyscy zaczęli głośno liczyć razem z nim. Nawet Tala mruczał coś pod nosem.
Dziewięć...
Ming-Ming znów usnęła i chrapiąc głośno, padła twarzą do ziemi.
Osiem...
Pozostali spojrzeli na nią pólprzytomnym wzrokiem, nie bardzo wiedząc, co się dzieje.
Siedem...
Nana, która jako pierwsza zorientowała się w sytuacji, rozkazała męskiej części BEGA podnieść swoją towarzyszkę, twierdząc, że nie ma litości i każdy musi uczcić nadejście Nowego Roku łykiem szampana.
Sześć...
Chłopcy posłusznie postawili morskowłosą na nogi, a Garland spoliczkował ją w miarę lekko, żeby ją obudzić.
Pięć...
Ming-Ming ocknęła się. Rozejrzała się niemrawo po pokoju, po czym niepewnie wyprostowała się i stanęła na nogach o własnych siłach.
Cztery...
Anka przystąpiła do rozdzielania kubeczków zgromadzonym, co przypominało rozdawanie Komunii Świętej, z tą różnicą, że odbywało się to znacznie szybciej.
Trzy...
Kapitanowie drużyn wstrząsnęli szampanem dla zwiększenia efektu i podniesienia poziomu adrenaliny wśród zebranych.
Dwa...
Palce kurczowo zacisnęły się na szyjkach butelek, gotowe do ich odkorkowania. Jeszcze chwila i...
Jeden...
Trzy korki na raz wyskoczyły w górę, z impetem uderzając w sufit, a prawie wszyscy zgromadzeni wydali z siebie okrzyk radości. Na dywan pociekła piana, toteż szybko podbiegli do liderów swoich drużyn i popodstawiali kubeczki. Viola, Tala i Garland zaczęli polewać.
Polce przy tej czynności towarzyszył nieopanowany chichot spowodowany głupimi komentarzami jej rodaków. Cała trzęsła się ze śmiechu, przy okazji rozlewając szampana po podłodze.
Hindus i Rosjanin natomiast mieli bardziej pewną rękę. Nie uronili ani jednej zbędnej kropelki.
Wreszcie nastąpiła chwila składania sobie życzeń. Ming-Ming w mgnieniu oka się ożywiła. Zaczęła skakać po wszystkich i całując w policzek, życzyła urody, pieniędzy i szczęścia w miłości. Mysiowłosa na te słowa uśmiechnęła się sceptycznie. Dla niej uroda i szczęście w miłości były pojęciami nieosiągalnymi. Przynajmniej ona tak sądziła.
Pozostali członkowie BEGA uścisnęli ręce z Bursztynowymi, omijając Rosjan z daleka. Zresztą z wzajemnością.
Dark Ambers natomiast kulturalnie, bez zbędnych szaleństw i niechęci wobec innych, podchodzili do każdego i życzyli mu zdrowia, szczęścia i tym podobnych. Jedynie Szadzik dodatkowo życzył bezpiecznego seksu. Za pierwszym razem dostał za to po głowie od pani kapitan, przez co niechcący opluł sobie buty pitym właśnie szampanem. Ale nie zraził się tym i dalej robił swoje.
Spośród Neo Borg jedynie Bryan i Spencer symbolicznie stuknęli się kubkami ze swoimi podopiecznymi. W przeciwieństwie do Tali, który stał na uboczu i patrzył na resztę z politowaniem.
Pokój trzęsł się od rozmów i wybuchów śmiechu towarzyszących ceremonii składania sobie życzeń.
Czerwonowłosy przeniósł się w pobliże okna. Oglądając co raz wybuchające i rozświetlające niebo nad Moskwą sztuczne ognie, zastanawiał się, jakim cudem dał się zaciągnąć na tą pseudo-imprezę. Zamiast tkwić tu z tą bandą idiotów, mógł spędzić ten wieczór u siebie, czyszcząc Wolborga i obmyślając nowe strategie ataków. Tak spędzał każdego Sylwestra, dopóki w Biovolcie nie pojawiły się te bachory z Polski.
Ech, życie...
Gdy tak stał i rozmyślał nad wszystkim co się dało, poczuł, że coś ciagnie go za lewy rękaw kurtki. Spojrzał na owego natrętnego osobnika nie dającego mu poegzystować w spokoju. Zdziwił się niemało, widząc że tym kimś jest Viola.
Przez moment stał zdezorientowany wpatrując się w nią głupio. Jednak zaraz otrząsnął się z szoku.
- Czego? - warknął, mierząc ją wzrokiem, którym swobodnie mógłby ją zabić.
- Um... Tylko nie pomyśl sobie, że cię lubię albo coś w ten deseń - zaczęła cicho, patrząc na niego znad okularów - ale najlepszego... - powiedziała i stuknęła swoim kubeczkiem w jego.
- Słuchaj no... - chciał jej odszczeknąć, ale mu przerwała.
- Po prostu powiedz "dziękuję". - odparła.
Lodowooki uniósł lekko brew w geście zdziwienia. Czy mu się zdaje, czy ta mała stara się być miła?
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Sami nie wiedzieli, dlaczego. Samo tak wyszło - bez ich wiedzy.
Jednak zaraz mysiowłosa odwróciła wzrok i utkwiła go w niebie nad miastem. Tala natomiast uporczywie wpatrywał się w swój kubek z szampanem, który niezwykle szybko się odgazował.
Gdyby pominąć codzienne relacje między tą dwójką, nastrój panujący w tym momencie można by uznać za dość romantyczny. Ale rzeczywistość jest, jaka jest...
Nagle oboje zostali brutalnie odepchnięci od okna. Na ich miejsce wbiegło dwanaścioro młodych ludzi. Pchali się jeden na drugiego tak, że osoby stojące z przodu dosłownie poprzyklejały się do szyby. Wszyscy z błyszczącymi oczami przypatrywali się rozbłyskującym na niebie różnokolorowym światłom. Przybierały różne kształty - od obręczy, przez kule i komety, po palmy, płaczące wierzby i gwiazdy.
- Ej, co jest? - krzyknęła pani kapitan, po części zirytowana, po części rozbawiona sytuacją.
- My też chcemy pooglądać fajerwerki, ot co. - odburknął Szadzik odklejając nos od szyby, na co Viola pokręciła głową z dezaprobatą.
- Dobra, dobra. Zróbcie mi miejsce! - zawołała raźno i zaczęła przepychać się między członkami BEGA w kierunku okna.
Wszyscy, oczarowani widokiem, upajali się tą niezwykłą, magiczną chwilą. Niby powtarzającą się co roku, ale za każdym razem inną...
To be continued...
Cassie
Wysłany: Nie 18:44, 02 Lip 2006
Temat postu:
Cytat:
Cytat:
To wszystko przez Edzia!!! xDDD
Biedny Edzik xD
Skoro on jest biedny, to co Tala ma powiedzieć? *patrzy z troską na czerwonowłosego, który żre Snickersa (znowu!!)*
Cytat:
Cytat:
Tak, te szkolne kible były wybitnie ładne xDDD
One (kible) przeze mnie staną się legendą xDD
O tak... W pełni na to zasługują xD
Cytat:
Myślałam że to tylko ja potrawie, dla mnie przerażliwie śmieszne jest nalewanie coca coli do szklanki xD
Khe...!!! O_O Hahaha!!! xDDD
Mao
Wysłany: Nie 17:15, 02 Lip 2006
Temat postu:
Cytat:
To wszystko przez Edzia!!! xDDD
Biedny Edzik xD
Cytat:
Tak, te szkolne kible były wybitnie ładne xDDD
One (kible) przeze mnie staną się legendą xDD
Cytat:
Jak sobie wyobraziłam tą scenę, to jadłam obiad (ale to nie była potrawka xD), to zaczęłam się z tego brechtać i wszyscy na sali (leżałam w szpitalu) patrzyli na mnie jak na totalną debilkę xD Zresztą ja bardzo często miewam napady śmiechu nie wiadomo z czego xD
Myślałam że to tylko ja potrawie, dla mnie przerażliwie śmieszne jest nalewanie coca coli do szklanki xD
Cassie
Wysłany: Nie 16:51, 02 Lip 2006
Temat postu:
Cytat:
Cytat:
Ok, hobbity XD Macie tu kolejną część
Co ty z tymi hobbitami xD
To wszystko przez Edzia!!! xDDD
Cytat:
Cytat:
konsumowali krupnik i potrawkę z kurczaka
Jak za dawnych dobrych czasów ze szkoły z ładnym kiblem XD
Tak, te szkolne kible były wybitnie ładne xDDD
Cytat:
Cytat:
Słysząc te słowa Tala zachłysnął się pitym właśnie kompotem, a Bryan z całym impetem przyłożył Spencerowi w łeb.
To musiało śmiesznie wyglądać xd
Bo to wyglądało śmiesznie xD Jak sobie wyobraziłam tą scenę, to jadłam obiad (ale to nie była potrawka xD), to zaczęłam się z tego brechtać i wszyscy na sali (leżałam w szpitalu) patrzyli na mnie jak na totalną debilkę xD Zresztą ja bardzo często miewam napady śmiechu nie wiadomo z czego xD
Cytat:
Cytat:
- Nana musiała sobie kupić kolczyki. - wcięła mu się w słowo Viola.
No to wyjaśniło się te pół godziny xD
No w końcu:
Cytat:
My, dziewczyny, mamy wiele różnych potrzeb...
xDDD
Cytat:
Dwie zgrzewki piwa
Nie skomentuje XD
Masz rację xD
Cytat:
A Wiewiór... znaczy się Tala?
No ładnie, Cassie, no ładnie XD
No co? Coś nie pasi? xD
Cytat:
EJ! *Kayako jest zdegustowana* Miała być balanga, a nie ma balangi
No przecież ci mówiłam, Młocie Pneumatyczny jeden, że balanga będzie w następnej części xDDD
Mao
Wysłany: Wto 12:44, 27 Cze 2006
Temat postu:
Cytat:
Ok, hobbity XD Macie tu kolejną część
Co ty z tymi hobbitami xD
Cytat:
konsumowali krupnik i potrawkę z kurczaka
Jak za dawnych dobrych czasów ze szkoły z ładnym kiblem XD
Cytat:
kubków z kompotem truskawkowym
Kompociiiiiiik XD
Cytat:
Słysząc te słowa Tala zachłysnął się pitym właśnie kompotem, a Bryan z całym impetem przyłożył Spencerowi w łeb.
To musiało śmiesznie wyglądać xd
Cytat:
Ręce, nogi i brzuchy pokrywały siniaki wielkości śliwki.
Coś mi się zdaje ale teraz nie sezon śliwkowy xD
Cytat:
Słowa te zostały nagrodzone głośnym aplauzem. Bolkov zastrzegł sobie jednak, że nie można opuszczać murów klasztoru, co skwintowano głośnym jękiem.
Szczęście w nieszczęściu
Cytat:
Sylwester za pasem, a do świąt Bożego Narodzenia w kościele prawosławnym pozostał tylko tydzień.
Dlatego na bazarach u ruskich w dniu bożego narodzenia mogłam jeszcze coś kupić i dzięki im za to xD
Cytat:
- A Wiewiór... znaczy się Tala? - wyrwało się Violi.
Oj Wiewióreczko xD
Cytat:
- Nana musiała sobie kupić kolczyki. - wcięła mu się w słowo Viola.
No to wyjaśniło się te pół godziny xD
Jak wiesz jedyne co moge napisać to next xD
Kayako
Wysłany: Pon 19:27, 26 Cze 2006
Temat postu:
Pomijąjąc fakt, ze miałaś świerzo na gg, komentuje! XD:
kawał gnijącego mięsa
XDDDDDD
Dwie zgrzewki piwa
Nie skomentuje XD
Kobiety... I jak tu je zrozumieć?
==' Kupywać podpaski =='''
A Wiewiór... znaczy się Tala?
No ładnie, Cassie, no ładnie XD
EJ! *Kayako jest zdegustowana* Miała być balanga, a nie ma balangi, Kayako chce balangę i powiększone źrenice, Kayako chce impre na stadionie i chce... *Mizuyashi zatyka jej mordkę, choć sama wypaplała połowę klasy cośmy robili na Ich Troję XD*
[kopiowane! XD]
Cassie
Wysłany: Pon 19:20, 26 Cze 2006
Temat postu:
Ok, hobbity XD Macie tu kolejną część ^_^ Niestety muszę Was zmartwić, bo next będzie dopiero po wakacjach. (jeżeli wszystko pójdzie dobrze...)
A więc... Do zobaczyska!!! ;D
Część VII
"Chipsy, jubiler i zaproszenie"
Nastała długooczekiwana przerwa obiadowa.
Neo Borg siedzieli już przy stole i w milczeniu konsumowali krupnik i potrawkę z kurczaka. Po całej stołówce rozlegał się brzdęk kubków z kompotem truskawkowym i szczęk sztućców.
Bryan zerknął na siedzących w oddali Dark Ambers, którzy z ożywieniem o czymś dyskutowali.
Spencer musiał wychwycić spojrzenie kumpla, bo powiedział:
- Cały dzień gapisz się na nich, a już szczególnie na tą kobrę.
- I co z tego? - spytał tamten. Na wszelki wypadek odwrócił wzrok i zajął się potrawką.
- Nic. Po prostu się zastanawiam. - odparł blondyn wzruszając ramionami. Nagle go olśniło. - Ty... A może ty się zakochałeś, co?
Słysząc te słowa Tala zachłysnął się pitym właśnie kompotem, a Bryan z całym impetem przyłożył Spencerowi w łeb.
* * *
W tym samym czasie Bursztynowi rozprawiali na temat obiadu. Krupnik smakował jak rzygowiny, potrawka była mdła, a kompot niesłodki. Na domiar złego cała drużyna nosiła na sobie ślady porannego treningu. Ręce, nogi i brzuchy pokrywały siniaki wielkości śliwki. Dodatkową atrakcję stanowiły gigantyczny guz na środku czoła Welmy i podbite prawe oko Skooby'ego.
- Ten Tala to psychol!! - skwintowała szarooka przyglądając się swemu odbiciu w stołówkowej łyżce.
- Może da się to jakoś zatuszować... - zastanawiała się Anka z troską przyglądając się obrażeniom na twarzach przyjaciół.
- Kilo pudru, żeby zatuszować TO?! O nie, to nie dla mnie!! - zawołała Viola. - Valkov słono mi za to zapłaci. - wycedziła przez zęby.
- Już to widzę. XD - zakpił Andrzej.
Welma zerwała się z miejsca, by mu przyłożyć. Wtem zastygła w bezruchu wydając z siebie zduszony okrzyk. Ku nim zmierzali Neo Borg.
- O nie... - jęknął Krystian i skrzywił się tak, jakby zobaczył kawał gnijącego mięsa.
- Ja nie chcę tam wracać!! - zawołała rozpaczliwie Viola i walnęła czołem o blat stołu.
* * *
Dark Ambers popołudnie spędzili w taki sam sposób, jak przedpołudnie, czyli co raz obrywali piłeczkami ping-pongowymi. Neo Borg wyciskali z nich siódme poty. Z minuty na minutę tracili coraz więcej sił. Bolała ich każda część ciała, kończyny robiły się ciężkie i nieposłuszne. W związku z tym wolniej się poruszali i coraz częściej dosięgały ich piłeczki zostawiając na ich skórze sine ślady.
Za każdym razem, gdy zwalniali tempo, ich trenerzy krzyczeli, by wzięli się w garść i skupili na tym, co robią. Często pod adresem Bursztynowych padały obelgi, szczególnie z ust Tali, któremu najwyraźniej bardzo zależało, aby zrobić z podopiecznych prawdziwych zawodników. Viola była tak obolała i wycieńczona, że nie miała siły odpowiadać na złośliwe uwagi Valkova, ani nawet złościć się na niego. Jedyną rzeczą, na której była w stanie się skupić, było unikanie białych, celuloidowych pocisków.
Na ich szczęście piątek szybko się skończył. Czerwonowłosy, ku swemu wielkiemu rozczarowaniu, musiał odwołać szlaban, gdyż on i reszta Neo Borg zostali wezwani do gabinetu Borisa.
Sobotni trening był dla Bursztynowych dziecinną igraszką. Rosjanie przygotowali dla nich bowiem kilka skomplikowanych torów przeszkód, które tamci pokonali bez najmniejszych problemów. Bryan i Spencer byli mile zaskoczeni, natomiast Tala nie mógł powstrzymać się od wytknięcia swym podopiecznym kilku błędów natury technicznej. Oni jednak wcale się tym nie przejmowali. To była pierwsza rzecz w czasie szkolenia w Biovolcie, którą zrobili dobrze i nawet Valkov nie był w stanie zapsuć panującej w drużynie atmosfery święta.
W końcu nadeszła oczekiwana przez wszystkich wolna niedziela.
Bursztynowi wstali później niż zwykle, gdyż śniadanie było dopiero o dziewiątej. Po posiłku Boris wygłosił krótkie przemówienie, w którym ogłosił dzień pierwszy stycznia wolnym. Słowa te zostały nagrodzone głośnym aplauzem. Bolkov zastrzegł sobie jednak, że nie można opuszczać murów klasztoru, co skwintowano głośnym jękiem. Następnie przyszła kolej na rozdanie kieszonkowego w wysokości stu rubli.
Polacy byli zaskoczeni hojnością dyrektora. Liczyli na dużo mniej, ale postanowili nie zawracać sobie tym głowy. Skoro dał, trzeba brać, zwłaszcza gdy ma się w planach imprezę sylwestrową.
Około godziny dziesiątej cała szóstka, z plecakami, wyruszyła na miasto. Zatrzymali się na Placu Czerwonym.
- Dobra, ludki. Robimy tak. - powiedziała poważnie pani kapitan. - Wy, chłopaki, spróbujcie skombinować coś do picia. Ja i Nanuś pójdziemy do centrum handlowego kupić jakieś żarełko.
- A ile tego ma być, Welma? - spytał Szadzik.
- Hmm... Kupcie jedną... Nie! Dwie zgrzewki piwa, szampana - wyliczała - i... i... miód pitny!! Tak! Kilka butelek.
Jak chcecie, to możecie kupić też wódę, ale ja nie będę piła.
- Dwie zgrzewki piwa, kilka butelek miodu i szmpan. - powtórzył Kuba wyliczając na palcach. - Tak? - spytał, aby się upewnić.
- Tak. - potwierdziła Viola, po czym dodała - No. To my idziemy. Spotkamy się w klasztorze. Nara!!
Ona i Anka odeszły. Chłopaki też ruszyli w swoją stronę. Nagle szarooka coś sobie przypomniała. Zatrzymała się gwałtownie, odwróciła i zawołała do oddalających się kolegów:
- Jak zostanie wam kasy, kupcie sztuczne ognie!!
Chłopaki stanęli, odwrócili się i spojrzeli po sobie.
- A wy nie możecie kupić? - odkrzyknął Krystian.
- No wiecie... My, dziewczyny, mamy wiele różnych potrzeb... - odparła słodkim głosem, po czym ona i Anka, chichocząc, zniknęły pośród tłumu.
- Kobiety... I jak tu je zrozumieć? - powiedział Szadzik patrząc za nimi i kręcąc głową z dezaprobatą.
* * *
Centrum handlowe pękało w szwach od klientów. Witryny sklepów przyozdobione były kolorowymi światełkami, łańcuchami i bąbkami. Wszędzie roiło się od fałszywych świętych Mikołajów i sztucznych choinek, pod którymi leżała masa równie sztucznych prezentów. Ludzie obładowani paczkami biegali w różnych kierunkach.
Nie było co się dziwić. Sylwester za pasem, a do świąt Bożego Narodzenia w kościele prawosławnym pozostał tylko tydzień.
Anka i Viola jako swój pierwszy cel wybrały supermarket. Mimo iż panował tam nieziemski tłok, wzięły wózek i pewnym krokiem ruszyły w głąb sklepu. Dotarły do działu z napojami.
- Na początek sprawa najważniejsza. - powiedziała Nana, a Welma popatrzyła na nią pytająco. - Trzeba kupić napoje gazowane na drugi dzień na kaca! XD
Dziewczyny parsknęły śmiechem i załadowały sześć dwulitrowych butelek. Poszły dalej.
- Kolejny przystanek - paluszki!! - zawołała mysiowłosa i wrzuciła cztery paczki paluszków z sezamem. Potem przyszła kolej na...
- Chipsy!!! - krzyknęły dziewczyny i popędziły do półek.
- Tylko jaki smak? Wybór jest ogromny... - zastanawiała się Nana wodząc wzrokiem po kolorowych opakowaniach.
- Weźmy po paczce z każdego rodzaju i po sprawie. - powiedziała Welma.
Anka przystała na to bez żadnych oporów i przyjaciółki wzięły się do roboty. Brały po trzy duże paczki i w skupieniu wrzucały do koszyka.
- Cześć dziewczyny! - rozległ się za ich plecami męski głos.
Nana podskoczyła ze strachu, a Welma krzyknęła i upuściła na podłogę trzymane w rękach chipsy. Odwróciły się gwałtownie.
- Eee... Cześć Bryan. - wydukała zaskoczona kruczowłosa.
Szarooka nic nie powiedziała, tylko wytrzeszczała oczy ze zdumienia. Jednak po chwili otrząsnęła się z transu i zaczęła zbierać upuszczone paczki. Chłopak schylił się, by jej pomóc.
- Dzięki, ale nie trzeba było. - powiedziała zmieszana odbierając mu chipsy i wrzucając je do wózka.
- Tak właściwie, to co tu robisz? - spytała Anka oglądając puszkę z orzeszkami ziemnymi.
- Włóczę się. - odparł beznamiętnie opierając się o regał i krzyżując ręce na piersi.
- Sam?! - zdziwiła się Nana, która była pewna, że Neo Borg wszędzie chodzą razem, tak jak jej drużyna.
- No niestety... Spencer pognał do kościoła. - oznajmił wyraźnie zażenowany tym faktem.
- A Wiewiór... znaczy się Tala? - wyrwało się Violi.
Bryan tylko się uśmiechnął i powiedział:
- Boi się wychodzić. Musi mieć bardzo ważny powód, by opuścić klasztor.
- Czego? - dopytywała się mysiowłosa. Bardzo chciała poznać słaby punkt Valkova.
- Zabiłby mnie, jakbym wam powiedział. Zresztą i tak już za dużo wiecie. - odparł i zaczął w ślimaczym tempie się oddalać.
Welma była zawiedziona. Myślała, że dowie się co jest piętą achillesową jej największego wroga. Ale skoro Bryan nie chciał jej tego wyjawić, nie miała zamiaru go o to błagać.
Nana spojrzała na wózek, następnie na srebrnowłosego, potem na wózek i znowu na niego, zastanowiła się chwilę i zawołała:
- Słuchaj, a może pomógłbyś nam w zakupach?
Bryan odwrócił się i popatrzył na dziewczyny.
- Czemu nie. I tak nie mam nic ciekawszego do roboty. - rzekł z uśmiechem.
- Świetnie!! ^^ To w takim razie pozostały nam do kupienia naczynia jednorazowe. - krzyknęła uradowana Viola klaszcząc w dłonie. Ucieszyła się, bowiem ona i jej przyjaciółka nie będą musiały nieść tego wszystkiego same.
Cała trójka udała się po plastikowe kubki i miski na chipsy, a nastepnie powędrowali do kasy.Przy każdym stanowisku ciągnęły się megakolejki, w których stały całe rodziny. Anka, Viola i Bryan wybrali możliwie jak najkrótszy ogonek i zajęli miejsce.
Minęło pół godziny. Tłumek z przodu zmniejszył się o połowę, ale za plecami co raz ustawiali się nowi klienci.
Minęły kolejne trzy kwadranse. Przed nimi stały już tylko dwie osoby z koszami wypełnionymi po brzegi. Trójka nastolatków patrzyła na poprzedników z wyraźnym zdegustowaniem. Nogi bolały ich od stania w bezruchu, a mózgi pracowały w zwolnionym tempie.
Minęła kolejna ćwierć godziny. Wreszcie, po męczarni tkwienia w kolejce, Bryan, Anka i Viola dostali się do kasy i zaczęli wykładać zakupy na taśmę. Kasjerka przesuwała towar nad czytnikiem i sumowała ceny. Biorąc do ręki kolejne opakowanie ziemniaczanych krążków, kobieta spojrzała podejrzliwie na młodocianych klientów, po czym spytała ich o coś po rosyjsku.
Srebrnowłosy, widząc, że jego towarzyszki kompletnie nie rozumieją o co jej chodzi, przetłumaczył:
- Ona pyta, na co wam piętnaście paczek chipsów.
- Powiedz, że na imprezę. - odparła Welma zamykając plecak z napojami i wrzucając paluszki i chipsy do jednorazowej, plastikowej torby.
Bryan powiedział coś po rosyjsku do kasjerki. Tamta uśmiechnęła się szeroko i już nie pytając o nic, dokończyła obsługiwać młodych. Anka zapłaciła i cała trójka obładowana siatkami opuściła supermarket.
- Będziesz nam miał za złe, jak ja i Viola pójdziemy załatwić jedną sprawę? - spytała Nana słodkim głosem.
- N-nie... - wydukał speszony chłopak.
- Świetnie! W takim razie poczekaj tu na nas. - oznajmiła szarooka wskazując mu ławkę obok ubranej na niebiesko choinki.
Bryan posłusznie udał się w ustalone miejsce, a dziewczyny zostawiły pod jego opieką zakupy i zniknęły pośród tłumu.
Minęło pół godziny.
Srebrnowłosy chłopak siedział pod sztucznym drzewkiem i założywszy nogę na nogę, oparł podbródek na ręku. Ze skwaszoną miną wypatrywał wśród przechodniów swoich towarzyszek. Wreszcie pośród czeladzi kupujących dostrzegł znajomą kruczoczarną czuprynę. Obok maszerowała naburmuszona mysiowłosa, której przyjaciółka usilnie próbowała coś wytłumaczyć. Jeszcze chwila i obie dziewczyny stanęły przy Bryanie.
- Wybacz, że tak długo, ale był spory tłok u jubilera. - wyjaśniła Anka zarzucając na ramię plecak z chipsami.
Chłopak zrobił wielkie oczy.
- U jubilera?! Ale po co wy tam...
- Nana musiała sobie kupić kolczyki. - wcięła mu się w słowo Viola.
Kruczowłosa uśmiechnęła się robiąc niewinną minę. Nagle rozległo się charakterystyczne warczenie.
- Może wracajmy na obiad, co? ^_^' - powiedziała szarooka, a pozostała dwójka parsknęła śmiechem.
Zebrali resztę siatek i nadal chichocząc, opuścili centrum. Całą drogę powrotną do klasztoru przebyli w milczeniu.
Gdy stanęli przed pokojem Krystiana i Kuby, Anka przypomniała sobie o czymś. Spojrzała na Welmę, która widząc jej błagalny wyraz twarzy, wywróciła oczami, po czym lekko szarpnęła głową w bok, co jej przyjaciółka zrozumiała jako komunikat: "Skoro musisz...".
Uradowana kruczowłosa odetchnęła głęboko i spytała:
- A może wpadlibyście do nas jutro wieczorem? Robimy imprezę...
- Eee... No nie wiem... - zawahał się Bryan. - Ja mogę przyjść, Spencer pewnie też się zgodzi, gorzej z Talą...
- Jak dla mnie to on mógłby wcale się nie pojawiać. - burknęła Viola patrząc spode łba na pozostałą dwójkę.
- Coś mi tu jedzie antypatią... - zaśmiał się srebrnowłosy uważnie przyglądając się dziewczynie. Ona tylko prychnęła i splótłszy ręce na klatce piersiowej, odwróciła wzrok.
- Hehe... Cała Welma. ^^ - skwintowała Anka z uśmiechem, po czym zwróciła się do Bryana. - W takim razie zastanówcie się i w razie czego przyjdźcie. Pogadamy, zapoznamy się trochę...
- Okay. - zgodził się chłopak. - No to... Do zobaczenia na obiedzie. - powiedział i zostawiając zakupy, odszedł.
Dziewczyny patrzyły za nim przez chwilę, po czym zniknęły w odrapanych drzwiach zdewastowanego pokoju.
To be continued...
Cassie
Wysłany: Nie 13:10, 11 Cze 2006
Temat postu:
Spokojnie, Mao, przechodziłam chwilową huśtawkę emocjonalną xD (nie tylko Kayak to ma xD) Będę dalej pisać Grzyba ^^ Mam bardzo ważną motywację. Obiecałam swojemu kotu, że wystąpi. A ja zawsze dotrzymuję słowa xD A mój kotek odegra bardzo ważną rolę w życiu towarzyskim panny V. xD Ale nic więcej nie powiem, nawet nie próbujcie mnie pytać xD Będę milczeć niczym te martwe ufoćwoki z "Końca" xD
Skończyłam. Amen. Możecie się rozejść xD
Mao
Wysłany: Nie 12:56, 11 Cze 2006
Temat postu:
Cass chcesz ostrzeżenie połączone z wściekłością Admina?
Kayako
Wysłany: Nie 9:58, 11 Cze 2006
Temat postu:
Cassie chce zawiesić, Mao, nie pozwól *Kayako trze zaczerwienione oczęta xD*
Mao
Wysłany: Sob 18:41, 10 Cze 2006
Temat postu:
Jeez, z każdą częścią mam wrażenie że piszesz o wiele ale wiele lepiej. I teraz to już geniusz przysiegam *_*, jeszcze sama fabuła *_____________________*, NEXT, i mam nadzieje że równie długi jak ten. Oby wena często Cię odwiedzała.
Kayako
Wysłany: Sob 9:36, 10 Cze 2006
Temat postu:
Klasa! Heh, jak ja kocham Grzybcia, no ja nie mogę XD Błędu się nie dopatrzyłam, tylko
dzieniegdzie
braku dużej litery XD
Podoba mi się sposób mówienia Tali ^^ Bomba.
A zdanie: "Serio lubisz Slayersów?" spowodowało większą głupawkę XDDD
Nie no, ja chcę dalej, Grzybusia no! T.T Będę płakusiać XD
Cassie
Wysłany: Pią 21:58, 09 Cze 2006
Temat postu:
Mata i się cieszta. Ale ostrzegam, że nie umiem opisywać walk beyblade xP Nasi górą!!!
Pozdro!!
Część VI
"Ping-pong po rosyjsku i przełamanie lodów"
- Uh la la... - westchnęli jednocześnie zdegustowani Viola, Anka i Marcin wkraczając do ogromnej sali.
- A ci znów szpanują swoim francuskim... ==' - jęknął Skooby i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Była to znacznych rozmiarów hala. Ściany były szare, brudne i odrapane; niczym nie różniły się od reszty klasztoru. Podłogę stanowiła betonowa wylewka (nie stać ich na nic innego? ==''' dop. Cass), w której na samym środku tkwiły trzy chromowane czasze o średnicy około czterech metrów każda. Ułożone były względem siebie na kształt trójkąta równobocznego. Przy ścianie przeciwległej do wejścia do sali znajdowało się podwyższenie z jeszcze jedną, nieco większą, areną.
Wysoki strop podpierały potężne kolumny z brązowego minerału przypominającego marmur ozdobione wedle reguł porządku doryckiego. Kolumn było siedem. Pięć dużym kołem otaczało mniejsze czasze, dwie natomiast spoczywały przy ścianie, z prawej i z lewej strony większego pola.
Neo Borg skierowali się ku trzem mniejszym arenom. Bursztynowi, nieco onieśmieleni niezbyt atrakcyjnym wyglądem sali, podreptali za nimi. Gdy cała dziewiątka zatrzymała się, młodzi Polacy ustawili się w dwuszeregu naprzeciw swych trenerów. Przez dłuższą chwilę obie strony w milczeniu przyglądały się sobie wzajemnie z wielką uwagą, aż w końcu głos zabrał Tala.
- Jak widzicie, to jest wasza sala treningowa. - oznajmił bez entuzjazmu. - Tu, dobierając się w pary, będziecie ćwiczyć, doskonalić wasze umiejętności, kształtować swój charakter. Właśnie te czasze - wskazał ruchem głowy mniejsze pola - będą wam do tego służyły. Na tamtej przy ścianie będziemy sprawdzać, jakie poczynacie postępy. Wszystko jasne?
W tą i z powrotem wodził wzrokiem po podopiecznych, dopóty, dopóki nie utkwił lodowego spojrzenia w uniesionej w górę ręce Marcina. Ledwo zauważalnym skinieniem głowy zezwolił mu na mówienie.
- Czy w parach będziemy tak, jak jesteśmy przydzieleni każdemu z was? - spytał.
Tym razem odpowiedział Bryan.
- Tak, zazwyczaj będziecie właśnie tak trenować, ale będziecie się między sobą wymieniać.
- Jest jeden problem... - zaczęła nieśmiało Viola stykając ze sobą opuszki palców wskazujących i uporczywie wpatrując się w posadzkę.
- Ona nie może ze mną trnować. - dokończył za nią Andrzej.
- Jak zwykle musisz stwarzać jakieś problemy, prawda? - warknął Tala przeszywając dziewczynę morderczym spojrzeniem.
- Dlaczego nie możecie razem trenować? - wtrącił Spencer chcąc uniknąć kolejnej kłótni między czerwonowłosym i szarooką.
Welma, masując się prawą dłonią po potylicy i lekko rumieniąc, wyjąkała cicho:
- Eee... No cóż... Wstyd się przyznać, ale...
- Nie możemy ze sobą walczyć, bo ona ma arachnofobię. Moja bestia to ogromna tarantula, a Welma panicznie boi się pająków. - wciął jej się w pół zdania Szadzik.
- Przecież nikt nie każe wam używać bestii. - zauważył Bryan cały czas z wyraźnym zainteresowaniem przyglądając się nadal zakłopotanej sytuacją Violi.
- ale my podczas walki lubimy iść na żywioł, dawać z siebie wszystko!! - odezwał się Krystian, ale zaraz szybko ugryzł się w język.
- Na żywioł powiadasz? Hmm... - Tala zamyślił się przez chwilę, po czym z triumfalnym uśmiechem dodał. - to zaraz sprawdzimy, jak wam to wychodzi. Co powiecie na małą walkę?
Wszyscy członkowie Dark Ambers obrzucili Skooby'ego morderczym spojrzeniem. On sam, besztając się w myślach, wbił wzrok w betonową wylewkę. Stali w milczeniu dobre pięć minut, nie mając pojęcia, co robić.
- Musimy się naradzić! - zawołała wreszcie do wyzywających Nana.
Cała drużyna odeszła parę kroków dalej i zbiła się w ciasne kółko. Szeptali coś do siebie, jedni w mniej, drudzy w bardziej entuzjastyczny sposób.
Neo Borg obserowowali z daleka ich naradę. Bryan i Spencer wcale się z tym nie ukrywali. Tala natomiast stał z założonymi rękami i przymkniętymi oczami, i tylko co jakiś czas leniwie podnosił powiekę, by sprawdzić co się dzieje.
Bursztynowi wreszcie skończyli dyskutować, na temat tego kto ma walczyć. Werócili na swoje pierwotne miejsce i głos zabrała pani kapitan.
- Dobra. Będziemy z wami walczyć. Podzieliliśmy się na dwie trójki i każdy zespół stoczy rundę z wami trzema. Co wy na to?
Neo Borg spojrzeli po sobie znacząco i uśmiechnęli się szyderczo.
- Zgoda. Już leżycie. XD - powiedział Spencer ładując dysk do wyrzutni.
- Okay, w pierwszej rundzie zagrają Anka, Marcin i Andrzej! - zawołał Krystian przyjmując rolę komentatora. - Zawodnicy gotowi? No to... 3! 2! 1! LET IT RIP!!!
Sześć balde'ów jednocześnie wystrzeliło w powietrze, by następnie z impetem spaść na arenę. W górę wzniosła się chmura pyłu. Srebrnozielony i srebrnobłękitny dysk napierały na biały z wymalowanym wilkiem na BitChipie. Blade'y Spencera i Bryana ścigały po czaszy srebrnoczerwony, należący do Szadzika.
Dysk czerwonowłosego zatrzymał się nagle i zaczął szarżować na ścigających go Falborga i Seaborga.
- Acathla! Fire Arrow!! - ryknął niespodziewanie Andrzej, a w kierunku blade'ów Spencera i Bryana pomknęła ognista strzała. Dyski czmychnęły na boki, a płonący pocisk uderzył kilkanaście centymetrów od pozostałej trójki walczących.
Korzystając z chwilowego zamieszania, Acathla z całym impetem zaatakowała Wolborga, który poszybował w górę i upadł na drugim końcu areny.
- Proszę państwa!! Co za akcja!! Jeszcze parę centymetróe i wolborg zszedłby ze sceny!! - Krzyczał podekscytowany Krystian do zaciśniętej pięści, udając, że trzyma w niej mikrofon. - Ale co to? No tak!! Dyski pozostałych członków Neo Borg przypomniały nam o swoim istnieniu atakując Lillith!!
W istocie, Falborg i Seaborg uparcie napierały na srebrnozielonego blade'a należącego do Nany, który mimo wszystko dzielnie się bronił.
- Na nich, Azazeal!! - zawołał Minek, widząc, że jego dziewczyna jest w opałach.
Srebrnobłękitny dysk czym prędzej pomknął we wskazanym kierunku. Wtem Seaborg zagrodził mu drogę. Azazeal nie zdążył wyhamować i wpadając na przeszkodę, wyleciał w górę i spadł poza czaszę.
Marcin zaklął siarczyście, podniósł swego blade'a i spojrzał na arenę.
Falborg z coraz większym zażarciem napierał na Lillith, aż w końcy, przy drobnej pomocy Seaborga, wyrzucił ją poza granice pola.
Na placu boju została tylko Acathla, która cały czas siłowała się z Wolborgiem. Niespodziewanie dysk Tali Cofnął się i dołączył do krążących wokół nich Falborga i Seaborga. Acathla wirowała w miejscu na środku areny gotując się na ewentuwalny atak.
Szadzik tkwił w stanie całkowitej niepewności dobre pięć minut, bacznie obserwując ruchy przeciwników. Ale ta bezczynność mimowolnie przytępiła jego czujność. Wystarczyła chwila nieuwagi i Acathla została przez Wolborga wybita poza arenę.
- O żesz w mordę!! - zapiał zaskoczony Skooby, podczas gdy chłopaki z Neo Borg przywołali do siebie swoje blade'y. - Taa... No cóż. Pierwszą rundę możemy uznać za zakończoną. Ale to nie wszystko, proszę państwa! Przed nami jeszcze jedna walka!!
- Nie będzie żadnej walki. - przerwał mu Tala łypiąc spode łba na Bursztynowych.
- Co?! Jak to?! - oburzył się Kuba, który obserwując wcześniejsze poczynania przyjaciół napalił się na pojedynek.
- Przecież zawarliśmy umowę!! - krzyknęła Welma.
- Nie bulwersuj się tak, mała. Jeszcze będziesz miała okazję wykazać się podczas szlabanu. - warknął do niej czerwonowłosy. Dziewczyna tylko prychnęła i splótłszy ręce na piersiach, stała z obrażoną miną i wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt na odrapanej ścianie. Kapitan Neo Borg ciągnął dalej. - Poziom jaki zaprezentowaliście podczas tej walki jest przerażający. Nie musieliśmy używać jednej czwartej, ba!, nawet jednej piątej mocy, żeby was pokonać. Dlatego - podniósł głos, aby dać do zrozumienia Krystianowi, który chciał coś powiedzieć, że jeszcze nie skończył - nie widzę potrzeby rozgrywania kolejnego pojedynku, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, bo każde z was reprezentuje taką samą siłą. - urwał, by zlustrować wzrokiem podopiecznych, po czym dodał. - Doszedłszy do takiego wniosku, zastanawiam się, dlaczego, do cholery, nadal stoicie w miejscu i nie bierzecie się za trening?!
Po sali rozległ się cichy pomruk niezadowolenia. Bursztynowym wcale nie uśmiechała się perspektywa treningu razem z Rosjanami. Oczyma wyobraźni już widzieli sadystyczny uśmiech na twarzy Valkova, podczas gdy oni sami padali jak muchy po serii morderczych ćwiczeń przygotowanych przez niego.
Głośno przełknęli ślinę, a Bryan i Spencer, widząc ich przerażone miny, ryknęli śmiechem.
* * *
- Wiecie, głąby, co to jest? - spytał Tala wskazując głową stojące obok niego znacznych rozmiarów urządzenie, które pięć minut temu Spencer wyciągnął z magazynu.
- Ee... Karabin maszynowy? - powiedziała Viola bacznie przyglądając się tajemniczej maszynie, która przywodziła jej na myśl cekaem.
Czerwonowłosy, jak na komendę, doskoczył do automatu, wycelował i w stronę dziewczyny wystrzeliła... piłeczka ping-pongowa. Kompletnie zaskoczona nie zdążyła zrobić uniku i kulka trafiła ją centralnie w czoło, a siła uderzenia była tak duża, że szarooka zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. Przyjaciele natychmiast rzucili się ku niej z pomocą. Mysiowłosa po kilku nieudanych próbach podniosła się z ziemi.
- Odbiło ci?! Mogłeś mnie zabić, debilu!!! - ryknęła jężąc się jak dzika kotka. - Ja pier... Ale śliwa!! Pięknie mnie urządziłeś! No, pogratulować po prostu!! - dodałą masując ręką poszkodowane miejsce.
Czerwonowłosy popatrzył na nią z politowaniem, zupełnie jakby te ukąśliwe uwagi nie dotyczyły jego.
- Refleks. To będziemy dziś ćwiczyć. - rzekł obojętnym tonem.
Dark Ambers spojrzeli na niego jak na odmieńca.
- Ale my mamy dobry refleks. - zauważył Szadzik, a reszta kiwnęła twierdząco głowami.
- Aha, właśnie widziałem! Istne mistrzostwo świata!! - zakpił Tala, a Bryan i spencer zarechotali.
- Zaraz mu przyłożę!! - zaperzyła się Welma robiąc krok do przodu. Na skroni pulsowała jej żyła, a oczy miotały niebezpieczne błyski. Widząc to, Krystian i Marcin złapali ją pod ramiona, aby zapewnić bezpieczeństwo osobom zgromadzonym na sali.
- Dosyć, Welma!! Albo się uspokoiz, albo będziesz miała dożywotni zakaz oglądania anime!! - zagroziła Nana.
- Slayersów też? - zapytała szarooka lekko zaskoczona zachowaniem kumpeli.
- Głównie Slayersów. Za bardzo wdałaś się w Linę. Tylko patrzeć, jak przefarbujesz się na rudo. - kruczowłosa pokręciła głową z dezaprobatą.
Viola nieco ochłonęła. Zaprzestała prób wyrwania się z żelaznego uścisku chłopaków. Spojrzała na Ankę. Stała przed nią, dumna i wyniosła, z rękami splecionymi na piersiach i kamienną twarzą. Mysiowłosa nigdy nie widziała jej tak pewnej siebie.
Nastąpił krępujące milczenie, podczas którego dziewczyny mierzyły się wzrokiem. Chłopaki aż dostali gęsiej skórki.
- Serio lubisz Slayersów?
Welma spojrzałą w kierunku, z którego padło pytanie, ale jej wzrok napotkał na czyjąś klatkę piersiową. Zadarła głowę i rozpoznała w stojącym obok niej osobniku Bryana. Chłopak wpatrywał się w nią uporczywie czekając na odpowiedź.
Szarooka speszyła się trochę i rumieniąc się lekko, odwróciła głowę.
- Może... - bąknęła i poczuła na twarzy nagłe uderzenie gorąca. Nie wiedząc czemu, miała ochotę stamtąd uciec.
- EJ!! Koniec tych pogaduszek! Do roboty!! - zawołał zniecierpliwiony Tala, którego ospałość Polaków bardzo irytowała.
- Pogadamy później. - powiedział srebrnowłosy. Uśmiechnął się blado i odszedł do swoich.
To be continued...
Kayako
Wysłany: Śro 15:41, 17 Maj 2006
Temat postu:
Cytat:
poszkodowana w akcie rozpaczy chwyciła kubek z kakao i wypiwszy jego zawartość, odetchnęła z ulgą odchylając się z krzesłem do tyłu
Droga Cass, chciałabym zauważyć, że ja, jako córka strażaka, wiem, że gdy się krztusisz nie możesz pić, tylko się wyprostować i oddychać... Rzekłam XD
Cytat:
Viola bezskutecznie próbowała wyrwać się z uścisku siarczyście przeklinając Talę i wyzywając go od mamutów dodając do tego dość nieprzyzwoite epitety.
Dobra, kontakt cielesny możemy wykreślić, chcę więcej XD
Cytat:
- Co się tak bulwersujesz, welma?
Błąd. Ksywa z dużej ^_^'
Cytat:
- Tamci pokręcili przecząco głowami. Mysiowłosa zaliczyła beton.
Nie potrzebny myślnik XD (ha, odwdzięczam się XDDDD)
Cytat:
Kai contra brooklyn
Za "brooklyn" nie nie obraże, nie lubię go XD
Cytat:
Był nim szarowłosy chłopak o rubinowookim spojrzeniu, kapitan mistrzowskiej drużyny z Japonii, BBA Revolution - Kai Hiwatari. Ten szesnastoletni pół-Rosjanin, pół-Japończyk był jej idolem, czymś w rodzaju guru beyblade'ingu. A różnica wieku, jaka ich dzieliła, wynosiła zaledwie niecałe dwa miesiące.
E, E! *autosyndrom uruchamiania zazdrości XD*
Cytat:
Viola w amrzeniach obcowała z Kaiem tak długo, dopóty reszta drużyny nie sprowadziła jej w brutalny sposób na ziemię.
*X pod pachę, linka w ręku i sru! do masarni...*
Cytat:
- Niepokonany? Phi! Kto ci naopowiadał takich bzdur?! Nie dalej, jak trzy lata temu, mój Seaborg rozłożył go na łopatki. Chłopaczyna nie miał szans. - zakpił blondyn, tym samym doprowadzając Welmę do płaczu.
{Kayako wybucha gniewem, Kai chychra się za jej plecami XD}
JA CHCE KAI'A! DZIE KAI?! (niech mi kto odpowie, że za moimi plecami...)... *Kayako dusi misia XD* Nie, ja chce Lolka. XD Dzie Lolek.? XD
[komentarz kopiowany XD]
Mao
Wysłany: Śro 14:54, 17 Maj 2006
Temat postu:
Znowu przewaga dialogów, ale i tak jest fajnie, strasznie mi się podoba że ta drużyna jest taka beztroska a jeszcze ta niepowtarzalna Polska przyjaźń między nimi to jest właśnie genialne. Yay jak ja uwielbiam twoje fici Cass! Ty, Kaya i Connie jesteście moimi idolkami w kwestii ficków *_*
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Programosy
Regulamin