Szila |
Wysłany: Czw 11:59, 23 Mar 2006 Temat postu: |
|
Cześć wszystkich!!!!!! Wruciłam!!!! Ciszycie się pewnie. Teraz wykożystuję komp szkoły he he he he he!!!!!
Teraz prosze państwa daję nową częśc!!!!!
Chłopcom spodobały się ubrania i od razy założyli.
-Przypięcie pasy.
-Niewygodnie jest.- marudził Tyson.
-Musisz się przyzwyczaić. Masz szczęście że nie kupiłyśmy dla was zbroi. To dopiero by ci było niewygodnie.- do pokoju weszła Kaori ubrana w nowe ciuchy.
-I jak wyglądam??- tunika jest w kolorze ciemnej zieleni zakończona czerwonym paskiem i przypominała spódnicę, kaftan biały, spodnie brązowe. Miała przyczepiony kołczan i łuk na ramieniu. Miała pas z mieczem.
-Pięknie, wyglądasz prawie jak elfka.
-No to co, ruszamy??- spytała Saphira gdy weszła. Była tak samo ubrana co Kaori tylko tunika była w kolorze niebieskim zakończonymi ciemniejszym kolorem. Kaftan jasny niebieski, a spodnie granatowe, buty czarne.
-Tak, wóz już jest gotowy.- Angela przekazał służącej że wyjeżdża i zostawia pod jej opiekę dom. Poszli do stajni. Wóz był załadowany co juki koni. Angela, Kaori i Kenny wsiedli do wozu, a reszta na konie.
-Pięknie wyglądasz Kaori.- Kai szedł obok wozu.
-Dziękuję ^_^- minęli bramę i strażnika. Po drodze trochę porozmawiali i żartowali. Gdy było nudno Kaori grała na flecie, a rudowłosa kobieta śpiewała piękną melodie. Tyson i Max jechali za wozem, a elfka i kociooki na przodzie. Ray czasami rozmawiał z Saphirą, ale gdy pytał o niej to nie odzywała się. Obóz rozbili gdy zaczynało się ściemniać. Zjedli kolacje i już chcieli położyć się ale ^_^.
-Teraz wydobycie miecze i atakujcie mnie.- powiedziała czarnowłosa elfka wydobywając miecz. To samo uczyniła rudowłosa.
-Daruj nam dzisiaj, jesteśmy zmęczeni.
-Wstawać i to już!- krzyknęła elfka, chłopcy i Kaori wstali szybko. Wydobyli miecze.
-A co się stanie jak ktoś zostanie ranny??- spytał Kenny.
-Nic się nie stanie jak zabezpieczę waszą broń.- podeszła do i wzięła ich broń. Położyła na ziemi i uniosła dłoń nad mieczami.
-Geuloth du knifr.- wypowiedziała magiczne słowa i krawędzie mieczy zajaśniały lekkim światłem, tak samo jej. Oddała. Dotknęli ostrzy i wyczuli pole ochronne.- Może nie są ostre, ale nie machajcie nimi beznadziejnie. Możecie komuś złamać nogę czy rękę. Nie uderzajcie w szyję bo możecie zabić. Atakujcie mnie i Angelę.- i zaatakowali, Kenny miał trudności bo nie wiedział jak posługiwać się bronią. Tyson, Kaori, Ray i Max nie mieli problemów. Rodzeństwo ma dziadka który uczy ich walki, kociooki i blondyn nie posługiwali się tak dobrze jak ich przyjaciel ale starali się. Kobiety mówiły każdemu uwagi i porady. Uderzały szybko i zadawały ból. Saphira zaatakowała granatowłosego wymachując mieczem, próbował zablokować atak, okazał się zbyt wolny. Krzyknął z bólu, gdy Saphira rąbnęła go w żebra; zachwiał się na nogach. Kaori bez namysłu rzuciła się naprzód, ale elfka z łatwością sparowała uderzenie. Hebanowłosa machnęła mieczem w kierunku głowy Saphiry. W ostatniej chwili przekręciła rękę, próbując trafić ją w bok.
-Improwizacja, dobrze!- krzyknęła Saphira. Jej oczy lśniły, ręka poruszała się błyskawicznie, zaatakowała tym razem szybciej i Kaori zaraz dostanie w głowę ale zatrzymała miecz przy skroni.- Trup. Pamiętaj zawsze miej oczy na wroga, przewiduj jego ruch i uderzaj słabe punkty.- Odparowała tylny atak Tysona nawet nie odwracając głowy.- Dobrze Tyson, ale za wolno! Kaori ty na dzisiaj masz koniec. Odpocznij.- odwróciła się i atakowała jej brata. Dziewczyna wstała chwiejnie i podeszła do leżącego wilka. Kai obserwował walki. Usiadła i oparła się o jego bok.
-Nieźle ci szło.
-Ale i tak nie dorównam Tysonowi.
-Pożyjemy zobaczymy, ale i tak uważam że jak na pierwszy raz spisałaś się dobrze.
-Naprawdę tak myślisz??
-Tak, teraz odpocznij.- Kaori zamknęła oczy i zasnęła. Czasem przez sen słyszała jak elfka krzyczy do kogoś.
-Przyciągnij do siebie ręce, uginaj kolana!
Następnego dnia wszyscy prócz kobiet i wilka czuli się gorzej niż na treningach ich kapitana. Ręce mieli całe w siniakach, byli zbyt obolali, by się ruszyć. Angela uniosła wzrok znad przygotowywanej gęstej owsianki i uśmiechając się szeroko.
-I jak tam?- spytała. Mruknęli coś w odpowiedzi i rzucili się na śniadanie. Elfka nic nie jadła tylko piła swój lek na kaszel. Ruszyli gdy zjedli.
-Saphiro, gdzie teraz jedziemy??
-Jedziemy do puszczy Ellesmera.
-A dlaczego, tam jest składnik na lekarstwo Kaia??
-Tak, zdobędziemy łzę najstarszego elfa.
-Ellesmera to kraina elfów??
-Mój dom, jeśli mogę to tak nazwać.
-A elfy nic nie zrobią Kaiowi.
-Nic.- Kaori chciała jeszcze o coś zapytać, ale rudowłosa położyła dłoń na jej ramieniu i pokręciła głową.
-Idę coś upolować.- skierował słowa do elfki.
-Dobrze tylko uważaj na siebie.- odpowiedziała i Kai szybko pobiegł przed nimi. Spotkali się jakieś 5 kilometrów dalej.
-I co upolowałeś?- spytała Kaori.
-3 króliki i kozice górską.
-Jakie to uczucie gdy polujesz??
-Trudne do powiedzenia, ale mogę tylko powiedzieć że częściowo czuję się radosny że coś zjem, a częściowo smutek że muszę zabijać.
-Aha, ale i tak pewnego dnia tych zwierząt by ktoś inny upolował.
-Taka jest przyroda, najbardziej lubię jak szybko biegam. Czuje się wolny.
-Na pewno to miłe uczucie.
-Możesz usiąść mi na grzbiecie.
-Naprawdę mogę?? Nie będzie ci za ciężko??
-Nie, po za tym kiedyś i tak będę musiał kogoś nieść gdy koń ucieknie lub wóz się zniszczy.
-Dobrze, ale nie dzisiaj. Jestem cała w siniakach.- tak jeszcze porozmawiali przez całą drogę.
-Saphiro co możemy spotkać podczas podróży??- spytał Ray.
-Hm, jeśli dopisze szczęście to ugrali, orków, zabójców, goblinów.
-Tylko?
-A to zależy ilu ich będzie zwykle to spotyka się całą armię.- powiedziała Angela uśmiechając się. Po innych przeszły ciarki.
-Mam nadzieję że ich nie spotkamy.- Saphira z rudowłosą opowiadały jak razem podróżowały i walczyły różnymi stworami. Zrobili postój bo granatowłosy marudził że jest głodny. Po posiłku wyruszyli dalej. Zaczęło padać. Elfka czasami kaszlała. Deszcz padał długo i coraz silniej. Przemokli, kaszel stawał się silniejszy i Saphira co omal nie spadła z konia. Całe szczęście Ray jechał koło niej.
-Będzie lepiej jak zaczekamy.- elfka kiwnęła głową, mieli szczęście że znaleźli głęboką jaskinię. Wóz i konie zmieściły się. Angela rozpaliła ognisko z suchych gałęzi znalezionych w jamie. Postawiła czajnik z wodą nad ogniem. Odpieła sakiewkę z ziołami od pasa elfki i sypnęła trochę ziół to wody. Inni rozłożyli mokre peleryny przy ogniu, żeby mogły wyschnąć. Elfka usiadła przy ścianie lekko pokaszlując. Kaori usiadł przy niej.
-Przechodzi??
-Nie khe khe!- rudowłosa nalała do kubka zawartość czajnika i podała szybko czarnowłosej. Napiła się od razu. Odetchnęła głęboko i kaszel ustąpił. Wytarła usta chusteczką.
-Odpocznij, nie wyruszymy topuki deszcz nie przestanie padać.- powiedziała przyjaciółka elfki i przykryła ją suchym kocem. Elfka po chwili zasnęła. Reszta usiadła przy ognisku.
-Co tak śmierdzi??- spytał Tyson.
-Jakby mokrym psem, ups przepraszam Kai. Nie chciałem!- przepraszał szybko Max.
-Głupek.- nagle wilka otoczyła ognista aura i po chwili znikła.- Co się stało??- Kaori przekazała wiadomość Angeli.
-Hm, w tobie jest twój przyjaciel. Najwidoczniej cię wysuszył. Czy próbowałeś użyć jego mocy?
-Nie.
-Dziwne, lepiej omówię to z Saphirą.
-Ty go słyszysz??
-Tak, ja także potrafię rozmawiać z zwierzętami.
-To dlaczego wcześniej mnie nie rozumiałaś??
-To proste, nie odzywam się jeśli ktoś mnie pyta.
-Angela dużo wiesz o Saphirze??- spytał Kenny.
-Od 7 roku.
-Może coś o niej powiedzieć, ilekroć chcemy o niej się dowiedzieć to zmienia temat.
-Mogę tylko powiedzieć że jej ojciec był częściowo człowiekiem i elfem, a jej matka elfką. Ma 180 lat i jest mistrzynią sztuki walki i rzucania czaru. Ona jest elfem i ćwierć człowiekiem. Odziedziczyła moc po tacie, a nieśmiertelność po mamie. Jest najpotężniejszą wśród elfów.
-Czy jej tata miał takie klepsydrowe oczy?
-Nie, radzę wam nigdy nie pytać ją o to i o kaszel. Tego najbardziej nie lubi.
-Dobrze. Czy ma rodzeństwo??- spytała Kaori.
-Ma młodszego brata i także nie wspominajcie o nim.
-Zmieniamy temat, co to za miecz który dostała od sprzedawcy??
-To magiczny miecz. Zanim moja przyjaciółka opuściła ten świat miała misję. Musiała znaleźć magiczne bronie i zbroję. Od matki dostała zbroję, laskę od taty, musiała jeszcze odnaleźć pas, łuk z kołczanem, miecz, łańcuchy, sztylet i ostanie opaskę na głowę.
-Do czego jej to??
-Żeby pokonała najgorszego i najpotężniejszego wroga. Zar’roca.
-Kim on jest??
-Jest złym władcą, który pragnie zapanować nad wszystkimi.
-Eh, przynajmniej co nie co dowiedzieliśmy się. A opowiedz nam o sobie.
-Proszę bardzo. Mój tata pracował jako drwal, a moja mam jako zielarka. Żyło nam się spokojnie, niestety źle się skończyło. Tata miał wypadek i nie przeżył, mama nie mogła uwierzyć w jego śmierć. Zapadła w śpiączkę. Ja sama nią się opiekowała, nikt nie chciał mi pomóc. Nie dawałam sobie rady, zaczynało brakować pieniędzy i jedzenia. Mama nie budziła się. Pewnego dnia do miasta przybył podróżnik. Ukrywał się pod peleryną. Zatrzymał się w gospodzie koło mojego domu. Czasami widywałam go na ulicach. Kiedyś przyszedł do mnie. Poprosił o zioła na kaszel. Po głosie poznałam że to kobieta. Całe szczęście że czasami pomagałam mamie i wiedziałam które miałam dać. Zapłaciła mi sporą sumkę i znikła za drzwiami. Po kilku dniach gdy wracałam z rynku jakiś facet mnie zaatakował. Był pijany, ale niebezpieczny. Uderzył mnie bardzo mocno w głowę. Spadłam na ziemię. Wołałam pomocy ale nikt nie zwracał uwagi. Nagle ktoś się pojawił za pijakiem. To była tajemnicza kobieta. Walczyła wspaniale. Pokonała go w ciągu paru sekund. Kucnęła przed de mną.
-Nic ci nie jest??
-Nie pani, dziękuję za pomoc. Auć!- zabolała mnie głowa.
-Jesteś ranna, zaniosę cię do domu.- protestowałam, ale i tak mnie zaniosła. Opatrzyła mi głowę.
-Mieszkasz sama??
-Nie.
-A gdzie rodzice??
-Tata nie żyje, a mama..- posmutniałam i po policzkach spływały łzy.
-Gdzie twoja mama??
-Jest chora, od paru dni śpi i nie mogę ją obudzić.
-Pomogę ci, zaprowadź mnie to niej.- w jej głosie było coś że jej uwierzyłam. Zaprowadziłam i ona usiadła koło niej. Podniosła dłoń nad jej twarzą i wypowiedziała dziwne słowa. Dłoń zaświeciła się i mama. Gdy przestała mówić światło znikło i mama obudziła się.
-Mama!- krzyknęłam radośnie i przytuliłam się do niej. Ona mnie też.
-Córko wybacz mi. Myślałam tylko o sobie, a zapomniałam jak ty cierpiałaś po stracie taty.
-Podziękuj pani za uleczenie.
-Bardzo pani dziękuję, nie mamy dużo pieniędzy..
-Dla mnie jest ważne żeby pani córka nie była smutna.- wstała i wyszła. Pobiegłam za nią.
-Przepraszam, jak pani ma na imię??- stanęła przy wejściu.
-Saphira.- i odeszła. Nasze życie szło spokojnie. Przychodzili ludzie o leki na różne choroby. Byłyśmy szczęśliwe. Saphira odeszła z miasta. Jednak nam zostawiła wiadomość. Niestety nasze szczęście nie trwało długo. Miasto zostało zaatakowane przez urgali. Było ich setka, nie daliśmy im rady, moja mama zginęła osłaniając mnie przed strzałą.
-Uciekaj i nie.. zapomnij o mnie.- zmarła na mych rękach. Uciekłam jak najdalej od miasta. Szłam i szłam przed siebie. Byłam głodna, spragniona i zmęczona. Dotarłam do tych gór. Zaatakował mnie wielka puma. Wielkości Kaia. Już miała mnie dorwać gdy nagle uderzył ją kula energii, kot uciekł a ja upadłam. Słyszałam jak ktoś szybko do mnie biegnie i bierze na ręce. Spojrzałam na twarz zbawiciela i to była piękna kobieta o mlecznej cerze, miała klepsydrowe oczy i czarno-srebrne włosy. Nie wiedziałam kto to. Straciłam przytomność. Ocknęłam się i leżałam w łóżku. Po chwili ktoś wszedł, usiadłam i zobaczyłam tą samą kobietę.
-Gdzie ja jestem??- spytała ją, a ona tylko podeszła i usiadła koło mnie. Podała mi miskę z zupą.
-W moim domu.- poznałam głos.
-Saphira??- kiwnęła głową.
-Najpierw zjedz i powiesz mi co cię tu sprowadza.- szybko zjadłam i opowiedziałam jak urgale zaatakowali moje miasto i o śmierci mamy. Płakałam i ona mnie przytuliła.
-Nie wiedziałam co mam zrobić, nie mam innej rodziny.. ruszyłam przed siebie i .. trawiłam do ciebie.
-Już nie płacz, najwidoczniej tak chciał los, że do mnie dotarłaś.- od tamtej pory zamieszkałam z Saphirą. Była jak druga matka, uczyła mnie różnych rzeczy, szermierki i odrobinę czarów. Gdy musiała wyjechać błagałam ją żeby wzięła mnie ze sobą. Nie pozwalała mi. Czekałam na nią dzień i noc żeby ją przywitać. Kiedy wróciła byłam szczęśliwa. Po paru latach pozwalała mi podróżować ze sobą. Byłyśmy zgraną drużyną, porozumiewałyśmy się bez słów. Walczyłyśmy razem, aż do chwili gdy musiała odejść do waszego świata.- skończyła.
-Musiało być ci ciężko bez mamy.
-A czy byłaś w krainie elfów??
-Tak i to wiele razy. Spodoba wam się tam. Tylko musicie zachować się kulturalnie.
-No to mamy problem, trzeba nauczyć Tysona kultury.
-Bardzo śmieszne!- obudziła się elfka.
-Czy coś się stało że tak się drze??- usiadła w pozycji siedzącej.
-Nie, jak się czujesz?
-Lepiej, deszcz przestał padać. Ruszamy dalej.- zgasili ogień i wyprowadzili konie i wóz na zewnątrz. Pogoda była piękna, słoneczko ogrzewało.
-Patrzcie tęcza.- powiedziała Kaori i pokazałam reszcie.
-To dobry znak.- droga była prosta i nie sprawiała żadnych kłopotów. Wieczorem przejechali jeszcze kawałek i elfka znalazła polanę sam raz na obóz.
-Kiedy dotrzemy do Elesmery??- spytał Kenny.
-Niecały miesiąc, w zależności od obranego kierunku.- odpowiedziała czarnowłosa. Po kolacji elfka i rudowłosa wstały i wydobyły miecze uśmiechając się do nich.
-Tylko nie to.- westchnęli. Saphira jedynie skinęła dłonią. Niechętnie wstali z miejsca. Zmagali się do wtórych trzasków mieczy. Cały czas cofali się, czując przeszywający ból w rękach. Druga lekcja trwała krócej niż pierwsza, wystarczyła jednak, by zgromadzili nową kolekcję siniaków. Gdy skończyli trening z niesmakiem schowali miecze i odeszli od ognia, by opatrzyć rany.
CDN.
**************************************************************
Następnego dnia Kaori, Tyson, Ray, Max i Kenny mieli trudności ze wstaniem. Przy najmniejszym ruchy mięśni kurczyły się boleśnie. Gdy byli gotowi do drogi wsiedli na swych miejscach.
-Jeśli to jeszcze potrwa, potłuczecie nas na kawałki.- pomarudził brat hebanowłosej.
-Nie naciskałabym tak mocno, gdybym nie sądziła, że macie dość sił.- w wielu miejscach szlak praktycznie znikał, toteż musieli tracić czas na odnajdywanie drogi. Czasami zsiadali i prowadzili konie, przytrzymując się drzew, by nie runąć w dół. Ziemia była usłana różnymi kamieniami; grunt pod nimi co chwila obsuwał się niebezpiecznie. Żmudna wędrówka sprawiła, że mimo zimna zgrzali się i zmęczyli. Minęło południe gdy dotarli na dół i zatrzymali się, by odpocząć. Wokół huczał mroźny wiatr, chłoszcząc niemiłosiernie. Otaczała ich wyschnięta ziemia, kurz wpadał im do oczu. Czuli się nie swojo. Gdy dotarli na równinę, szlak rozdzielił się na trzy odnogi.
-Którędy teraz?- spytała Angela.
-Coś mi tu nie pasuje, poczekajcie pójdę na zwiady.- zsiadła z konia i pobiegła w prawo. Szybko znikła im z oczu.
-Nie wiedziałem że potrafi tak szybko biegać.- powiedział zdziwiony Max.
-Elfy potrafią wiele rzeczy i nie raz Saphira cię zaskoczy.- czekali. Po paru minutach usłyszeli szczęk metalu. Wydobyli miecze.
-Saphira z kimś walczy, musimy jej pomóc.
-Nie.- spojrzeli na rudowłosą.
-Dlaczego??- spytała Kaori.
-Bo zaatakowało ją tylko trzech orków.- zatkało ich. Nie wierzyli żeby elfka była taka silna. Wróciła.
-Jedziemy w lewo, te dwie to są pułapki zostawione prze orków.- ruszyli. Trzeciego dnia obudzili się wypoczęci i fakt ten w połączeniu z tym, że wiatr ucichł, natychmiast poprawił nastrój. Szybko jednak zmienili zdanie, gdy ujrzeli w dal ciemne chmury burzowe. Saphira skrzywiła się na ich widok.
-Zwykle wolałabym nie wjeżdżać w burzę, ale tak czy inaczej czeka nas trudna przeprawa.- gdy dotarli w cień chmur, wokół panowała cisza. Kai uniósł wzrok. Chmura burzowa przypominała niezwykłą budowlę, naturalna katedrę o ciężkim łukowatym sklepieniu. Odrobina wyobraźni wystarczyła, by ujrzeć kolumny, okna, wyniosłe łuki i wykrzywione gargulce. Miała w sobie dzikie, nieposkromione piękno. Spuściwszy wzrok, ujrzał gwałtowna falę pędzącą ku nim wśród traw, przygniatającą je do ziemi. Dopiero po sekundzie zrozumiał, że to potężne uderzenie wiatru. Elfka także je dostrzegła.
-Trzymajcie się!!- i w tym momencie wściekła burza uderzyła w nich niczym młot. Tyson zachłysnął się, próbując chwycić powietrze. Z całych sił przytrzymywali się siodeł, uszy napełniły im oszalały skowyt. Wiatr szarpał ich ubrania niewidzialnymi palcami, unosił końskie grzywy. Świat przesłonił obłoki ciemnego kurzu. Kaori i Kenny trzymali mocno koc zasłaniając ich rzeczy. Kenniemu wiatr wyrwał koc i zaczepił się koniec wozu.
-Pójdę po niego!!- krzyknęła hebanowłosa, żeby mógł ją usłyszeć. Gdy trzymała już koc zawiał mocniejszy wiatr i koc się rozłożył. Silny powiew wiatru pozbawił jej równowagi i poleciała naprzód wraz z kocem. Kawałek przejechała na plecach, zatrzymała się na czymś miękkim.
-Wejdź na mój grzbiet i trzymaj nisko głowę!- powoli weszła na grzbiet i trzymała się obroży. Leżała na nim. Czuła jak Kai podnosi się powoli i rusza naprzód wbijając pazury w ziemię żeby mieć lepszą przyczepność. Na ich widok Saphira uniosła się w siodle.
-Czy jest ranna?!- wrzasnęła, przekrzykując ryk wichury. Wilk pokręcił głową. Angela wskazała ręką ciemną zasłonę deszczu. Zbliżyła się bardzo szybko.
-Co jeszcze?!- krzyknął Ray, ciaśniej owijając się kurtką. Skrzywił się gdy dotarła do nich ściana wody. Deszcz był lodowato zimny. Już po chwili dygotali, przemoczeni.
Nagle niebo rozświetliły błyskawice, całe serie błyskawic. Wysokie na milę, przecinało niebo. Tuż za nimi podążały fale grzmotów, wstrząsające światem. Wszystko to było piękne, ale i złowieszcze. Szaleństwo żywiołów ustępowało powoli, w końcu jednak burza minęła. Ponownie ujrzeli nad sobą niebo. Zachodzące słońce zajaśniało nad horyzontem. Promienie światła zabarwiły chmury ognistymi kolorami. Cała równina stała się jednym wielkim morzem kontrastów: jasnych plam światła i głębokich cieni. Przedmioty nabrały dziwnego ciężaru, źdźbła trawy zdawały się masywne niczym kolumny z marmuru. Nawet najzwyklejsze rzeczy nabrały nieziemskiego piękna. Mieli wrażenie jakby znaleźli się wewnątrz malowidła. Ożywiona ziemia pachniała ciepło. Świeża woń dodała im otuchy. Nim słońce zgasło znaleźli sobie miejsce w niskim zagłębieniu. Zbyt wyczerpani, by ćwiczyć, natychmiast zasnęli.
Choć burza częściowo napełniła bukłaki, tego ranka wypili resztki wody.
-Musimy dzisiaj dotrzeć do Haven inaczej będziemy mieć problem Saphira.- Angela wykręciła pusty bukłak.
-Dotrzemy przed wieczorem.- wsiedli na konie i ruszyli.
-Bolą cię plecy??- spytał wilk.
-Tylko trochę, strasznie piecze.
-Pokaż.- poleciła Angela podając wodze Kenniemu. Usiadły na końcu wozu i Kaori powoli podciągnęła tunikę i kaftan. Na plecach miała niewielkie otarcie.- Nie wygląda tak źle, ale będzie lepiej jak nasmaruję ci olejkiem. Ostrzegam trochę zaboli.- wyjęła z swojego plecaka małe pudełeczko. Środku był olejek, nasmarowała i Kaori syknęła.
-Trochę??- powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Ale zaraz przestanie.- i rzeczywiście już nie bolało. Jechali naprzód, utrzymując szybkie tempo. Gdy dotarli bliżej miasta, ujrzeli dym wzlatujący z dziesiątków kominków niewielkich zabudowań, na ulicach jednak nie było nikogo. Haven spowijał całun ciężkiej ciszy. Zatrzymali się przed pierwszym budynkiem.
-Nie słyszę psów.- zauważyła Angela.
-Faktycznie.
-Ktoś powinien już nas zobaczyć.- Max. Saphira, mrużąc oczy, spojrzała w słońce.
-Może się boją?- Kai wywęszył powietrze.
-Wyczuwam dziwny zapach. Spalone drzewo i coś jeszcze.
-Może to pułapka?- spytał Kenny.
-Potrzebujemy żywności i wody Saphiro.
-Zatem jedziemy, ale nie jak głupcy. To główny wjazd do Haven. Jeśli zastawili pułapkę, to właśnie tutaj. Nikt nie będzie się spodziewał, że podjedziemy z innej strony.
-Zatem okrążymy Haven?- Ray. Elfka przytaknęła i dobyła miecza, tak samo jak inni. Kaori nałożyła cięciwę i przygotowała strzałę. Cicho okrążyli miasteczko i ostrożnie wjechali do niego z innej strony. Ulice były puste. Po obu stronach stały mroczne, złowieszczo ciche domy, o strzaskanych oknach. Wiele drzwi wisiało na połamanych zawiasach. Konie rozglądały się nerwowo. Gdy dotarli na centralny plac, wszyscy zbladli.
-Oh Bogowie.- szepnęła Kaori.
<Ci co mają słabe żołądki niech szybko znajdą jakąś torebkę, lub ominie tę scenę Dop.Szila>
Przed nimi piętrzył się stos sztywnych, pokrzywianych trupów.
Ich ubrania i zdeptaną ziemię wokół pokrywały plamy krwi. Wymordowani mężczyźni leżeli na kobietach, które starali się chronić, matki wciąż tuliły dzieci, a kochankowie osłaniający się nawzajem spoczywali w zimnych objęciach śmierci. Ze wszystkich ciał sterczały czarne drzewca strzał. Nie oszczędzono nikogo, starych ni młodych. Najgorsza była jednak zębata włócznia, wbita w szczyt stosu, przeszywająca białe zwłoki niemowlęcia.
<Teraz możecie czytać dalej Dop.Szila>
W ich oczach zakręciły się łzy. Tyson, Max i Ray próbowali odwrócić wzrok, lecz martwe twarze przyciągały z ogromną siłą. Ogarnęło ich poczucie beznadziejności. Gdzieś z góry sfrunęła wrona i przysiadła na włóczni. Przekrzywiając głowę, łakomym wzrokiem wpatrywała się w trupa dziecka.
-O nie.- warknęła hebanowłosa, naciągając łuk i z brzękiem wypuszczając cięciwę. Trafiła w wronę, która runęła na ziemię w obłoczku czarnych piór. Gdy chciała jeszcze raz nałożyć kolejną zapłakała. Kai podszedł bliżej i położył swą głowę na jej kolanach. Przytuliła się do niego.
-Chcecie zaczekać na nas za miastem?- spytała łagodnie elfka.
-Nie... zostaniemy.- powiedziała Tyson ledwo podtrzymując mdłości.
-Kto mógł zrobi coś...- nie dokończył Max. Angela pochyliła głowę.
-Ci, którzy kochają ból i cierpienie innych. Urgale.- czarnowłosa zeskoczyła z konia i zaczęła krążyć po rynku
-Przybył tu spory oddział, może nawet setka.- uklękła i uważnie obejrzała ślady. Nagle zaklęła, podbiegła do ogiera i wskoczyła na grzbiet.
-Urgale wciąż tu są!- w galopie mijali domy i dotarli już niemal na skraj osady, gdy Ray po prawej dostrzegł jakiś ruch, a potem olbrzymia pięść zepchnęła go z siodła. Poleciał do tyłu i uderzył o ścianę. Tyson wylądowała koło niego. Oszołomiony kociooki dźwignął się chwiejnie, przyciskając dłoń do boku. Nad nimi stał wykrzywiony drwiący urgal. Potwór był wysoki, masywny i w ramionach szerszy niż drzwi. Miał szarą skórę, żółte świńskie oczka i potężne mięsnie. Tułów osłaniał za mały napierśnik. Między parą baranich rogów, sterczących ze skroni, tkwił żelazny hełm. Do jednej ręki miał przywiązaną okrągłą tarczę. Potężna dłoń dzierżyła krótki, złowrogi miecz.
Za plecami urgala Ray ujrzał Saphirę, ruszyła w ich kierunku, zatrzymało ją pojawienie się dwóch urgali uzbrojonych w topory.
-Uciekajcie!!- krzyknęła atakując przeciwnika. Urgal stojąc nad nimi ryknął i zamachnął się mieczem. Ray i Tyson zaatakowali zaskoczonego stwora. Przypomnieli treningi, z łatwością unikali i zadawali ciosy. Max pomagał czarnowłosej, nieźle mu szło. Angela walczyła wspaniale, Kenny ostrzegał ją przed atakiem przeciwnika gdy nie zauważyła. Kaori strzelała z łuku i ani razu nie spudłowała. Pięć urgali atakowało Kaia, ten jednak nie miał kłopotów, atakował ostrymi pazurami rozcinając ich ręce, uderzał potężnymi łapami i odgryzał im kończyny ostrymi zębami. Gdy jakiś urgal żuci łucznię w stronę Kaia to odbijała się od jakiejś bariery. Gdyby nikt nie wiedział że to ich przyjaciel, to by pomyśleli że to jakaś bestia pragnąca krwi. Stworów było tylko 10, ale i tak mieli kłopoty. Kaori wypadła z wozu. Wstała szybki i usłyszała krzyk bólu. Odwróciła się za odgłosem krzyku i zobaczyła brata. Klęczał na błocie, z rany na ręce spływała krew. Urgal ryknął triumfalnie i uniósł topór, szykując się do zadania morderczego ciosu. Wydobyła szybko miecz i z rozpędu zaatakowała urgala wbijając mu miecz w rękę której trzymał broń. Stwór krzyknął i szybko odwrócił się do dziewczynki z pogardą. Wziął topór w drugą rękę. Kaori uskoczyła przed ciosem i przejechała mieczem po boku potwora, pozostawiając krwawy ślad. Twarz urgala wykrzywiła się gniewnie. Ponownie uderzył toporem, lecz chybił. Kaori uskoczyła i pomknęła w głąb uliczki.
-Kaori nie!!- krzyknęła rudowłosa kobieta. Hebanowłosa skręciła w boczny zaułek między dwoma domami, dostrzegła, że kończy się ślepo, poślizgnęła się i zatrzymała się. Chciała cofnąć się, ale urgal zablokował wylot. Kaori rozejrzała się błyskawicznie, szukając jakiejś kryjówki. Nie dostrzegła żadnej. Nagle za nią pojawił się niebieski wilk.
-Wejdź na grzbiet!- skoczyła i przytrzymała się obroży. Pojawiło się przed nimi więcej urgali. Byli więksi i najwidoczniej najsilniejsi. Kai nie miał zbyt dużo miejsca na ataki łapami.
-Kai jesteśmy w pułapce!
-Wiem! Postaram ich zatrzymać topuki ktoś nam nie pomoże.- potwory zbliżały się i atakowały, rubinooki wilk uderzał na tyle ile mógł. Gdy jakiś za bardzo się zbliżył Kaori atakowała mieczem. Na myśl o tym, co spotkało mieszkańców w ciele dziewczynki i wilka wezbrała się ognista, paląca moc. Moc stawała się coraz silniejsza, aż w końcu mieli wrażenie, że zaraz ich rozsadzi. Kaori płynnym ruchem uniosła łuk, a Kai schylił głowę i oczy zaświeciły rubinowym kolorem. Przepełniająca ich energia płonęła z ogromną mocą. Nagle wypowiedzieli równocześnie słowo.
-Brising!- krzyknęli i Kaori wystrzeliła strzałę. Ze świstem przecięła powietrze, połyskując oślepiającym niebieskim i rubinowym światłem. W uliczce rozległ się donośny wybuch. Strzała trafiła pierwszego urgala. Z głowy potwora wystrzeliła biała fala, zabijając na miejscu następnych. Fala uderzeniowa dotarła do nich i przeszła dalej, nie czyniąc im krzywdy. Kaori zauważyła że obroża wilka lśniła niczym ogień i co najdziwniejsze. Na jej nadgarstku była opaska podobna do obroży, tylko zamiast Dranzera był znak ognia. Lśniła.
-Co się stało??
-Użyliśmy czaru.- Obroża i opaska zgasły. Poczuli wszechogarniające zmęczenie. Łapy wilka ugięły się i osunął na ziemię. Dziewczyna położyła się.
-Ale jestem zmęczona, jakbym nie jadła paru dni.
-Lepiej sprawdźmy co z innymi.- wstał powoli i wyszedł z zaułka, po drodze minął martwe potwory. Przeszedł kilkanaście kroków i zobaczyli swych przyjaciół. Kociooki ich pierwszy dostrzegł, podbiegł do nich.
-Jak się czujecie?? Nie jesteście ranni??
-Nie, tylko zmęczeni. Co z Tysonem??- Kai położył się ostrożnie żeby nie zrzucić Kaori.
-Saphira właśnie go uleczyła, musi tylko odpocząć. Co się stało??- do nich podeszła elfka.
-W jaki sposób użyliście czaru??- kiedy Kaori i Kai powiedzieli jej co się wydarzyło w zaułku, Angela i Max położyli brata hebanowłosej na miękkim futrze niedźwiedzia przykrywając kocem. Gdy skończyli elfka nic przez chwilę nie mówiła.- Hm, najwidoczniej wasze uczucia pobudziły ukrytą w was moc. Jakiego słowa wypowiedzieliście??
-Brising.- czarnowłosa otworzyła szerzej oczy.
-Jesteś pewien??
-Tak.- klepsydrowe oczy dostrzegły opaskę na prawym nadgarstku dziewczyny. Uśmiechnęła się.
-Miałaś wcześniej tą opaskę??
-Nie.- odpowiedziała hebanowłosa.- Nagle pojawiła się, gdy ja i Kai rzuciliśmy zaklęcie. Wiesz dlaczego??
-Trochę wiem. Teraz lepiej chodźmy stąd, zapewne nikt nie ma ochoty tutaj obozować.- zgodzili się i Angela wraz z Saphirą wzięły jedzenie i wodę z domów, ruszyli. Dziewczyna siedziała koło brata, a Kai szedł, nadal był zmęczony. Znaleźli bezpieczne miejsce wśród drzew. Tyson obudził się gdy poczuł kolację. Szybko znalazł się przy ognie.
-Co na kolację.- po innych spłynęła kropla <no wiecie taka w anime Dop.Szila>
-Zupa, czy ty kiedyś się zmienisz??- spytał Max podając miskę z ciepłą zupą.
-Może.- i jedli w ciszy. Elfka nie jadła tylko napiła się swego leku. Po zjedzeniu kobiety uleczyły pozostałym rany.
-Waise heill.- rana na ramieniu Kenniego zagoiła się i nie było po niej śladu.
-Zadziwiające, co nie Dizzi.
-Prawda.- odpowiedziała jego bestia.
-To pudło gada!- Krzyknęła zdziwiona Angela.
-Nie bój się jej ona nic ci nie zrobi.
-Rany zapomniałam o waszych bestiach! Przecież one nie mogą tutaj tak przebywać.
-A co z nimi zrobisz??- spytał Ray.
-Zobaczysz ^_^.- niedaleko obozu narysowała kredą okrąg z dziwnymi znakami.- Stańcie na środku razem z dy.. dyskami. Ty Kaori nie musisz. Angelo pomożesz mi.- rudowłosa stała za nimi. Kobiety podwinęły rękawy do góry.- Nie bójcie się to nie będzie bolało. Jesteś gotowa??- spytała przyjaciółkę. Kiwnęła głową. Kucnęły i położyły dłonie na okręgu. Otoczyła ich złota aura i po chwili wokół chłopców powstała złota ściana z energii. Ich dyski i laptop zabłysnęły, zmieniły kształt i na nadgarstkach chłopców pojawiły się opaski z jednym diamentem. Opaski były srebrne, a diament w różnych barwach. Tyson miał niebieski, Ray zielony, Max fioletowy, a Kenny czarny. <To mi przypomina Power Rangers Dop.Szila> okręg znikło, a kobiety usiadły zmęczone.
-Na dzisiaj mam dosyć rzucania czarów.- usiedli wszyscy przy ognisku.- Angelo, wiem że jesteś zmęczona, ale czy mogłabyś zrobić dla Kaori i Kaia herbatę.
-Oczywiście.- wyjęła z wozu dużą miskę i mały woreczek. Sypnęła zioła do miski i kubka, wlała także ciepłą wodę.- Proszę pijcie, odzyskacie siły.- po wypiciu czuli się silniejsi.
-Co to za zioła??- spytała hebanowłosa młodej kobiety.
-Z kwiaty Ayi. Jej płatki mają magiczną moc uzdrawiania. Działa tylko jak dodasz do ciepłej wody.
-Bardzo przydatne.
-Tak, tylko trudno je znaleźć. Rośnie tylko w górach gdzie żyją smoki.
-Saphira powiesz nam coś o tej opasce.- skierowała pytanie tym razem do elfki.
-Co ci powiedziałam dlaczego tylko ty słyszysz Kaia.
-Że połączyła nas więź.
-A wraz z nią moc Dranzera. Dobrze mówię jego imię??
-Tak.
-Chyba nie muszę mówić jaka to więź co nie ^_^.- dziewczyna zarumieniła się.- Co najważniejsze teraz ta więź stała się silniejsza i możecie nawzajem se pomóc.
-Czyli??
-Możecie rozmawiać telepatycznie i jak np. Kaori zostanie ranna i utraci energię to Kai może jej swej użyczyć. Dzielić się umysłami, widzieć oczyma drugiej. Jak Kai stanie się silniejszy to Kaori także, nie ważne czy ta osoba mniej trenowała czy tamta. Na razie to wszystko, dalej zobaczymy. Jeśli chodzi o czary to radzę wam na razie nie używać topuki nie nauczycie się jej posługiwać.
-Dobrze, a mogę wiedzieć co znaczy Brising??- ogień rozbłysło się jasno.
-Znaczy ogień w mowie elfów.
-Jak mogło się stać że je wypowiedzieli??- spytał Kenny.
-Nie wiem. Wracając do czaru. Brising to nie tylko nazwa, lecz prawdziwe imię. Jeśli masz dość siły, dzięki temu słowu możesz rozkazywać ogniowi, by robił, cokolwiek zechcesz. To właśnie dziś się wydarzyło.
-Czemu mój ogień i Kaori były w różnych kolorach? I czemu zrobił dokładnie to, czego ja lub Kaori myśleliśmy, skoro powiedzieliśmy tylko „ogień”?
-Kolor zależy od tego, kto wypowiada słowo. A co do czynienia tego, co chcesz, to kwestia praktyki. U nas początkujący musi dokładnie powiedzieć co pragnie. Z czasem nie jest to konieczne. Ja natomiast mogę zrobić to.- uniosła dłoń.- Wasser.- w dłoni pojawił się diament.- Wasser oznacza „woda”.
-Jak to zrobiłaś??
-Dostrzegłam, co łączy wodę i kamień, i skupiłam na tym swą moc. Nie zrozumiałbyś, jak to uczyniłam, lecz mistrz dostrzegłby. To co dziś zrobiliście było niezwykłe trudne jak na pierwszy raz.
-Skoro ty także posługujesz się magią to dlaczego nie posłużyłaś się jej żeby osłonić nas przed burzą, utrzymać kurz z dala od oczu i w walce z urgalami.- spytał Tyson. Klepsydrowe oczy zwęziły się groźnie. Angela zesztywniała. Znała aż za bardzo te spojrzenie.
-Jak myślisz Tyson, dlaczego??- szepnęła tak że przeszły im ciarki.
-Nie wiem.
-Przez moje kalectwo.- wstała i odeszła kawałek od nich. Brat hebanowłosej już chciał stanąć, ale go powstrzymała Angela.
-Zostaw ją samą, nie jest zła na ciebie.
-Powiedz mi tylko jedno. Ona od urodzenia jest kaleką?
-Kiedy powiem zatrzymacie to dla siebie i nikomu innemu nie powiecie.- kiwnęli głowami.- Jedynie wiem że ktoś przeklął jej tatę. Gdy skończyła 70 lat to pojawiły się te oczy. Gdy ja miałam 12 lat, wróciła z długiej podróży z tym kaszlem. Nigdy mi nie chciała mi wyjaśnić dlaczego choruje. Gdy bierze ją atak to słabnie, mogę tylko sobie wyobrazić jak przez ten kaszel cierpi.- reszta współczuła elfce, Angela ma racje, mogą tylko wyobrazić jej cierpienie. Poszli późno spać.
Ranek był piękny i słoneczny. Słońce ogrzewało ich ciała miłym ciepłem. Prawie nie odzywali się do elfki w czasie podróży.
-Saphira powiesz nam coś jeszcze o magii?- spytała nieśmiało dziewczyna.
-Tak, żeby zniechęcić was do dalszych eksperymentów tak jak w nocy.- odwróciła się do nich i uśmiechnęła się.
-Słyszałaś jak próbujemy znów rzucić.
-Ja mam bardzo dobry słuch ^_^. Zapamiętajcie to co teraz powiem. Magia wymaga równie wiele energii jak posłużenie się własnymi rękami. Dlatego czuliście się zmęczeni, gdy zabiliście urgali. Gdyby magia wymagała więcej energii, niż zebraliście w ciele, zabiłaby was. Magię powinniście posługiwać się nią tylko do zadań, których nie da się wypełnić w zwykłych sposób.
-Skąd można wiedzieć, czy zaklęcie nie użyje całej energii?
-Nie wiadomo, dlatego magowie muszą poznać swe ograniczenia, ale nawet są ostrożni. Gdy raz podejmiesz się zadania i uwolnisz magię, nie możesz się już wycofać, nawet gdybyś miał zginąć. Nie próbuj niczego, póki nie dowiesz się więcej.
-Jak działa magia??- spytał Ray.
-Aby posłużyć się magią, powinieneś dysponować pewną mocą wewnętrzną. Musisz też potrafić przywołać ją, kiedy zechcesz. Gdy przywołasz moc, używasz jej, albo pozwalasz, by rozeszła się sama. Rozumiesz?- kiwnął głową.- Jeśli chcesz z niej korzystać, wypowiadasz słowo bądź zdanie opisując swe zamiary. Np. gdyby Kaori i Kai wczoraj nie powiedzieli Brising, nic by się nie stało.
-Zatem ogranicza nas znajomość języka??
-Właśnie, a kiedy w nim przemawiasz, nie możesz kłamać.
-Dlaczego??- spytała coraz zaciekawiona Kaori.
-Bo my elfowie używamy pierwszego języka który powstał na tym świecie.
-Czy ten język ma nazwę??
-Tak, ale nikt jej nie zna. Słowo to miałoby w sobie niewiarygodną moc, bo dzięki niemu można by kontrolować całą mowę i wszystkich, którzy nią się posługują.
-Czytałem że elfy nigdy nie kłamały. Czy to prawda??
-Niezupełnie ^_^- przyznała- Doprowadziliśmy sztukę złudnego posługiwania się słowem. Nigdy nie wiesz dokładnie, co chcemy powiedzieć i czy właściwie je zrozumiałeś. Kontakty z elfami, jak wy ludzie mówicie wymagają bardzo subtelnego, wykształconego umysłu. Bez obrazy.
-A jeśli chodzi o rany, to też wymaga ograniczonej energii?
-Magiczne uleczenie rany wymaga tyle energii, ile jej naturalne zabliźnienie. Ostrzegam że magią nie można ożywić zmarłego. Mogło się to dla nas magów, czarodziejów zakończyć tragicznie. Trzymajcie się tego, co możliwe: skaleczenia, siniaków, może połamanych kości. Ale omijajcie z daleka zmarłych.
-To znacznie bardziej skomplikowane, niż przypuszczałam.
-Gdzieś już to słyszałam, co nie Angela.- Rudowłosa kobieta uśmiechnęła się nieśmiało.
-To samo powiedziałam, gdy mnie uczyłaś.
-Pamiętasz co zrobiłaś??
-Co??
-Mała dziewczynka pomyliła słowa i wyleciałam w powietrze.
-A to ha ha ha ha!! Ale byłaś na mnie zła.
-A jak uciekałaś od de mnie. Kurzyło się za tobą. Mam nadzieję że wy tacy nie będziecie.
-Postaramy jak możemy.- Nagle czarnowłosa kobieta schyliła się tak z siodła że dotknęła dłonią ziemi. Wzięła mały kamyk i rzuciła do Kaori.
-To twoje pierwsze szkolenie. Unieś kamyk nad dłonią i jak najdłużej utrzymaj go w powietrzu.- Angela cicho chichotała.
-Ale jak, nie znam odpowiednich słów.
-Kurde, a myślałam że o to nie spyta.- powiedziała młoda kobieta zawiedziona.
-Wisisz mi zagład Angelo. Oto słowa, które wypowiesz: Stern reisa. Powtórz, ty też Kai.
-Stern reisa.- powtórzyli jednocześnie.
-Doskonale. Teraz spróbuj Kaori, a ty Kai unieś ten worek na samym końcu.- Skupili wolę i skoncentrowali się na przedmiotach, szukając w umyśle śladu energii. Przedmioty pozostały na swych miejscach.
-To niemożliwe.- warknęła Kaori i skrzyżowała ramiona.
-Ja powiem, co jest niemożliwe. Walczcie nie poddawajcie się tak łatwo. Jeszcze raz.- Kai szybko spojrzał na drogę przed siebie i zapamiętała każdy zakręt czy dołek. Powoli zamknął oczy, odpychając wszelkie myśli. Odetchnął głęboko i sięgnął do najdalszych zakamarków świadomości, próbując znaleźć źródło owej mocy. W końcu poczuł coś innego wzgórek stanowiący cześć jego osoby, a jednocześnie obcy. Podniecony zagłębił się w niego, sprawdzając co kryje. Poczuł opór w umyśle. Domyślił się że po drugiej stronie kryje się moc. Rzucił się na barierę, atakując z całych sił, aż pękła niczym tafla szkła, zalewając jego umysł fala światła.
-Stern reisa.- wykrztusił. Worek chwiejnie wleciał w powietrze nad wozem nie za wysoko i nie za nisko.
-Brawo Kai, mogliśmy się spodziewać tego po tobie.- pochwalił go jego przyjaciele. Niestety zdołał utrzymać worek tylko przez minutę. Poczuł lekkie zmęczenie, lecz był dumny, że udało mu się.
-Nieźle jak na pierwszy raz.- pogratulowała Angela. Kaori także spróbowała i udało jej się tylko krócej utrzymała.
-Trudne to.
-A co myślałaś. Jeszcze raz ^_^.
-Znowu?- słabo zaprotestowała, przypominając sobie wysiłek, jakiego to wymagało.
-Tak, i tym razem zróbcie to szybciej.
-Założę się że nie podniesie tego głazu.- szepnęła Kaori do Kaia. Elfka zatrzymała konia i odwróciła się.
-Ster reisa.- szepnęła i głaz o szerokości jednego metra i wysokości Raya uniósł się bardzo wysoko.
-Coś powiedziała.- wszyscy O_O mieli wytrzesz oczu, no prócz przyjaciółki czarnowłosej. Śmiała się. Głaz wrócił na swe miejsce i ruszyli dalej.
-Ale jej podpadłaś mała, oj podpadłaś.- poklepała ją po ramieniu Angela.
-Chyba następnym razem ugryzę się w język zanim coś powiem.- przez cały dzień kontynuowali ćwiczenia. Przez te godziny Kai i Kaori zdążyli znienawidzić kamyk i pełny worek i wszystko co z nimi wiązane. Kaori chciała już wyrzucić kamyk, ale Saphira ją powstrzymała.
-Ani mi się waż!- posłała dziewczynce gniewne spojrzenie i Kaori szybko schowała kamyk do kieszeni. Elfka zajrzała do swej torby i wyjęła małą książeczkę. Podała hebanowłosej.
-Co to??
-Słowniczek. Nauczcie się 50 słów, wieczorem was spytam.
-Jak mamy razem się nauczyć??
-To proste, usiądź na jego grzbiecie i niech Kai połączy się z tobą umysłowo. Będzie widział twymi oczami słowa.- dziewczyna usiadła na grzbiecie, szli za wozem.
-Jak możesz połączyć się z moim umysłem??
-Umiem to.
-Tak?!- krzyknęła zaskoczona dziewczyna.
-Czasami to robię z koniami, żeby je uspokoić. Nie zdziwiłaś się dlaczego nie uciekły gdy były wolne.
-No byłam, zamiast uciec zostały. Wiesz lepiej bierzmy się do nauki, do wieczora nie mamy dużo czasu.
-To nic nie boli, tylko uspokój się.- po chwili wyczuła w swym umyśle kogoś. Drugi umysł był zaciekawiony, tajemniczy, pełen mądrości.
-*Kai?*
-*Tak*
-*Dziwne uczucie.*
-*Mogę domyślić się.*- Kaori wypowiadała słowa na głos, żeby lepiej zapamiętać i ucząc się przy okazji wymowy. Kai choć tylko czytał czół się jednością z Kaori. Gdy słońce zaszło umysł Kaia opuścił ciało hebanowłosej. Cudem nauczyli się tych słów. Mieli nadzieję że wyjdzie im dobrze gdy elfka ich spyta. Tym razem trening szermierki zaczęli przed kolacją. Tyson na początku pomarudził ale przeszło mu, na myśl jak łatwo dał się pokonać potworowi. Od tamtej pory obiecał sobie że nie da się pokonać i przyłoży się do treningu. Przyznali się w duchu, że gdyby nie treningi kobiet by dawno leżeli w miasteczku zabici przez urgali. Elfka zauważyła małe zmiany, ale i tak zadowoliła się tym.
-*Najwidoczniej czegoś się nauczyli walcząc z urgalami.*- po treningu, czarnowłosa podeszła do Kaia i Kaori. Dziewczyna podała stronę słów których się nauczyli. Podawała słowa nawzajem. Dobrze im szło i to całkiem.
-Do wszystkie, świetnie wam poszło tylko czasami u niektórych słów nie podtrawiliście wypowiedzieć. Ale i tak jestem zaskoczona waszym potencjałem do nauki ^_^.
CDN.
**************************************************************
Następne dni wyglądały podobnie, najpierw Kai i Kaori zmagali się podnoszeniem przedmiotów i nauką słów, potem wieczorem trening szermierki z kobietami i odpytywaniem. Ani przez moment nie mogli odpocząć. Stopniowo zaczęli się zmieniać, choć sami niemal tego dostrzegli. Wkrótce przedmioty nie kołysały się już chybotliwie w powietrzu. Po tym przeszedli do następnych i trudniejszych. Ich zasób słów w mowie elfów i nie tylko, także język krasnoludów rósł każdym dniem.
Kai zauważył że jego przyjaciele także się zmienili, to już nie była rozwydrzona banda dzieciaków, których znał. Stali się mężni, odważni. Elfka wkrótce wyznaczyła mu treningi, żeby mógł także poćwiczyć. Kazała mu walczyć z każdym groźnie wyglądającym zwierzęciem, przebiegać sporą drogą, ciągnąć głaz lub drzewo. W nocy także trenował pod okiem elfki. Atakowała go znienacka i musiał odparować ataki nie używając czarów.
Kaori także czuła się coraz pewniej w walce. Reagowała szybciej, uderzając niczym wąż. Jej ciosy stały się silniejsze, ręka nie drżała już, gdy parowała ataki. Starcia trwały coraz dłużej, uczył się bronić przed Saphirą. Teraz gdy kładli się spać, nie tylko oni liczyli nowe sińce. Dorównywali Angeli, ale jeszcze nie czarnowłosej elfce. Nikt jeszcze ją nie uderzył. Była po prostu za szybka dla nich. Dni mijały. W końcu zbliżyli się do Que-shu. Miasta barbarzyńców.
-Kai wybacz, ale do tego miasta nie idziesz, pojedzie tylko Angela, Kaori Ray i Kenny. Reszta zaczeka za miastem po drugiej stronie.- konie pociągnęły wóz i pojechali. Miasto było wielkie, dzieci bawiły się na ulicach, matki i żony robiły zakupy. Mężczyźni podejrzanie patrzyli na nich.
-Chyba nie chcą nas tu.- powiedział Kenny do rudowłosej.
-Najwidoczniej, nic nie mówcie, gadaniem zajmę się ja.- zatrzymali wóz przy sklepie.- Kupię jedzenie i zaraz wracam. Nie ruszcie się stąd.- zeskoczyła i weszła do środka. Byli zaniepokojeni, bo ciekawscy zaczęli zatrzymywać się przy nich i spoglądając na nich wrogo. Coś szeptali między sobą dziwnym językiem. Tyson zbliżył się do siostry.
-Rozumiesz co mówią??
-Nie.- jedno dziecko podeszło, był do chłopczyk. Na ich oko miało chyba 10 lat. Miał ciemną karnację i ciemne włosy.
-Znacie wspólną mowę??
-Tak.- odpowiedziała Kaori.- Chłopcze dlaczego wszyscy na nas patrzą?? Zrobiliśmy coś złego?- spytała grzecznie chłopca.
-Nic takiego, tylko my nie lubimy obcych. Po co przyjechaliście do naszego miasta??
-Żeby uzupełnić zapasy.
-Podróżnicy??
-Powiedzmy, jedziemy odwiedzić naszą rodzinę w Solance.
-Aha.- nagle usłyszeli krzyki.
-Co się stało??
-Proszę się nie martwić, niedaleko są igrzyska. Organizował je nasz król. Chcecie zobaczyć??
-Musimy zaczekać na naszą opiekunkę.- jak na zawołanie magicznej różdżki pojawiła się Angela. Położyła na wozie dwie worki.
-Mamy wszystko jedziemy.
-Angelo możemy zobaczyć igrzyska??
-Igrzyska?? Jasne czemu nie. Można w nich uczestniczyć??- zwróciła się do chłopca.
-Każdy może, pani będzie walczyła z innymi kobietami.
-Szkoda chciałam z facetami.- poszli za chłopcem i rudowłosa zapisała się. Akurat była jej kolej. Sędzia przekazała zakazane uderzenia i rozpoczęli walkę. Przeciwniczka Angeli była wysoka i dobrze walczyła, ale nie była tak dobra jak Angela. Pokonała swą przeciwniczkę przystawiając miecz do szyji.
-Wygrała Angela!- następne walki były podobne, najbardziej spodobała im się walka innej barbarzynki. Miała długie złoto-srebrne włosy. Była piękna.
-Chyba będzie godną przeciwniczką Angelo.
-Aha, już nie mogę się doczekać ^_^.- walka z piękną kobietą doczekała się.
-Angelo słyszałam że ta kobieta to córka wodza i nazywa się Goldmoon.
-Do dlatego jest taka dobra.- wyszły na pole walki, stały naprzeciwko siebie. -Jestem zaszczycona walcząc z córka wodza.- ukłoniła się. Goldmoon skinęła głową i szybko zaatakowała. Angela zaskoczyła się tym atakiem, ale odparowała atak. Można by powiedzieć, że walka była wyrównana.
-Dzielnie walczysz Angelo, i jestem z tego zadowolona.
-Ty także pani, mogę wiedzieć dlaczego na innych walkach byłaś smutna?
-Inne kobiety nie miały odwagi walczyć ze mną, ty nie boisz się mego ojca.
-Bo ja boję się tylko mego mistrza.- cios za ciosem. Walczyły chyba już ponad godzinę i żadna nie chciała ustąpić. Coraz trudniej podnosiły miecze do ataku. Goldmoon szybko ruszyła się z miejsca i uderzyła swą bronią o broń rudowłosej, że jej broń wyślizgnęła się z ręki.
-Jest!- na twarzy Angeli pojawił się wredny uśmiech.
-Nie mów hop zanim nie przeskoczyć pani.- za nim miecz spadł na ziemi Angela skoczyła i złapała w powietrzu swą broń. Za nią było słońce i gdy córka wodza spojrzała na nią to słońce ją oślepiło. Nic nie widziała pod słońcem. Poczuła jak potężny cios złamał jej miecz. Upadła do tyłu. Chciała stanąć ale przed jej gardłem lśniła krawędź miecza jej przeciwniczki.
-Trup ^_^.- schowała miecz i podała dłoń córce wodza.- To była imponująca walka, mam nadzieję że kiedyś znów stoczymy pojedynek.- Goldmoon chwyciła jej dłoń i wstała za pomocą rudowłosej.
-I ja mam taką nadzieję, szkoda że przegrałam, tata na pewno za mnie się wstydzi.
-Nie zwracaj na to uwagi ^_^.- sędzia ogłosiła Angelę zwycięż czynią i dostała 200 złotych monet. Gdy król wręczał jej nagrodę patrzył na nią pogardą. Angela wytrzymała to i potem odjechali. Po drodze słuchała jak dzieci ją pochwalały. Wkrótce dojechali do reszty.
-Co tak długo??- spytała elfka.
-Były drobne kłopoty, ale z nimi poradziliśmy ^_^.- powiedziała szybko przyjaciółka czarnowłosej. Przyjrzała się jej uważnie. Odwróciła się i pojechała, jak reszta za nią. Rudowłosa odetchnęła z ulgą.
-Kiedy dojedziemy do Ellesmery??- spytał Tyson elfki.
-Za dwa tygodnie dojedziemy do rzeki Istar, powinna tam być łódź.
-Czy elfy są przyjaźnie nastawieni??
-To zależy dla kogo.- dalszych pytań nie było. Kaori i Kai znów uczyli się słówek. Wieczorem jak zwykle trening. Saphira zauważyła że Angela dzisiaj szybko została pokonana.
-Angelo podejdź do mnie.- stała i powolnym krokiem zbliżyła się do przyjaciółki.
-Tak Saphiro??
-Czy dobrze się czujesz?- spytała trosko.
-Tak, tylko jestem... em zmęczona ^_^.
-Na pewno?
-Tak, na pewno. Spokojnie, nic mi nie jest.- poklepała ją po ramieniu i spojrzała na dzieci.
-Ej Saphiro znalazłem cały worek złotych monet!- rudowłosa zbladła. Powoli odwróciła wzrok w stronę elfki. Czarnowłosa skrzyżowała ręce na pierwsi i tupała nogą.
-No proszę, skąd się wzięło tyle pieniędzy ^_^’’’’??
-No właśnie, ciekawe skąd -_-??- opuściła ręce i powolnym krokiem kierowała się do przyjaciółki, a druga kobieta cofała się.
-Tyson właśnie wpakowałeś Angelę w tarapaty.- powiedział Max.
-Angelo, przypomnij mi jak cię karałam, za twoje psikusy.
-Ganiając mnie z mieczem w ręku, rzucania ognistych kul, strzelałaś z łuku, czytanie twych książek i tłumaczenie każdego słowa, robienie mnóstwo pompek, przysiadów, ciąganie kamienia, zgrabiając całą polanę tylko grabiami,...- i tak wymieniła jeszcze sporo.
-Jak myślisz co teraz zrobię??
-To trudne pytanie ^^’’’
-Aha.- elfka wymówiła cztery słowa w swej mowie. Rudowłosa krzyknęła ze zdumienia, czując wokół nóg, aż do kolan, nacisk, narastający, więżący jej łydki tak mocno, że nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Przed dziećmi pojawiły się kije.- O to twoja nowa kara. Dzieci, nie miejcie litości ^_^.
-Ty chyba nie masz na myśli O_o??
-Tak, ale oni będą widzieć coś innego.- pstryknęła i ich oczy zaświeciły się. Szybko wzięli kije i pobiegli do Angeli.
-Saphira, co im zrobiłaś??!!- krzyknęła zasłaniając się przed kijami.
-W ich świecie jest takie święto, uderzają przywiozą zabawkę nad głowami i uderzają ją kijem. Gdy zabawka pęknie z niej wysypia się cukierki ^_^. Teraz widzą w tobie tą zabawkę.
< Jak pamiętam to nazywa się Piniata i to chyba jest w Mexyku Dop.Szila>- po paru minutach Saphira uwolniła przyjaciółkę i czar z dzieci.- Mam nadzieję że nauczyłaś się czegoś.- rudowłosa coś odpowiedziała pod nosem i poszła spać. Dni upłynęły szybko, nie było żadnych kłopotów. Elfce to się nie podobało. Pewnego dnia Angela zauważyła dziwne ślady.
-To kogo mogą należeć??
-Pierwszy raz widzę takie ślady, widać ślady łusek, ale to na pewno nie ślad młodego smoka.
-To coś chodzi jak człowiek. Czyżby nowa rasa??
-Zanim przybyliście usłyszałam w miasteczku od podróżnika wieści o dziwnych stworach, nie mógł powiedzieć dokładnie jak wyglądają, bo nosili płaszcze jak kapłani i mają zabandażowane kończyny.
-Będę musiała kiedyś to sprawdzić. Ślady prowadzą na zachód, a my kierujemy się na wschód. Mam nadzieję że ich nie spotkamy. Nie lubię walczyć z kimś lub czymś nic nie wiedząc o przeciwniku.- dosiadła konia i ruszyli. Po czterech dniach dojechali do wieczorem rzeki Istar.
-Gdzie jest łudź??- spytał Ray.
-Poszukamy rano.- następnego dnia dzieci zobaczyli piękno rzeki. Była piękna, czysta że można było zobaczyć dno.
-Piękne prawda.- spytała ich rudowłosa.
-Tak.- odpowiedziała Kaori.
-Gdzie Saphira??
-Poszła poszukać łodzi. O właśnie płynie.
-Widzę że będę musiał płynąć.- Saphira wiosłowała, to łodzi była przywiązana druga łódź na tyle żeby pomieścić wóz i konie. Dwie łodzie o burtach zdobionych rzeźbami, przestawiającymi splątane pędy.
-Nie martw się Kai, pomieścicie się w drugiej.
-Czy Ellesmera to wyspa??- spytał Kenny.
-Nie, po tej stronie Ellesmerę otacza rzeka, po tamtej stronie ląd. Ale nikt tamtędy jeszcze nie przeszedł, chyba że ma nasze pozwolenie.- weszli do łodzi, Angela i Saphira zabezpieczyli wóz i przywiązali konie.
-Kai teraz ostrożnie wejdź.- wilk bardzo powoli wszedł na łódź i lekko zanurzyła się.
-Czyżby nasz kapitan trochę ważył ^_^.- pożartował Tyson. Rubinooki nie zwracał uwagi, znalazł się na łodzi. Zanurzyła się niebezpiecznie, ale po chwili podniosła się.- Tylko nie wykonuj gwałtownych ruchów.- położył się żeby rozłożyć swą masę. <Fizyka się kłania Dop.Szila>. elfka była na pierwszej łodzi, Angela na drugiej. Odcumowali. Czarnowłosa elfka pochyliła się, wyciągnęła z łodzi zakończone spiczasto, długie na dziesięć stóp tyczkę i popychała łódkę od lądu. Jej przyjaciółka zrobiła to samo. Gdy wystarczająco oddalili się od brzegu i tafla wody falowała niespokojnie, schowały tyczki i Saphira rozdała każdemu wiosła o piórach przypominających kształtem liście. Wyjaśniła im cały proces.
-Jak Ray będzie wiosłował po prawej, a Max po lewej, ty Tyson musisz przenosić się z jednej strony na drugą, inaczej zejdziecie z kursu.
-A ty??- spytał Kenny.
-Ja będę pomagać Angeli, sama nie da rady- stanęła na brzegu łodzi i skoczyła bardzo wysoko. Wylądowała na wozie.
-By wygrała skokach w olimpiadzie.- reszta zgodziła się z szefem. Wiosłowali tak przez dwie godziny, rytm wioseł uspakajała ich. Nigdy w swym życiu nie spodziewali się że spotkają prawdziwych elfów. Saphira choć była elfem, było widać że nie do końca nim jest. Z tego co powiedział im kiedyś ich kapitan o tych pięknych rasach. Elfy są smukłe, szybkie, lekkie i bardzo piękne, mają kośne oczy i uszy. Ich przyjaciółka miała twarz człowieka, ale oczy i uszy elfie. Była piękniejsza niż jakakolwiek człowiek i mężniejsza niż jakikolwiek elf.
-Zauważyliście że Saphira dziwnie się zachowuje.
-Jakby zamknęła się w sobie, czasami odpowiadała warczeniem.- zgodził się z Maxem Ray.
-Czy ona nie jest mile widziana wśród swoich??- spytał Tyson.
-Skąd możemy wiedzieć.- po półtorej godzinie dopłynęli. Młodzież szybko pobiegła pomóc kobietą przy rozjuszonych koniom. Gdy Kai stanął na brzegu spojrzał na wierzchowce i od razu się uspokoiły. Kaori uśmiechnęła się do niego. Po chwili byli gotowi do dalszej wyprawy.
-Ruszajmy.- najpierw przebyli dużą otwartą przestrzeń i wkrótce ujrzeli wielkie drzewa. Usłyszeli czyjeś słowa w elfiej mowie.
-Kvetha oryja thorna Vaner!!- krzyknęła elfka. Po chwili ujrzeli zmierzającego ku nim czarnowłosego elfa. Był ubrany w strój myśliwski <Takie jakie nosi Legolas z Lord of the Ring Dop.Szila>. Trzymał łuk z nałożoną strzałą. Saphira zeszła z siodła i podeszła kawałek do przodu. Miała na głowie kaptur.
-Kim jesteś, że znasz me imię??- spytał w wspólnej mowie.
-Ktoś kiedyś nazywał mnie ebrithilem.- elf upuścił łuk.
-Sa.. Saphira??- zdjęła kaptur i uśmiechała się. Elfy przytuliły się i śmiali się głośno. Młodzież pierwszy raz usłyszeli jak ich nowa przyjaciółka śmieje się z tak całej radości. Jak elfy rozłączyły się z ucisku podeszli do reszty.
-Przestawiam wam mego byłego ucznia i przyjaciela Vanera z rodu Elnora.- ukłonili się lekko.- Zapewnię Angelę pamiętasz.
-Angela, to naprawdę ty?
-Tak.
-Jakoś nie przypominasz tej wybuchowej dziewczynki, na pewno ty nie jesteś tą rudowłosa małpą co nic nie umiała i tylko marudziła.- dostał w łeb od rudowłosej małpy.
-Oj zamknij się!- pomasował guza.
-Teraz mam pewność ^_^.- spojrzał na wilka.- Jaki śliczny wilczek, przygarnęłaś go Saphiro??- chłopcy i Kaori GLEBA.
-Powiedz swym kumplom żeby zeszli i nie ukrywali się.- powiedziała czarnowłosa elfka, nakładając spowrotem kaptur. Mężczyzna wypowiedział kilka słów i z drzew zeskoczyło 6 elfów. Sami mężczyźni. Większość miała ciemne włosy, byli uprani tak samo jak Vaner. Mieli poważne miny, ale gdy ich przywódca powiedział kim oni są to także przytulili Saphirę. Była zaskoczona. Gdy wreszcie uwolniła się od ostatniego elfa poprosiła czarnowłosego elfa na bok. Odeszli kawałek, a pozostali rozmawiali. Kai pilnie obserwował dwójkę. Mógł użyć zaklęcie co wzmocni jego słuch, ale wystarczyło mu reakcje twarzy po Vanerze. Najwidoczniej wyjaśniła mu co się stało. Elf szybko zerknął na niego swymi niebieskimi ukośnymi oczami. Kiwnął głową i wrócili do pozostałych.
-Wasze konie nie nadają się do jazdy po naszym lesie, muszą tu zostać.- oznajmił Narin, elf o blond włosach.
-A wóz??- spytał Kenny.
-Też.- Angela nie sprzeciwiała się, wiedziała że tak się stanie. Jeden z elfów poszło do lasu i po pół godzinie wrócił na białym ogierze. Koń poruszał się między drzewami z niesamowitą gracją. Jego sierść odbijała migotliwy blask szmaragdowego zmierzchu. Za nim podążały jeszcze 10 ogierów. Żaden z koni nie miał uzd i siodła.
-Jak mamy na nich jeździć, bez siodła spadniemy.- powiedział Tyson do elfki.
-Spokojnie, nasze konie nie pozwolą nikomu spać. Po prostu trzymajcie się ich grzywy. Nie kopcie ich w boki, bo to są nasi przyjaciele. Urazicie ich w ten sposób. Ty Tyson jedziesz z Rayem, Max z Kennym, a ty Kaori na Kaiu.- kiwnęli głowami i dosiedli koni. Hebanowłosa była szczęśliwa, będzie mogła trochę pobyć z Kaiem i z nim porozmawiać. Na przodzie jechała elfka z elfem i rudowłosą, za nimi młodzież, na końcu reszta elfów. Po drodze elfy rozmawiali z innymi, nawet zaskoczyli jak Kaori rozmawiała z nimi ich językiem. Rozmawiali także z rubinookim. On także mówił elfim językiem. Jechali tak przez trzy godziny i dotarli do jak dla ludzi pięknej krainy. Zatrzymali się na wysokim urwisku nad legendarnym miastem Adamnan.
-Witajcie w moim domu, przyjaciele.- powiedziała Saphira i ruszyła naprzód.
Ziemię porastały gęste kępy kwiatów. Upajająca woń wabiła roje trzmieli. Po prawej, za rzędem krzaków szemrał strumień. Para wiewiórek uganiała się wokół głazu. Na początku wydawała się że to normalny las, ale gdy jednak przyjrzeli się uważnie, zaczęli dostrzegać ścieżki ukryte wśród roślin i drzew. Kai zauważył, że to co widzi, nie do końca stworzyła natura. To co wziął za skupiska grubych, poskręcanych drzew, okazało się budynkami wyrastającymi wprost z sosen. Dachy i ściany zrobiono z cienkich płatów drewna narzuconych na sześć masywnych podstaw. Mchy, i żółte porosty pokrywały dach i zwisały nad wysadzanymi klejnotami oknami, umieszczonymi w każdej ze ścian. Każdy niezwykły budynek idealnie uzupełniał otoczenie, doskonale pasujący do reszty lasu i zlewając się z nim do tego stopnia, że nie można było określić, gdzie się kończy sztuka, a gzie zaczyna dzieło natury. Pozostawały w absolutnej równowadze. Elfy postanowiły zaakceptować świat taki, jaki jest.
Vaner zanucił piękną piosenkę i po chwili czujnie, ostrożnie elfy powoli występowały naprzód z ukrycia. Ich spojrzenia były skierowane na elfkę i wilka.
Kobiety miały rozpuszczone włosy, opadające na plecy kaskadami srebra bądź czerni, ozdobione świeżymi kwiatami. Wszystkie odznaczały się delikatną, zwiewną urodą, pod którą kryła się niezłomna siła. Mężczyźni byli równie urodziwi, mieli wysoko osadzone kości policzkowe, piękne rzeźbione nosy i ciężkie powieki. Obie płcie ubierały się w proste tuniki w odcieniach zieleni i brązu, obmalowane nasyconym pomarańczem, czerwienią i złotem. Mieszkańcy zaczęli śpiewać melodię. Piękną melodię, pełnej radości. Wydawało się że nawet drzewa śpiewały wraz z pięknym ludem.
Zatrzymali się i zsiedli z ogierów. Dalej szli na własnych nogach, elfy tańczyły wokół nich, wirując w piruetach, śmiejąc się w głos, a czasem wskakując na gałęzie i przebiegając im nad głowami.
-Mógłbym tu żyć.- powiedział Ray.
-Zgadzam się z tobą, trochę w domu, trochę na dworze i bezpieczny przed resztą świata.- powiedział Max nadal uśmiechając się.
-Jak to zrobiliście??- spytał Kenny Vardena wskazując jeden dom.
-Śpiewamy lasowi i przekazujemy mu nasza siłę, by wzrastał w kształtach w jakich pragniemy. Wszystkie nasze budynki i narzędzia powstają w ten sam sposób.
-Śpiewacie w języku magii??
-Tak ^_^. – szli ścieszką która doprowadziła ich do plątaniny korzeni tworzącej stopnie. Wspięli się do drzwi osadzonych w ścianie z młodych drzew. Drzwi otwarły się jakby z własnej woli, ukazując salę pełną drzew. Setki gałęzi splatały się, tworząc sufit przypominający pszczeli plaster. Pod nimi siedzieli na ziemi elfi panowie i damy. Byli piękni, o gładkich twarzach, nie zdradzających oznak wieku, i bystrych mądrych oczach, lśniących z podniecenia. W odróżnieniu od innych elfów ci nosili u pasów miecze o rękojeściach wysadzanych brylantami, a ich czoła zdobiły przepaski. U szczytu sali stał biały namiot osłaniający tron z grubych poskręcanych korzeni. Zasiadała na nim królowa Silvara. Była piękna jak jesienny zmierzch, dumna i wyniosła. Usta miała czerwone niczym jagody ostrokrzewu. Na głowie miała diadem. Ubrana w szkarłatną tunikę przepasaną pasem z plecionego złota, a jej ramiona pokrywały aksamitny, spięty pod szyja płaszcz, opadający na ziemię łagodnymi falami. Mimo imponującego wyglądu królowa sprawiała wrażenie jakby kryła w sobie ogromny ból. Drzwi zamknęły się za ich plecami. Razem weszli do sali i zbliżyli się do królowej. Saphira pierwsza uklękła na porośniętej mchem ziemi i pokłoniła się, po niej reszta, Kai pochylił głowę.
-Odsłoń swą twarz.- odezwała się melodyjnym głodem w stronę elfki. Czarnowłosa szybkim ruchem zdjęła kaptur, ale nie podniosła wzroku ku królowej. Silvara wstała i gdy ruszyła w ich stronę, płaszcz powiewał za nią. Zatrzymała się przed Saphira, położyła drżące ręce na jej ramionach. Angela która była najbliższej swej przyjaciółki, gdy królowa położyła na niej swe ręce, Saphira otworzyła szeroko oczy. Rudowłosa nie wiedziała dlaczego tak zareagowała, może że zaskoczyła się, albo... boi się.- Wstań.- Saphira posłuchała i spojrzała swymi klepsydrowymi oczami w królową. Królowa dłuższą chwilę wpatrywała się z napięciem w jej twarz, tak skupiona jakby próbowała odczytać jej duszę.
W końcu <Teraz moje ulubione!!! Dop.Szila> objęła ją z okrzykiem.
-O moja córko, jakże się cieszę widząc cię!!!
CDN.
************************************************************** |
|