|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Cassie
|
Wysłany:
Wto 22:43, 21 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
To badziejstwo pałęta się tu i tam XD Ci, którzy mnie znają, tego fafa znają również. Tych, dla których jestem obca, zapraszam do lektury.
Miłego (mam nadzieję) czytania^^
KOMUNIKAT
Wszelka zbieżność nazwisk w tym antydziele jest absolutnie nieprzypadkowa XD
Część I
"Nowi"
Grudniowe popołudnie. Gęste, białe płaty powolutku i z ogromną gracją sypały się z nieba. Wszystko wokół skrywało się pod puszystą pierzyną. Ostry mróz skuł ziemię, rzeki i jeziora. Słońce świeciło jasno, a jego promienie odbijając się od śnieżnej pokrywy raziły w oczy opatulonych w zimowe ubrania ludzi.
Na jedno z moskiewskich lotnisk zajechał czarny minibus. Wysiadł z niego wysoki mężczyzna w ciemnym płaszczu. Wszedł do budynku. Po dziesięciu minutach wrócił i otworzył bagażnik. Za chwilę obok niego pojawiła się szóstka młodych ludzi z torbami podróżnymi. Załadowali je i zniknęli wewnątrz pojazdu. Bus ruszył. Przemierzali zatłoczone ulice Moskwy. Podróż wydłużała się niemiłosiernie. Samochód co jakiś czas tkwił w korkach, niektóre kilkusetmetrowej długości. Wreszcie po półtorej godziny morderczej jazdy zatrzymali się przed bramą jakiegoś starego, kamiennego budynku z małymi oknami ukrytymi za kratami. Mężczyzna wysiadł, a pozostali pasażerowie poszli w jego ślady. Otworzył wrota i cała siódemka wraz ze swymi bagażami weszła do środka. Byli na podwórzu jakiegoś klasztoru. Zniknęli w murach budowli. Znaleźli się w mrocznym holu, na ścianach którego paliły sie pochodnie. Nieznajomy ruchem ręki kazał im czekać i oddalił się zostawiając młodych. Po chwili wrócił prowadząc ze sobą towarzysza. Był to wysoki mężczyzna w średnim wieku o fioletowych włosach i pomarszczonej twarzy. Miał na sobie długi płaszcz o barwie zgniłej zieleni. W ręku trzymał teczkę z jakimiś dokumentami. Zatrzymali się kilka metrów przed przybyszami, którzy mieli aż nad to grobowe miny.
- Witamy, witamy w naszych skromnych progach!! - powiedział fioletowowłosy uśmiechając się sztucznie. Goście spojrzeli po sobie. - Dark Ambers Team, zgadza się? - spytał, a przybysze kiwnęli twierdząco głowami. - Dobrze, chodźcie za mną.
I ruszyli zostawiając kierowcę. Szli ciemnymi korytarzami mijając płonące pochodnie, które jako jedyne ozdabiały puste, zimne, kamienne mury. Wszędzie panował przenikliwy chłód. Wydawało sie, że te tunele tworzą istny labirynt. Wędrowali tak dobre kilka chwil, aby na końcu zatrzymać się przed masywnymi, drewnianymi wrotami. Ich przewodnik pchnął je. Drzwi zaskrzypiały złowieszczo i ustąpiły ukazując spory gabinet. Weszli do środka. Zastali tam już trzech chłopaków. Rudzielec o sterczących włosach i lodowookim spojrzeniu, wysoki, potężnie zbudowany blondyn oraz nieco mniej barczysty, srebrnowłosy młodzieniec.
Mężczyzna zajął miejsce za dębowym biurkiem, na którym leżały różne papiery. Kazał zdjąć gościom kurtki i powiesić na wieszaku. Faktycznie, w porównaniu z chłodnymi karytarzami, w pokoju było bardzo ciepło. Wykonali polecenie i stanęli w szeregu przed biurkiem. Pozostała trójka cały czas ich obserwowała.
- Nie miałem okazji się przedstawić. Nazywam sie Boris Bolkov i jestem dyrektorem tej cudownej szkoły. Nie wiem, czy znaleźliście się tu z własnej woli, czy nie, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Od teraz macie się we wszystkim słuchać mnie. Wymagam bezwzglednego posłuszeństwa. Czy to jasne? - spytał patrząc na każdego z osobna. Otworzył teczkę, którą cały czas trzymał w ręku. - Dobrze, teraz coś o was... Hmm. Kogo my tu mamy... - pocierał się o podbródek na znak głębokiego zamyślenia. Zaczął czytać na głos. - Zaczniemy od kapitana.
Imię i nazwisko: Violetta Kozak.
Wiek: 16 lat.
Pochodzenie: Polska, Lublin.
Specjalizacja: atak i obrona.
BitBeast: Driphis.
Skończywszy spojrzał na jedną z dwóch dziewczyn. Miała duże, szare oczy ukryte pod długimi, ciemnymi rzęsami. Sięgające do łopatek, mysiej barwy gęste, proste włosy delikatnie spływały na ramiona. Równy przedziałek spoczywał nad lewym okiem. Miała długą grzywkę, która nie pokrywała się długością z resztą włosów, a siegała mniej więcej do ramion. Na nosie spoczywały małe prostokątne okulary. Ubrana była w biały T-shirt sięgający do pępka. Na przodzie znajdował się wielki, czarny napis "YES", a na plecach "NO". Miała jeansowe ciemnoniebieskie dzwony - bojówki, czarny skórzany pas nabijany ćwiekami i czarne glany. Na dłoniach znajdowały się czarne, skórzane rękawiczki bez palców. Na szyi na czarnym rzemieniu zawieszony był duży, pozłacany krzyż z ciemnożółtymi cyrkoniami. Stała z założonymi rękami i znudzonym wzrokiem wpatrywała się w Borisa. Ten znowu utkwił wzrok w aktach.
- Następna... Anna Dębicka, 16 lat, Polska, Lublin, specjalizacja: obrona, BitBeast: Lillith - zerknął na wysoką, bardzo szczupłą dziewczynę o kruczoczarnych, falowanych włosach sięgających pasa i niebieskich oczach. W uszach tkwiło pięć srebrnych kolczyków-wkrętów w kształcie pająków - cztery w lewym i jeden w prawym. Miała na sobie lekki, szary sweter z dzwoniastymi rękawami. Na to miała narzuconą czarną, rozpinaną bluzkę z rękawami 1/2, a do tego niebieskie jeansy - dzwony i czarne glany.
- Marcin Jakubczak, 16 lat, Polska, Lublin, atak, Azazeal - zerknął na bardzo wysokiego, szczupłego chłopaka z rzymskim nosem, o długich ciemnych blond włosach związanych nisko w kucyk, ubranego w czarną bluzę z zespołem KORN, czarne sztruksy i czarne glany. W lewym uchu znajdowały się trzy srebrne kolczyki - jedno kółko i dwa wkręty, a w prawym pojedyncza srebrna obręcz. Z prawej strony zwisał gruby łańcuch.
- Andrzej Szadkowski, 16, Polska, Lublin, atak, obrona, Acathla - wzrok utkwił w równie wysokim chłopaku o długich, czarnych włosach w kucyku, czarnej bluzie z Nirvany oraz sztruksach i glanach w tymże kolorze. Również miał łańcuchy.
- Krystian Skubis, 16, Polska, Lublin, atak, Gorhard - tu zawiesił wzrok na chłopaku nieco niższym od poprzedników o również długich, ciemnych blond włosach i jasnozielonych oczach. Miał na sobie czarną bluzę z Red Hot Chilli Pepers, ciemnoniebieskie jeansy i glany.
- Jakub Rożek, 16, Polska, Lublin, obrona, Therhor - jego spojrzenie zatrzymało się na chłopaku zdecydowanie najniższym z przedstawicieli płci brzydkiej w swojej drużynie, o sięgających pasa blond włosach i niebieskich oczach, skrytych za grubą, czarną, prostokątną oprawą okularów. Miał czarną bluzę Iron Maiden, bojówki w kolorze khaki i glany.
- Dobrze. A teraz przydzielę was opiekunom. - wskazał na pozostałą trójkę. - Jak się domyślacie, to drużyna Neo Borg. Każdy z członków dostanie pod swoje skrzydła dwójkę z was. Tak więc Tala, zajmiesz się panną Kozak i Szadkowskim. - dziewczyna ściągnęła brwi i spojrzała chłodno na czerwonowłosego. Ten odpowiedział tym samym. - Bryan - tobie przydzielam pannę Dębicką i Jakubczaka. - wskazana dwójka odetchnęła z ulgą. - Spencer - ty zaopiekujesz się Skubisem i Rożkiem. - ci również odetchnęli. - Opiekunowie będą waszymi trenerami. Mają mi meldować o waszych postępach lub ich braku, o przestrzeganiu regulaminu i zachowaniu kultury na terenie klasztoru. - fioletowowłosy otworzył szufladę i wyjął z niej plik kartek. Podszedł do grupki i wręczył każdemu po jednej. - Tu macie regulamin. Radzę się z nim zapoznać i go przestrzegać, jeśli chcecie uniknąć kary. Teraz moi chłopcy odprowadzą was do waszych pokoi. Do rychłago zobaczenia.
Po tych słowach Neo Borg skierowali się ku drzwiom. Nowi poszli w ich ślady zabierając kurtki z wieszaka.
* * *
Gdy tylko cała dziewiątka znalazła się za drzwiami, Dark Ambers wybuchnęli donośnym śmiechem.
- Hahahaha!!! Ja nie mogę!! Ale schiz!! - zapiał Krystian, ledwo łapiąc oddech.
- Bez kitu!! - zarechotał Andrzej.
- Ale grzyb z tego Borisa!! - wykrztusiła Viola.
- A ten jego ton: "panna Kozak", " panna Dębicka"!! - Marcin próbował symulować głos Bolkova, co wywołało kolejną salwę śmiechu wśród drużyny. On sam jednak nie wytrzymał i dostał czkawki.
- Hje, hje, hje. No i widzisz? Nie trzeba było się tak smiać. - powiedziała Anka i też dostała czkawki.
- Weźcie przestańcie, bo ja też zacznę szczekać. - zawył Kuba.
W tym momencie głupawka Polaków osiągnęła apogeum.
Tala i jego kumple zażenowani tą sytuacją patrzyli ze współczuciem na swoich podopiecznych.
- Dziwni ci Polacy. - stwierdził Spencer.
- I co to za nazwa? Czarne Bursztyny. Nie mają gustu. - dodał Bryan.
- Czeka nas istna harówa, chłopaki. - westchnął czerwonowłosy, po czym zwrócił się do nowych. - Ej, Bursztynowi, ruszcie siedzenia. Idziemy.
Sześcioososbowa grupka, nadal dusząc się ze śmiechu ruszyła za opiekunami.
Przemierzali korytarze przy okazji zapoznając się z zawartością kartek, które wręczył im Boris.
- Cisza nocna od dwudziestej pierwszej?! - wykrzyknął Andrzej.
- A czego się spodziewałeś? - odparł przez ramię Bryan.
- Hehe, my wtedy dopiero zaczynamy życie. Co nie Szadzik? - Kuba szturchnął kolegę łokciem. Reszta wybuchnęła śmiechem.
- Dobra, głąby, jesteśmy na miejscu. - powiedział Tala zatrzymując się tak gwałtownie, że reszta idąca z tyłu omal na siebie nie powpadała.
- Chyba nas nie lubią. - szepnęła mysiowłosa do Anki.
- Będziecie mieszkać tak, jak was przydzielimy. Jasne? - spytał lodowooki krzyżując ręce na piersi.
- Tak jest!! - odpowiedzieli chórem Bursztynowi.
- A więc: Skubis i Rożek - wystąp!! - wyproszeni zrobili krok do przodu.
- Zupełnie jak w wojsku. - mruknęła do siebie szarookaszarooka.
- Tu jest wasz pokój. - srebrnowłosy chłopak wskazał drzwi. Cała dziewiątka poszła parę metrów dalej. Zatrzymali się przy kolejnym pomieszczeniu. Pozostała czwórka nowych głośno przełknęła ślinę.
- Dębicka i Jakubczak!! Wy zamieszkacie tutaj!! - czerwonowłosy wskazał im odpowiednie drzwi.
Szarooka zaliczyła bliskie spotkanie trzeciego stopnia z betonową wylewką.
- Welma (czyt. łelma), co ci? - zaniepokoiła się kruczowłosa.
- Nic, ja tylko glebłam - odparła dziewczyna.
Nagle ją olśniło, po czym znów zaliczyła pokaźną glebę.
- CHWILA!!!! - wydarła się mysiowłosa. - Zaraz... Skoro Nana i Minek są razem w pokoju, to oznacza, że ja... - nie dokończyła, tylko niepewnie spojrzała na czarnowłosego kolegę, a on na nią. Głośno przełknęli ślinę.
- O nie!! Nie zrobicie nam tego!! Nie ma mowy!! - zaczęli drzeć się na cały głos, a reszta drużyny znowu dostała ataku padaki.
Rosjanie popatrzyli na nich, jak na wariatów, których przedwcześnienie wypuszczono z ośrodka dla obłąkanych.
- Oni jakoś nie protestują. - rzekł lekko zpeszony Bryan wskazując na Ankę i Marcina.
- Bo ONI są parą!! - wykrzyknęła szarooka machając rękami jak opętana.
- DO JASNEJ CHOLERY!!! Będziecie razem w pokoju, czy wam się to podoba, czy nie!!!!!! Zrozumiano!!!!!!! - wydarł się Tala patrząc na nich z furią w oczach.
Zbuntowana dwójka struchlała.
- Dobra!! Już dobra!! Nie musisz się tak drzeć!! Jakoś to przeżyję, tylko przestań krzyczeć!! - uspokajała go dziewczyna.
Czerwonowłosy nieco ochłonął.
- Kozak, Szadkowski - to wasza kwatera. Dzisiaj macie wolne. Treningi zaczynają się jutro. Radzę dobrze wypocząć. Kolacja jest o szóstej. Do tego czasu możecie się urządzić i zapoznać z terenem. Stołówka jest naprzeciwko głównego wejścia. Nie powinniście mieć problemów z jej znalezieniem. W razie czego nasze pokoje są na końcu korytarza. Narazie!! - czerwonowłosy skończywszy wykład oddalił sie wraz ze swymi towarzyszami i zniknęli w czeluściach korytarzy Biovoltu. Bursztynowi nadal stali na zewnątrz patrząc za odchodzącymi.
- Zdecydowanie nas nie lubią. - skwintowała Viola i weszła do swojego pokoju. Reszta uczyniła to samo.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Czw 14:45, 07 Gru 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 13:19, 22 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Nie no jak fajnie że dałaś te ficki na te forum. Normalnie BOSKO. Teraz moi drodzy użytkownicy. KOMENTOWAĆ TO!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Śro 16:06, 22 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Komentuje.
Koniec XD
Nie, żart. Ale Cassie wie, co o tym ff myślę, chcę więcej, a jeżeli ktoś jest nieusatysfakcjonowany tą że oceną, to niech się Cass pyta, o!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Sob 11:16, 25 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Część II
"Rudera, pewien liścik i pasta żabna"
Neo Borg szli korytarzem prowadzącym do sali treningowej.
- Dziwne typy z tych Dark Ambers. Ja tam nazwałbym ich Glan Team. Widzieliście ich? Wszyscy w glanach! - zarechotał Spencer.
- Kompletne dzikusy. No i kapitan to dziewczyna! - dodał Bryan.
- Taa... Na dodatek jakiś mało rozgarnięty okularnik. Boże, widzisz, a nie grzmisz. - westchnął Tala.
Wszyscy trzej, zmęczeni ponad półgodzinną znajomością z Polakami, zniknęli w swoich kwaterach.
* * *
W tym samym czasie...
- Padam z nóg. - jęknęła mysiowłosa i zamknąwszy za sobą drzwi, z impetem walnęła się na łóżko. - Ja cię kręcę, ale dziura. A jakie twarde wyro. I jak tu przeżyć? - powiedziała siadając po turecku na tapczanie.
- Eee tam. Nie jest tak źle. Przynajmniej mamy własną łazienkę z prysznicem. - odparł jej współlokator wtykając głowę w szparę w drzwiach od łazienki.
- Mają prysznic? Pokaż!! - dziewczyna podbiegła do kolegi i odpychając go brutalnie, zajrzałą do pomieszczenia - Ale czaaad!! Patrz, nawet jest z kabiną. Nie są aż tak zacofani, jak myślałam. - wybuchnęli śmiechem. Mysiowłosa wróciła na łóżko.
- Skoro mamy mieszkać razem, to musimy coś ustalić. - rzekła szarooka mierząc towarzysza wzrokiem.
Tamten tylko wzruszył ramionami.
- A co tu ustalać? Chyba tylko to, że nie bedziemy spać w jednym łóżku i brać razem prysznica. - zaśmiał się głupio czarnowłosy, robiąc unik przed nadlatującą poduszką.
- Tobie tylko jedno w głowie, erotomanie jeden. - powiedziała zażenowana Viola.
- Wiesz, nie chcę pokazywać palcem, kto tu jest erotomanem. - odpowiedział brązowooki wskazując palcem na dziewczynę.
- Foch!! - fuknęła i dramatycznie odwróciła głowę.
- Raz, dwa, trzy. Przeszło?
- Nie.
- Łooo... To coś nowego. - zażartował Szadzik.
- Dobra, niziołki!! Za pięć minut zbieramy się u Skooby'ego na sesję. - zawołał Marcin wpadając jak burza do pokoju.
Dwójka lokatorów spojrzała na niego z irytacją.
- Ekhem... O czymś chyba zapomniałeś. - zauważyła mysiowłosa.
- O czym? - zapytał zdezorientowany niebieskooki.
- Puka się, jak się wchodzi.
- E tam. Tak, czy siak, nie zastałbym was w niestosownym momencie. - po tych słowach oberwał centralnie poduszką w nos a'la Juliusz Cazar. - To jak? Idziecie?
- Ja nie. Wolę skorzystać z okazji i trochę pozwiedzać. - powiedziała szarooka wstając z łóżka. Przeciągnęła się, mrucząc leniwie niczym kot.
- Lepiej się przyznaj, że będziesz szukać tego czerwonowłosego przystojniaka. Jak on? Tala? - chłopcy zachichotali.
- Wiecie co? Czasem się zastanawiam, czego się z wami zadaję. - odparła dziewczyna.
- To proste. Nigdzie indziej nie znajdziesz takich popaprańców. - rzekł czarnowłosy. Chłopcy zarechotali dziko.
- A, Marcin. Nie chcę cie martwić, ale zauważyłam, że tutaj roi się od dresów. - mruknęła dziewczyna ignorując zachowanie kolegów i kierując się ku drzwiom.
- Dresy powiadasz? - w oczach Minka pojawił sie niebezpieczny błysk.
Viola zachchotała tryumfalnie.
- To ja lecę. Miłego dnia. - powiedziała szarooka i opuściła pomieszczenie.
* * *
Tak jak postanowiła, tak zrobiła. Przemierzała mroczne korytarze klasztoru trzęsąc się z zimna jak galareta. Jedynie pochodnie częściowo rozpraszały ciemność.
- Kurka, oszczędzają na prądzie, czy jak? - myślała Viola obijając się o ściany, na które co jakiś czas wpadała. - Oni myślą, że ja Batman jestem, czy co?
Przeszła jeszcze kilka metrów, po czym zatrzymała się. Odeszłą jej ochota na zwiedzanie.
- Dupa. Dalej nie idę. Ja chcę jeszcze żyć. - zawróciła.
Nabijając sobie jeszcze kilka siniakó, po omacku dotarła do pokoju. Nie zastała w nim nikogo.
- Pewnie jeszcze grają. - uśmiechnęła się sama do siebie. Zapaliła światło. - Dzięki Bogu przynajmniej w pokojach jest prąd.
Szarooka usiadła na łóżku. Rozejrzała się po pomieszczeniu, ale chwilę potem odwróciła wzrok. Nie było co ogladać. Szare, odrapane ściany, betonowa wylewka zamiast podłogi. Z sufitu zwisała żarówka odgrywająca rolę żyrandolu. Posłanie dziewczyny znajdowało się na lewo od drzwi wejściowych. Po przeciwnej stronie pokoju stało łóżko jej kolegi. Nad nim było małe okienko z widokiem na skwer przed klasztorem. Obok tapczanów mieściły się stare, dębowe szafki nocne. Na nich spoczywały lampki nocne rodem ze średniowiecza. Mysiowłosa pochyliła się i spod swojego łóżka wyciągnęła bagaż. Zaczęła się rozpakowywać. Ubrania i bieliznę na zmianę niedbale ułożyła w szufladzie. Przybory toaletowe zaniosła do jakże luksusowej łazienki i rzuciła (dosłownie) na półkę wiszącą nad umywalką. Wróciła do pokoju, wypakowała resztę gratów i na siłę poupychała je w szufladach. Nagle zauważyła gruby, czarny brulion formatu A5, na okładce którego widniała wielka, zielona, jajowata głowa kosmity. Otworzyła go. Na podłogę wypadła jakaś kartka. Podniosła ją i zaczęła czytać.
Kochana Córeczko!!
Dajemy Ci ten pamiętnik, abyś mogła upamiętniać w nim wszystkie chwile spędzone w klasztorze i nie tylko.
Bądź zawsze sobą i nigdy się nie poddawaj. Tylko tak osiągniesz sukces.
Pamiętaj o nas i wiedz, że cokolwiek by się nie działo, zawsze będziemy Cię wspierać.
Niech Moc będzie z Tobą!! (tu dziewczyna uśmiechnęła się do siebie)
Rodzice
Usiadła na łóżku i otworzyła zeszyt. Do jej nozdrzy dotarła delikatna, przyjemna woń fiołków. Zapach wydobywał się z kart pamiętnika. Były one w kolorze bladego fioletu, a w dolnym rogu każdej z nich znajdował się rysunek przedstawiajacy kwiat fiołka.
Zaczęła pospiesznie szperać w szufladach w poszukiwaniu długopisu.
- Bingo!! - powiedziała, gdy zanlazła pisak. Siedzac po turecku zaczęła skrobać w zeszycie. Ale zaraz go zamknęła i wepchnęła pod materac, bo do pokoju weszła reszta bandy.
- Co? Już skończyliście? - spytała Viola.
- Tak. A ty znalazłaś swojego "czerwonowłosego lachona"? - odpowiedział pytaniem Szadzik powalajac się na swoje legowisko.
- Weźcie go przymknijcie, bo jak nie, to mu zaraz ślepia wydłubię, ugotuję na tawardo i zjem z ketchupem!! - wściekła się mysiowłosa.
- Wiecie co? Może chodźmy już na kolację. Lepiej wyjść wcześniej, bo zanim odnajdziemy stołówkę, to nas północ zastanie. - powiedział Krystian.
- A Skooby'iemu tylko jedno w głowie. - zaśmiał się Kuba.
- To jak? Idziemy? - spytała Nana, a reszta przytaknęła. Wyszli na korytarz i ruszyli w kierunku jadalni.
- Violka, o co Szadzikowi biega z tym Talą? - zapytał Krystian, gdy próbowali znaleźć właściwą drogę.
- Nie wiem. Bambus sobie jakieś bajki wymyśla. Chyba ten lot samolotem mu zaszkodził i teraz bredzi. - odparła.
Wreszcie, po wielu bólach, dotarli na miejsce. Stołówka była ogromna, ale równie obskurna, co reszta pomieszczeń. Szare, odrapane ściany, żarówki zamiast żyrandoli. Pięć długich, dębowych stołów stało wzdłuż sali. Przy nich znajdowały się równie długie ławy, po dwie z każdej strony stołu. Po przeciwnej stronie pomieszczenia mieściły się dwa okienka, w których wydawano posiłki, a za nimi była kuchnia i spiżarnia.
Wygladało na to, że Dark Ambers przybyli jako ostatni, gdyż na miejscu zastali spory tłumek dzieciaków w różnym wieku i pozostałych pracowników Biovoltu. Wśród nich dostrzegli chłopaków z Neo Borg (tu Szadzik zarechotał) i Borisa, który siedział w rogu przy oddzielnym jednoosobowym stoliku. Podeszli do okienka i odebrali kolację. Potem wzrokiem poszukali wolnego miejsca, gdzie mogliby usiąść całą szóstką. Znaleźli odpowiednią miejscówkę i zdjęli pokrywki, pod którymi znajdowało się żarcie. Miny zrzędły im na miejscu.
- Co to jest? - wydukała Viola biorąc odrobinę zielonej papki na łyżkę i krzywiąc się z obrzydzenia.
- Mi to wygląda na jakieś rzygowiny. - podsumował Marcin.
Bursztynowi rozejrzeli się dookoła. Wszyscy wsuwali potrawę niewiadomego pochodzenia, aż im się uszy trzęsły. Zrobiło im się niedobrze.
- Nie, no, ja tego nie jem!! - jęknęła Anka.
- Ani ja!! To jest obrzydliwe!! - dodał Krystian. Zapadła głęboka cisza wśród drużyny. Wszyscy zastanawiali się, co począć.
- Mam!! - krzyknęła tryumfalnie pani kapitan. - Niech ktoś pójdzie do Borisa i poprosi, żeby pozwolił nam samodzielnie przyrządzać sobie żarło!!
- I ty myślisz, że się zgodzi? - zapytał ironicznie Kuba.
- Nie. Ale spróbować nie zaszkodzi. No więc, kto idzie? - wszyscy utkwili wzrok w Welmie. - Czego ja?
- Bo to twój pomysł. - powiedział beztrosko Szadzik.
- Ale... - wyjąkała Viola.
- Poza tym jesteś kapitanem. - dodał Skooby.
- Ale...
- A twoim obowiązkiem jest reprezentowanie drużyny. - podsumował Marcin.
- Ale... Nanuś, ratuj. - mysiowłosa spojrzała błagalnie na kumpelę.
- Sczerze to... - szarooka odzyskała nadzieję. - Z wielkim bólem muszę przyznać, że chłopaki mają rację. - dokończyła kruczowłosa uśmiechając się wrednie.
- Wielkie dzięki. Kumple, kurde. - powiedziała naburmuszona Viola, a reszta zarechotała.
Dziewczyna westchnęła ciężko, wstała i nieśmiało ruszyła w stronę stolika, przy którym siedział Boris. Mężczyzna czytał gazetę. Mysiowłosa chrząknęła. Boris przerwał lekturę i spojrzał na członkinię Dark Ambers.
- Słucham? - spytał.
- Bo tego... Panie Bolkov... - zaczęła się jąkać.
- Mam prośbę. Mówcie mi po prostu Boris. "Pan Bolkov" mnie postarza.
- Eee...No dobra. - odparła zaskoczona propozycją dziewczyna.
- Zdaje się, że miałaś do mnie jakąś sprawę. - rzekł fioletowowłosy przesłodzonym głosem. Welmie zrobiło się niedobrze.
- No bo... - nie wiedziała, jak się wysłowić. Zerknęła na resztę ekipy, która wyraźnie pokazywała, że trzyma za nią kciuki. - Chodzi o żarcie. Jest okropne. Więc w imieniu całej drużyny chciałam spytać, czy sami moglibyśmy przyrządzać sobie posiłki. - wypaliła jednym tchem. Boris wygladał na lekko zaskoczonego, ale zaraz wyraz jego twarzy się zmienił.
- Sami chcecie gotować, powiadasz? Chyba wam się śni. Macie jeść, to co wam tu dają. Jasne? - wychrypiał.
- T - tak. - wydukała zszokowana. Zrezygnowana wróciła do stołu, przy którym siedziała jej drużyna. Zaraz na nią napadli.
- No i jak? Co powiedział? - usłyszała na powitanie.
- A jak myślicie? Czeka nas tu śmierć głodowa. - oznajmiła i spojrzała na wszystkich przybitym wzrokiem.
- Zginiemy tu marnie. - powiedziała Nana. Wszyscy walnęli czołami o blat stołu.
* * *
Po jakże apetycznym posiłku, Viola i Andrzej spalali kalorie nagromadzone tego dnia. Dziewczyna siedziała po turecku na swoim łóżku ze słuchawkami od discmana na uszach i w rytmach Linkin Park wtłaczała w umysł treść regulaminu. Jej kumpel leżąc na swoim tapczanie po raz enty przeglądał zabrane ze sobą tomy Hellsinga.
- Głodna jestem... - jęknęła szarooka.
- Myślisz, że ja nie? To, co nam dali na kolację, to chyba była pasta żabna. - odparł brązowooki. Mysiowłosa zzieleniała na twarzy. Ta kolacja na długo wbije jej się w pamięć. Była tego tak pewna, jak dwa razy dwa to cztery.
Potężne ziewnięcie uwolniło ją od kłebiących sięw jej głowie czarnych myśli.
- Idę spać. - powiedziała dziewczyna. Wstała i udała się do łazienki. Po kilku minutach wróciła ubrana w piżamę i wskoczyła pod pierzynę.
Za jakiś czas chłopak poszedł w jej ślady.
W życiu Dark Ambers Team rozpoczął się nowy rozdział: szkolenie w Biovolcie...
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Czw 14:49, 07 Gru 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Sob 12:38, 25 Lut 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Nie no kocham ten fick XD dalej daleeeeeej szybki neeeeeeeeeeeeext. Ech nie chce mi się ostatnio wylewnie komentować ale to chyba dlatego że mi sie klawiatura psuje albo dlatego że robie takie śmieszne błędy ortograficzne XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Czw 20:38, 02 Mar 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Tu jest jak narazie ostatnia z powstałych częsci, reszta powoli sie pisze (samo XD)
Część III
"Dzikusy, odludzie and Mr Terror"
- POBUDKA!!! - krzyknął Tala otwierając z hukiem drzwi do pokoju i zapalając światło.
Szadzik z wielkim wysiłkiem podniósł głowę i mrużąc nie przyzwyczajone do światła oczy próbował rozpoznać, kto tak gwałtownie wyrwał go ze świata sennych marzeń. Widząc, że tym natrętem jest ich trener, z wielkimi oporami opuścił łóżko.
Co do Welmy, jej reakcja była zupełnie odwrotna. Gdy Tala wtargnął do ich kwatery, zaczęła po polsku mamrotać pod nosem coś w stylu "Chyba ci się śni", przewróciła się na bok tak, że plecami skierowana była do czerwonowłosego, i razem z głową schowała się pod kołdrą.
Rozwścieczony tak perfidnym zignorowaniem go lodowooki podszedł do tapczanu i wyciągnął dziewczynę spod pierzyny łapiąc ją za prawą łydkę.
- Ej!!! Co robisz, barbarzyńco?!?! - wrzasnęła szarooka upadając z hukiem na zimną, betonową posadzkę.
- Ubierzcie się i na śniadanie. Potem mamy trening. - rzucił czerwonowłosy wychodząc z pokoju.
- Co za dzikusy są w tym Biovolcie! Zero poszanowania dla kobiet. - zbulwersowała się mysiowłosa rozmasowywując swój poszkodowany tyłek.
Jej współlokator zarechotał, ale dziewczyna przeszyła go morderczym spojrzeniem. Ten, w obawie o swoje zdrowie i życie, zamilkł. Viola wstała z podłogi, ziewnęła potężnie i zaczęła się przeciągać. W czasie wykonywania tej czynności coś jej strzyknęło w kręgosłupie. Szarooka zastygła odchylona do tyłu, a jej twarz skrzywiła się w bólu. Chłopak znowu się zaśmiał. Nim się spostrzegł, dostał po łbie od kapitanki.
- A ty się, Bambus, nie odzywaj, bo całą swoją męskość stracisz!! - warknęła wściekła pani kapitan. Kruczowłosy w obawie o swoje męskie organy rozrodcze posłusznie zamknął jadaczkę.
Dwójka Bursztynowych zaczęła przygotowywać się do dzisiejszego dnia. Jak sępy rzucili się w kierunku łazienki. Jednocześnie dopadli drzwi, ale oboje, próbując jako pierwsze zająć toaletę, zaklinowali się we framudze. Posypały się wyzwiska, doszło też do rękoczynów. A mianowicie Andrzej uderzył Violę z placka w ramię, co przypłacił potężnym ciosem w brzuch z łokcia. Szadzik zwijając się z bólu wycofał się do pokoju, a Welma zabarykadowała się w kiblu. Wyszła stamtąd po piętnastu minutach. Była prawie gotowa. Prawie - z powodu tego zamieszania zapomniała się uczesać i teraz każdy włos na jej głowie sterczał w inną stronę. Jej współlokator wreszcie mógł skorzystać z dobrodziejstw łazienki. Jednak on opóścił ją już po pięciu minutach. Również wyglądał jak strach na wróble.
- Coś ci stoi na głowie. - powiedziała szarooka zaspanym głosem.
- I kto to mówi? - odparł brazowooki łapiąc za grzebień i kierując się do toalety. Mysiowłosa również chwyciła bliżej nieokreślony przyrząd do czesania i popędziła za kolegą. Jednocześnie wpadli do "pokoju Wuja Czesia" i stanęli przed przedwojennym lustrem. I znów zaczęła się walka, tym razem o miejsce przy zwierciadle. W końcu, po wielu bólach, byli w pełni gotowi. Poszli po resztę ekipy i cała paczka ruszyła na śniadanie.
- Ciekawe, czym dzisiaj bedą nas truli? - zastanawiał się Skooby w drodze do stołówki.
Znów przybyli jako ostatni. Gdy tylko stanęli w drzwiach jadalni, Tala przejechał prawą ręką po twarzy, po czym podszedł do Dark Ambers.
- Idźcie się przbierzcie, bo nie mogę na was patrzeć. - powiedział zażenowanym tonem.
- Coś ci się nie podoba, złotko? - spytała Welma i cała drużyna skrzyżowała ręce na piersiach.
- Chciałem powiedzieć, żebyście się ubrali o wiele cieplej. Na dworze jest minus trzydzieści, a dziś cały dzień trenujemy za miastem. - wysyczał przez zęby. Był wściekły. Nie lubił, jak ktoś go nazywał złotkiem.
- Wiesz... Jak się wściekasz, to ci tak fajnie pulsuje żyłka na skroni. - odparła beztrosko pani kapitan i razem z resztą paczki udała się do okienka wydajacego posiłki. Po odebraniu tacy usiedli na swoich miejscach. Drżącymi rękoma zdjęli pokrywki i...
- A niech mnie kogut strzeli!! Tosty z serem!! I herbata!! - zawył Marcin, a reszcie gały o mało nie wyszły z orbit. Jak sępy rzucili się na jedzenie.
Neo Borg cały czas obserwowali swoich podopiecznych.
- Z lasu ich wypuścili? - zapytał kumpli Bryan. Tala i Spencer wzruszyli ramionami i zabrali się do konsumowania swoich porcji śniadania.
* * *
Bursztynowi i ich trenerzy stali przed bramą klasztoru i czekali na transport. W duchu dziękowali Tali, że kazał im się cieplej ubrać. Na zewnatrz było zimno jak w psiarni. Nie byli przyzwyczajeni do takiego mrozu. Owszem, w Polsce zdażały się równie piekielnie zimne dni, ale najwyżej dwa, trzy razy do roku.
Trzęśąc się z zimna zauważyli nadjeżdżające trzy czarne wołgi.
- Czego aż trzy samochody? - spytał Krystian, gdy auta z piskiem opon zahamowały.
- Bo każda grupa jedzie trenować gdzie indziej. - odparł Bryan.
- To oznacza, że jestem skazana na tych dwóch? - tu wskazała Szadzika i czerwonowłosego. - O Boże. - jęknęła opierając się głową o ramię Anki, a ta poklepała ją pokrzepująco po plecach.
- Nie łam się, Welma. Zobaczymy się w kostnicy. - pocieszyła ją, po czym zniknęła we wnętrzu wołgi.
Reszta zgromadzonych postąpiła tak samo. Rozległ się warkot silników i samochody ruszyły, każdy w inną stronę.
* * *
Tala, Viola i Andrzej na tylnym siedzeniu wołgi przemierzali Moskwę. Czerwonowłosy w zamyśleniu obserwował zatłoczone ulice stolicy. Rosjanie i nie tylko, opatuleni w różnego rodzaju stroje chroniące przed zimnem, spieszyli do szkół i pracy. Nie jechali zbyt szybko, dlatego mógł swobodnie przyjżeć się ich poczerwieniałym wskutek działalności mrozu twarzom. Dla niego takie warunki były... normalne. Uwilbiał zimę. WŚró rażacego bielą śniegu i lodu czuł się najlepiej. W końcu, nim trafił do Biovoltu, wychowywał się wśród lasów i gór Zachodniej Syberii...
Na ziemię ściągnęły go wrzaski dobiegające z prawej strony. Miedzy jego podpiecznymi znów doszło do bójki. "Sami nie wiedzą, o co im chodzi, a się leją.", pomyślał i pokręcił głową z dezaprobatą.
- Spokój!! W tym hałasie to się nawet myśleć nie da!! - warknął na nich.
Tamci spojrzeli na niego jak na odmieńca i wybuchnęli głośnym śmiechem, jednak zaraz się uspokoili.
Tala powrócił do obserwowania trzęsących się z zimna przechodniów.
Bursztynowi, skuleni, szeptali coś między sobą, co chwilę zerkając na lodowookiego. W końcu wyprostowali się.
- Pu wsiegda, budiet słonce.
Pu wsiegda, budiet nyebo.
Pu wsiegda, budiet mama.
Pu wsiegda, budu ja!! - zawyli chórem, a ich trenerowi po raz drugi dzisiejszego dnia zaczęła pulsować żyłka na skroni.
- Zamknijcie mordy!!! - ryknął, a tamci natychmiast ucichli.
Trochę się wystraszyli. Ale kto by nie zmiękł?
Przez jakieś dwadzieścia minut siedzieli tak w milczeniu.
Tala nieco ochłonął i ze skrzyżowanymi rękami na piersi obserwował przez okno mijane krajobrazy. Pozostała dwójka siedziała spokojnie jak nigdy dotąd. Nagle ni stąd, ni zowąd, dziewczyna zaczęła nucić "Nas ne dogoniat". Czerwonowłosego przeszył dreszcz.
- Wyłącz ją. - syknął do Szadzika, a na Welmę spojrzał tak, jakby miał ją za chwilę zamordować.
- A czego? - zapytał tamten.
- Nieważne. Ale ją wreszcie wyłącz!!! - Tala był o krok od wybuchu.
Viola ucichła.
- Nie trzeba. Co, nie lubisz Tatuszek? - spytała szarooka uśmiechając się wrednie.
- Nie. - odszczeknął.
- Czego? Przecież to twoje rodaczki. - dociekała.
- Złe wspomnienia. A zresztą co was to obchodzi?! - lodowooki był wściekły.
- Już wiem. Pewnie któraś chciała się z tobą umówić. Na pewno to była Julia. Zgadłam?
- Zamknij się!!! - rozkazał Tala.
- A może Lena? No przyznaj się. To nic strasznego. - wyglądało na to, że nie miała zamiaru odczepić się od niego, póki nie zdradzi jej prawdy.
- Zamilcz wreszcie, kobieto!!!! - czerwonowłosy nie wytrzymał.
- Nie to nie. Ja cię nie zmuszam. - odparła dziewczyna wzruszając ramionami i oparła się o siedzenie. Przez resztę drogi jechali w absolutnej ciszy.
* * *
- I my mamy tu trenować? - wrzasnął kruczowłosy, kiedy dojechali na miejsce.
Zastali istne pustkowie, pokryte metrowymi zaspami. Naprzeciw nich widniało jezioro sporych rozmiarów, które z przeciwnej strony otaczał gęsty, świerkowy las. Drzewa uginały się po ciężarem, białego puchu. Jak okiem sięgnął nie było żywego ducha.
Ku rozczarowaniu Szadzika, wołga odjechała, jednak Tala zapewnił go, że wróci po nich przed zmrokiem.
Violi raczej taki stan rzeczy nie przeszkadzał.
- Masa śniegu, cisza, spokój... Podoba mi się tu. - kapitan Bursztynowych była w siódmym niebie.
- Ten śnieg stanie się waszym przekleństwem. - powiedział ich opiekun.
- Niby czego? Im więcej śniegu, tym lepiej dla mnie. - odparła dziewczyna rozmarzonym głosem, sięgnęła po biały puch, uformowała pigułę i cisnęła nią w dal.
* * *
- Dobra, jesteśmy na miejscu. - powiedział Bryan wysiadając z wołgi.
Jego podopieczni uczynili to samo, po czym wołgi odjechały i zniknęły za horyzontem.
- Ale pustkowie. - skwintowała Anka.
Dookoła nie było nic, prócz głębokiego, rażącego w oczy śniegu i ciemnej ściany tajgi na zachodzie.
- Przepraszam... - zaczął niepewnie Marcin, a wzrok srebrnowłosego spoczął na nim. - Ale tak właściwie to co my tu robimy?
Bryan zaliczył bliskie spotkanie z białym puchem.
- Jak to co?! Będziecie tu trenować!! - wrzasnął zirytowany błękitnooki.
* * *
Blondwłosy Rosjanin i towarzyszący mu chłopcy przemierzali wzgórza Grzędy Smoleńsko - Moskiewskiej, brnąc w zaspach po kolana. Wokół nie było nic, prócz śniegu. Jednynie daleko na wschodzi majaczyła ciemna linia, którą najprawdopodobniej był las.
- No, chłopaki... Bo chyba jesteście chłopakami, nie? - spytał niepewnie Spencer.
- No, według nas to jesteśmy. - odparł Krystian.
- To co robimy? - zapytał Kuba.
- Zabieramy się do roboty!!! - krzyknął blondyn zacierając ręce.
* * *
- Na początek zrobimy rundkę wokół jeziora. - oznajmił Tala głosem, który oznaczał, że nie przyjmuje sprzeciwu.
Para przyjaciół spojrzała na wielki zbiornik wodny skuty grubą warstwą lodu. Teren wokół niego porosnięty był świerkowym lasem.
- Wokół lasu też mamy biegać? - zapytał Andrzej.
- A chcecie? - tamci pokręcili przecząco głowami. - No to będziemy biegać.
- Musiałeś się, Bambus, odzywać? - warknęła Welma i trzepnęła kolegę po głowie.
Od godziny brnęli po pas w śniegu. To znaczy Viola brnęła po pas, bo towarzyszący jej przedstawiciele płci brzydkiej zanurzali się w białym puchu do połowy ud.
Po prawej stronie rozciagała się tajga. Drzewa uginały się pod grubą warstwą suchego śniegu. Siarczysty mróz wziął w okowy całą okolicę.
Tala, jako ich trener, kroczył z przodu, za nim szła Welma, a na końcu wlókł się Szadzik. Dziewczyna zerknęła na kumpla z drużyny. On spojrzał na nią z wrednym uśmieszkiem i pokazał trzymający w ręku śnieg.
- O nie. Nie myśl, że ci się to uda. - zaśmiała się nerwowo.
Odczekała chwilę i teraz to ona szła z tyłu. Ale chłopak nie dał za wygraną i znów był za nią. Wyprzedzali się tak nawzajem przez dobre kilka minut. W końcu wkurzona mysiowłosa przyspieszyła kroku i wyprzedziła Talę.
- Ej, co robisz? Wracaj do tyłu!! - krzyknął czerwonowłosy.
- Nie ma mowy. - odparła.
- Słyszałaś, co powiedziałem? - warknął.
- Ale on chce mnie natrzeć. - powiedziała rozpaczliwie szarooka.
- Nic mnie to nie obchodzi. Do tyłu!!! I to już!!! - wściekł się lodowooki, a dziewczyna posłusznie wróciła na swoje miejsce.
Gdy Viola znalazła się tam, gdzie według Tali powinna być, Andrzej od razu się na nią rzucił.
- Zostaw mnie barbarzyńco!! Będziesz znęcał się nad biednym okularniki...!!! - wydarła się, ale nie skończyła, gdyż zatkano jej usta śniegiem.
- Argh!!! Zginiesz!!! - zawołała za uciekającym i rzuciła w niego śnieżką.
Chłopak nie pozostał dłużny. Rozpoczęła się prawdziwa bitwa, która trwała w czasie niby-biegu. Dziewczyna uformowała pigułę, zbiła ją, wycelowała w Szadzika i... trafiła prosto w potylicę czerwonowłosego. Kapitan Neo Borg przystanął.
- Które to? - warknął patrzac na nich wzrokiem mordercy. Kruczowłosy wskazał na szarooką.
- Przepraszam. - pisnęła, kuląc się ze strachu.
- Pędź Wolborg!!! - krzyknął trener, a jego blade wirujac z zawrotną szybkością zasypał dziewczynę po sam podbródek.
- Hahaha!!! Bałwanica!! - zapiał brązowooki. Tala zerknął na niego i po chwili on też stał po uszy w zaspie.
* * *
- Dobra. Teraz zaprezentujcie wasze pozycje podczas wypuszczania blade'a. - oznajmił Bryan.
Podopieczni spojrzeli na niego... co najmniej dziwnie. Ale jak to Polacy - od razu słowo "pozycja" głupio im się skojarzyło.
- Ty pierwszy. - powiedziała Anka do Marcina szturchając go lekko w bok.
- Nie, ty pierwsza. - odpowiedział tamten oddając "szturchańca".
- Nie, nie. Ty pierwszy.
- A właśnie, że ty.
- Nie. Ty.
- Nie, nie. Ty.
I tak kręciło się w kółko.
Biedny Bryan złapał się za głowę. To za dużo jak dla niego. Jest tylko niewinnym, wykorzystywanym przez Borisa chłopakiem, który ma mu pomóc w realizacji perfidnego planu podboju świata, a nie niańką. On się na tym nie zna!!
Z tego wszystkiego zaczęły ogarniać go wątpliwości, czy jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie, sprawdzi się w roli ojca. A jeśli nie? Co wtedy?!
Nie, chwila, Bryan. Weź głęboki oddech. O taaak... Już dobrze.
Srebrnowłosy rzucił okiem na parę podopiecznych i przysłuchał się ich rozmowie. Jednak po chwili doszedł do wniosku, że jeśli chodzi o sens, to jest ona całkowicie go pozbawiona.
- A nie możecie tego zrobić razem? - powiedział zrezygnowanym tonem.
- Że też sam na to nie wpadłem. - rzekł Minek sam do siebie.
* * *
- Co powiecie na małą walkę? - zaproponwał Spencer, gdy razem z chłopakami wędrował po wzniesieniach tonących w białym puchu.
- Co? Tutaj? W tym śniegu? - odparli kompletnie zaskoczeni pytaniem trenera.
- Muszę sprawdzić na co was stać. To jak? - spytał błagalnie Rosjanin. Chyba bardzo zależało mu na tym starciu.
Chłopcy zastanawiali się przez moment. Propozycja walki pośród zasp nie bardzo im się uśmiechała. Pomijając fakt, że obaj nie przepadali za śniegiem...
- Chyba nie mamy wyboru. - powiedział Krystian po chwili.
- W takim razie... 3!! 2!! 1!! LET IT RIP!!!
I trzy blade'y poszybowały ku sobie.
* * *
Dochodził zmierzch. Krwisto czerwone słońce chyliło się ku zachodowi. Śnieg skrzył się odbijając złote i purpurowe promienie. Świerkowy las krył się w mroku.
Trójka młodych ludzi wyszła naprzeciw trzem nadjeżdżającym czarnym wołgom. Auta nie jechały zbyt szybko, gdyż zbyt duża prędkość skończyłaby się w zaspie.
- No wreszcie. Co tak długo? - powiedział czerwonowłosy podchodząc do wysiadającego z samochodu Bryana.
- Problemy z odpaleniem. - odparł tamten odprowadzając wzrokiem swych podopiecznych, którzy biegli w kierunku pozostałych członków drużyny.
- I jak wrażenia po pierwszym dniu? - zapytał Spencer podchodząc do kolegów.
- Weź mi nic nie mów. - odpowiedział Tala przybitym tonem.
- Aż tak źle? - srebrnowłosy zacmokał zatroskany.
- Gorzej. Ta dwójka doprowadzi mnie do rozstroju nerwowego. Ciągle wrzeszczą, ciągle się leją, ciągle się ze mną kłócą i nie wykonują poleceń!! Mam dość ich niańczenia!! - wyliczał jednym tchem lodowooki. - A u was jak?
- U mnie nie jest źle. - odparł blondyn. - Ci dwaj są nawet fajni. No i nieźli z nich zawodnicy. Mają potencjał.
- Moi za to są jacyś dziwni. - powiedział błekitnooki. - Raz są dla siebie obrzydliwie mili, raz się kłócą i obrażają, żeby później się obściskiwać i całować. Aż się rzygać chce.
Zapadła grobowa cisza przerywana co jakiś czas wrzaskami dziewczyn i śmiechem chłopaków z Dark Ambers. Przedstawiciele płci brzydkiej ganiali panią kapitan i jej przyjaciółkę z zamiarem natarcia ich śniegiem. Te z piskiem wymykały im się za każdym razem. Neo Borg obserwowali całą tę komedię z wyraźnym zażenowaniem na twarzach. Dziewczyny uciekając przed atakiem ze strony kolegów rozdzieliły się. Anka popędziła w stronę pokrytego cieniem lasu. Welma natomiast zaczęła gnać ile sił w nogach w stronę Rosjan. Nagle potknęła się i robiac przewroty w przód zcięła z nóg niczego nie spodziewającego się Talę. Chłopak podniósł się i przeszył dziewczynę morderczym spojrzeniem.
- WON!!! - wrzasnął. Przerażona Polka zwiała gdzie pieprz rośnie. - Sami widzicie z kim muszę się męczyć. - powiedział do Bryana i Spencera. - Ej, wy!!! Wsiadać!!! Wracamy!!! - krzyknął do szalejących szesnastolatków. Tamci posłusznie skierowali się ku samochodom i zniknęli w ich wnętrzu. Rozległ się warkot silników i auta ruszyły.
Zapadła noc.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Pią 13:37, 08 Gru 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Czw 21:05, 02 Mar 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Lubie ten fick strasznie. Jest tak fajnie napisany. Zwłaszcza jak są rozmowy naszych drogich rodaków. Luz i Jazz
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Nie 0:39, 19 Mar 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Dobra. Po dość długiej przerwie, za którą przepraszam najmocniej, daję nexcisza. Od razu mówię, że wydarzenia w niej zawarte dzieją się kilka miesięcy wcześniej, zanim Bursztynowi przybyli do Biovoltu.
Miłego (mam nadzieję) czytania!!
Część IV
"Jak to się zaczęło..."
Kilka miesięcy wcześniej.
Koniec kwietnia. Poniedziałek. Jedno z publicznych lubelskich gimnazjów. Czwarta godzina lekcyjna. Klasa IIIA siedziała na kolejnej lekcji biologii i robiła to co zwykle, czyli święte nic.
- Dobrze. Teraz powtórzymy... Hmm... To może powtórzymy coś z ekologii. - zaczęła nauczycielka tegoż przedmiotu, pani Teter. - Dobrze. Zacznijmy od samego początku. Kamila - spojrzała na lekko grubawą, czarnowłosą dziewczynę we wściekle różowym swetrze - co to jest ekologia? Czym się zajmuje?
Zapadła grobowa cisza. Tylko owa Kamila siedziała i szaleńczo chichotała razem z dość puszystą o blond włosach sąsiadką z ławki.
"Chyba śmieją się tylko i wyłącznie z własnej głupoty." - pomyślała siedząca za nimi dziewczyna o mysich włosach. Raczej nie siedziała, a leżała głową na szkolnej ławce ukrywając twarz w ramionach. Przed sobą miała otwarty zeszyt, który zasłaniany był przez plecy siedzącej przed nią puszystej blondi.
- No, Kamila, co to jest ekologia? Przecież to takie proste. - nauczycielka nie dawała za wygraną.
- Nie wiem. - odpowiedziała czarnowłosa ciągle się śmiejąc.
"Co za żenada. Dzięki Bogu, od przyszłego września nie będę musiała zadawać się z tymi idiotami." - mysiowłosa poczuła lekką ulgę na samą myśl o tym. Podniosła głowę i zerknęła w prawo na czwórkę siedzących w dwóch ostatnich ławkach chłopaków. Oni w ogóle nie byli zainteresowani tym, co się działo na lekcji. Z wyraźnym ożywieniem o czymś dyskutowali.
- Psst... Chłopaki. - zawołała szeptem dziewczyna. - Co powiecie na małą walkę dziś po lekcjach? - zapytała wyjmujac z piórnika czarnego blade'a z fioletowo-srebrnym attack ringiem.
Owa grupa płci brzydkiej natychmiast zamilkła, a ich zwrok skierował się na mysiowłosą.
Wreszcie odezwał się chłopak o półdługich ciemnych blond włosach i zielonych oczach.
- Nie ma sprawy. Tylko gdzie?
- Na boisku. - mruknęła, starając się nie zwracać na siebie uwagi nauczycielki.
- Którym? Małym czy dużym? A może na tym starym? - spytał siedzący obok zielonookiego czarnowłosy wysoki chłopak.
- Oj, Szadzik. Ale ty wolnomyślący jesteś. No jasne, że na starym. Tam przynajmniej będziemy mieć spokój. - odparło dziewczę. Zaraz zwróciło się do drugiego kolegi o długich ciemnoblond włosach i rzymskim nosie. - Marcin, o której Anka kończy lekcje? Chcę, żeby cała paczka się spotkała.
- Anka? Kończy godzinę po nas. - rzekł zapytany.
- To zaczekamy na nią, nie? Wiecie, co jak co, ale przydałby się mały trening.
- Jak sobie teściowa życzy. Mi tam to wisi i powiewa. - powiedział chłopak o jasnych blond włosach sięgających pasa.
- Dobra. To ustalone. I radzę wam uważać, bo jak się Teterowa na was uweźmie, to będziecie uziemieni do końca roku. - rzekła mysiowłosa, po czym wróciła do wyjściowej pozycji, czyli znów leżała na ławce.
Kamila cały czas się śmiała.
- No, Kamila. Powiesz wreszcie, co to ekologia, czy nie? - bologica była już ostro wkurzona.
- Jak mam powiedzieć, skoro nie wiem. - odparła dziewczyna ciągle chichocząc.
- No jak możesz nie wiedzieć? Kobieto, jaja sobie ze mnie robisz? Przecież jutro macie egzaminy. - nauczycielka była na skraju załamania nerwowego.
- No - a - le - ja - nie - wiem!! - przesylabowała czarnowłosa zmieniając ton głosu na całkiem poważny.
- Nie... No co wy sobie myślicie, co? A ja was miałam, za klasę, która się uczy!!! - Teterowa zaczęła ochrzaniać IIIA, wyzywając ją od głąbów i nieuków. Nie ukrywajmy, że uczniowie owej klasy byli przyzwyczajeni do takich sytuacji. Więc nie przejęli się zbytnio słowotokiem profesorki.
- Może jednak w tej klasie jest ktoś, kto wie, co to ekologia?! - biologica była wściekła. Bardzo jej zależało, aby klasa dobrze wypadła na egzaminach.
"O żesz... Ale wstyd. Poświęcam się dla tych jebutów pierwszy i ostatni raz." - pomyślała mysiowłosa i opornie podniosła rękę.
- Proszę, Viola. - przyzwoliłą Teter.
- Ekologia to nauka zajmująca się badaniem zależności między organizmami oraz między organizmami a środowiskiem. - wyrecytowała od niechcenia dziewczyna nawet nie wstając z miejsca.
- Bardzo dobrze. Widzę, że choć jedna osoba się uczyła. - powiedziała nauczycielka nieco udobruchana poprawną odpowiedzią.
"Uczyła!! Ha!! Dobre sobie!! Wystarczy przeczytać z zeszytu, no ale oczywiście młoty na to nie wpadły." - pomyślała mysiowłosa znów kładąc się na ławce.
- Dobrze. To może ktoś nam teraz... - biologica przerwała, gdyż w tym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Do sali weszła szczupła blondwłosa dziewczyna z IIC z plakietką dyżurnego na ramieniu.
- Siema Olka!! - wrzasnęła potężna dziewczyna siedząca razem z rudowłosą kumpelą w trzeciej ławce od okna.
- Dzień dobry. Przepraszam, ale Viola Kozak proszona jest do telefonu. - wydeklamowała mniemana Ola.
- Dzień dobry. Idź Viola. - przyzwoliła biologica.
Dziewczyna wstała, dumnie przeszła przez salę i zniknęła za drzwiami. Dyżurna razem z nią.
* * *
- Cze Plemnik!! Jak dyżur? Z kim dyżurzysz? - zasypała pytaniami koleżankę mysiowłosa, gdy tylko obie znalazły się na szkolnym korytarzu.
- Oj, lepiej mi nic nie mów, Welma. Ja to ujmę tak: jest niezły ruch w interesie. A dyżurzę z Agatą. - odparła tamta.
- A sekretarka jak? Każe wam latać po wodę? - zarechotała Viola. Chociaż ona też musiała przechodzić przez sekretarkowe piekło.
- No, trochę. Ale większe urwanie głowy mamy z dziennikami. Nauczyciele się rozleniwili. Nie dość, że nie chce im się brać dzienników, to jeszcze nie chce im się ich odnieść po lekcji do pokoju. Musimy latać i szukać Bóg wie gdzie i u kogo!! - wyżaliła się Olka.
- Znam ten ból. Ale chyba wolę to, niż gnicie na lekcjach. Przynajmniej trochę luzu jest. - szarooka poklepała kumpelę po plecach.
- Noo... Ale chodźmy, bo telefon czeka.
Ruszyły. Sekretariat znajdował sie na parterze, a klasa biologiczna na pierwszym pietrze. Zanim weszły na schody, Welma zatrzymała się przed znajdującą się koło sali galerią. Zaczęła przygladać się znajdującym się tam rysunkom przeróżnych zjaw i elfów. Miały zarówno ciemne, zimne barwy, jak i te jasne, cieplejsze. Były zilustrowaniem przeróżnych emocji, jakie targały autorką podczas ich tworzenia. Każdy obraz podpisany był "Nana". Mysiowłosa dobrze wiedziała, że chodzi o jej kumpelę z drużyny, Ankę. Dziewczyna zacmokała i poszła dalej.
Znalazły sie na dole. Przy stoliku dyżurnych zastały szczupłą, o długich blond włosach pannę ubraną w niebieskie jeansy i sięgającą pępka szarą dresową bluzę z różowo-srebrnymi aplikacjami. Do szluwki spodni miała przyczepioną znajomą plakietkę dyżurnego.
- Siema Welma!! - zawołała tamta, gdy tylko ujrzała nadchodzące dziewczyny.
- Ano ściema. - odparła mysiowłosa i zniknęła w holu sekretariatu.
Zapukała do drzwi. Usłyszała ciche "Proszę.", nacisnęła klamkę i weszła do środka.
Pomieszczenie było niewielkie. Optycznie pomniejszały je liczne metalowe szafki, w których przechowywano akta uczniów i inne tego typu dokumenty. Naprzeciw drzwi wejściowych znajdował się gabinet głównej dyrektorki szkoły, a na lewo pokój wicedyrektorki. Przy oknie stały dwa potężne, drewniane biurka zawalone różnego typu papierami i pieczątkami. Dodatkowo na każdym z nich znajdował się telafon i komputer z drukarką. Za blatem jednego siedziała niska, gruba kobieta o krótkich, kręconych, brązowych włosach i okularach na nosie.
- Dzień dobry. Jestem Viola Kozak. Podobno jest do mnie telefon. - zaczęła dziewczyna.
- Tak. Masz. - rzuciła lekceważąco sekretarka podając jej słuchawkę.
- Słucham? - powiedziała do telefonu.
- Witam. Violetta, tak? - usłyszała niski, wredny, męski głos.
- Kto mówi? - spytała lekko zdezorientowana. Nie miała pojecia z kim rozmawia. Ani o co temu człowiekowi chodzi.
- Nazywam się Boris Bolkov. Jestem trenerem oraz dyrektorem szkoły beybladeingu należącej do Korporacji Biovolt. Chcę cię powiadomić, że ty i twoja drużyna właśnie zostaliście do niej przyjęci. - oznajmił głos w słuchawce.
- C... Co? - wyjąkała dziewczyna. - Jak to?
- Nasz system komputerowy losuje najbardziej obiecujących zawodników z całego świata. Mamy dane o was wszystkich. Skąd? Nie pytaj. Ważne, że jeszcze w grudniu tego roku zaczniecie trening u nas. - kontynuował owy Boris.
- U was? To znaczy... gdzie? - spytała zszokowana Welma.
- W Moskwie. Przez ten czas zapewnimy wam bezpłatny szybki kurs angielskiego, abyście mogli swobodnie się z nami porozumiewać. Na dodatek naszych obecnych uczniów i personel nauczymy polskiego, w razie gdyby z angielskim się nie udało.
- Chwila... Od tak po prostu mamy wszystko rzucić; szkołę, rodzinę; i wyjechać... do Rosji?! - Viola nie wierzyła własnym uszom. - To jakiś absurd!!!
- Nie... To nieuchronna rzeczywistość. Skontaktuję się z wami w najbliższym czasie podając dokładną datę przyjazdu.
- Ale ja nawet nie mam paszportu!!! - krzyknęła do telefonu mysiowłosa.
- To sobie wyrób. Masz jeszcze trochę czasu. Tylko pamiętaj, że paszport musi być ważny co najmniej pół roku, więc się pospiesz. Miłego dnia.
- Ale... - nie dokończyła, tylko usłyszała przeciągły sygnał. Mężczyzna odłożył słuchawkę.
Dziewczyna była w szoku. Nie ruszała się z miejsca, tylko utkwiła zdezorientowany wzrok w postaci stojącej przed budynkiem naprzeciw szkoły. Był to fioletowowłosy mężczyzna w zgniłozielonym płaszczu. W dłoni trzymał telefon komórkowy. Odwzajemnił spojrzenie uśmiechając się przy tym złowieszczo. Viola wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. W końcu ocknęła się z transu i wyszła na korytarz. Zadzwonił dzwonek, tym samym obwieszczając przerwę. Mysiowłosa pognała do klasy po rzeczy.
* * *
Kilka godzin później.
Sześcioosobowa grupka nastolatków wkroczyła na opuszczone szkolne boisko. Pierwsze co zrobili, to rzucili plecaki w trawę i wyciągnęli się na "lekko" rozwalonym murku. Zaczęli gawędzić, opowiadać nawzajem dowcipy, czyścić i reperować sprzęt. Byli amatorami, ich drużyna nawet nie miała nazwy. Po prostu stanowili paczkę zgranych przyjaciół, którzy zawsze mogli na siebie liczyć.
W pewnym momencie tą beztroską sielankę przerwał Krystian.
- Violka, sorki, że pytam, bo to nie moja sprawa, ale kto do ciebie dzwonił na bioli? Bo jak wróciłaś, to tak nie bardzo kontaktowałaś ze światem...
- Akurat to twoja sprawa. Twoja i was wszystkich. - odparła ponuro dziewczyna. - Dzwonił jakiś facet, bodajże Boris Bolkov się zwał, i mówił, że zostaliśmy wybrani do jakiegoś szkolenia w Moskwie czy cuś w tym stylu. Jakiś dziwny on był. Nie chciał wyjawić szczegółów co i jak. Jakby miał coś do ukrycia.
- To on niech jedzie na szkolenie do Izraela. Ten facet ma chyba nierówno pod sufitem. Ja się stąd nie ruszam. - oświadczyła bardzo szczupła dziewczyna o sięgających pasa kruczoczarnych, falowanych włosach. Po chwili z jej torby zaczął dochodzić dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyjęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz.
- Jakiś nieznany numer się do mnie dobija. - rzekła do reszty z wyraźnym niezadowoleniem. Przerwała połączenie. Jednak chwilę potem znów rozległ się sygnał.
- Cholera!!! Znowu!!! Ten sam numer!!! - krzyknęła wściekła kruczowłosa.
Viola zaczęła uporczywie wpatrywać się w telefon, który wściekle wibrował w dłoni jej przyjaciółki.
- Odbierz. - rzekła po chwili rozkazującym tonem.
- Co takiego? - odparła dziewczyna z wyraźnym zaskoczeniem.
- Nie dyskutuj ze mną, Anka, tylko odbierz. - powiedziała mysiowłosa głosem, który świadczył, że nie przyjmuje sprzeciwu. Przyjaciele jej nie poznawali. - Nos mi podpowiada, że to ten facet. - dodała po chwili.
- Heh... Jak chcesz... - mruknęła Nana i nacisnęła klawisz z zieloną słuchawką. - Halo?
- Doszły mnie pogłoski, że macie jakieś wątpliwości, czy tak? - usłyszała w słuchawce niski, męski głos.
- Kto mówi? - spytała kruczowłosa.
- Och, nie przedstawiłem się? Jestem Boris Bolkov. - Viola spojrzała pytająco na przyjaciółkę, a z ruchu jej ust wyczytała z kim rozmawia. Szarooka gestem ręki kazała oddać sobie telefon.
- Co mówił? - szepnęła do Anki, a ta opowiedziała co i jak.
- Dlaczego akurat my? - krzyknęła do słuchawki.
- Ach... Panna Kozak. Miło cię znowu słyszeć. - powiedział tym swoim wrednym, rosyjskim akcentem.
- Niech pan sobie daruje te uprzejmości. - odparła zimno.
- Dlaczego wy? Macie potencjał na mistrzów. I właśnie ich chcemy z was zrobić. Nasi specjaliści wszystkim się zajmą. Wy tylko będziecie musieli się ich słuchać i przykładać do treningów. I przypominam, że was to ABSOLUTNIE nic nie kosztuje.
- Coś mi tu śmierdzi. Na tym świecie nic nie jest za darmo. - odpowiedziała mysiowłosa.
"Nawet nie wiesz, ile w tym racji, moje dziecko." - pomyślał Boris i uśmiechnął się wrednie sam do siebie.
- Nie zawsze to, co jest za darmo, musi oznaczać jakiś przekręt. - rzekł po chwili. - To jak?
- Niech pan zadzwoni za dziesięć minut. Musimy się naradzić. - odparła Viola i rozłączyła się.
- No i? - dopytywał się Szadzik.
- Dał nam wolną rękę. Albo jedziemy i ćwiczą nas na mistrzów, albo zostajemy, kończymy szkołę i dalej żyjemy jako nikomu nie znana drużyna, która nawet nie ma swojej nazwy. - wydeklamowała szarooka.
- Hmm... W sumie to wolę być mistrzem, niz siedzieć w budzie. - stwierdził Krystian.
- Ja też. - dodał Kuba.
- I ja. - zaoponował kumplom Andrzej.
Zielona, niebieska i brązowa para oczu zwróciły się ku pozostałej trójce.
- Nie uważacie, że ostateczne słowo należy do kapitana? - spytała kruczowłosa.
- Ja tak uważam. - mruknął cicho Marcin.
Teraz pięć par oczu skierowało swe wyczekujące spojrzenia ku Violi.
Znów cała odpowidzialność spadła na jej głowę. Nie lubiła takich sytuacji. Dlaczego ona? Nie mają innego kozła ofiarnego?Ech...
Westchnęła i odpowiedziała.
- Jeśli nie macie nic przeciwko... - zaczęła i przejechała wzrokiem po reszcie. - To jedziemy. Nigdy nie leciałam samolotem.
Dało się słyszeć ciche odetchnięcie ulgi.
* * *
Minął ustalony czas. Telefon znów zadzwonił. Tym razem odebrała Viola.
- Więc jak będzie? - usłyszała na powitanie.
- Jedziemy. - odparła mysiowłosa.
- Świetnie. Za tydzień znowu zadzwonię i poinformuję, od kiedy zaczynacie kurs angielskiego. Odlatujecie z Okęcia dwudziestego szóstego grudnia tego roku o dziesiątej dwadziścia pięć. A właściwie to jak zwie się wasza drużyna? - spytał mężczyzna.
- Eee... - szarooka zastanawiała się przez chwilę. Chciała, aby nazwa była oryginalna, a jednocześnie wszystkim kojarzyła się z Polską. Gdy tak rozmyślała, spojrzała na srebrny wisiorek z czarnym bursztynem zawieszony na szyi Nany. Nagle ją olśniło. - Dark Ambers!!! - wykrzyknęła.
- Rozumiem. To narazie tyle. Do usłyszenia. - po tych słowach Bolkov rozłączył się.
Pani kapitan wyjawiła drużynie datę odlotu, po czym wzięli się za planowany trening.
* * *
Godzinę później.
- Wiecie co? Nie chcę psuć wam dobrej zabawy... - zaczęła Anka, patrząc na bijących się Welmę i Szadzika. - Ale czy nie uważacie, że przydałoby się trochę pouczyć? Jutro są testy gimnazjalne.
Viola i Andrzej natychmiast zaprzestali walki i spojrzeli na przyjaciółkę.
- Chyba masz rację... - stwierdziła szarooka. - Zwłaszcza jak wcześniej nic się do nich nie uczyło. - zaśmiała się i spojrzała na zegarek. - Ooo... Akurat będę miała za parę minut autobus. - zarzuciła plecak na ramię. - To ja lecę. Do jutra!!!
- No, narazie!!!! - odkrzyknęła reszta.
Viola przeskoczyła przez mur, zbiegła po schodach i zniknęła wśród tłumu w dole uliczki.
Reszta również udała się do domów.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Pią 13:40, 08 Gru 2006, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Nie 9:33, 19 Mar 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Przeczytałam, mimo kacowi XD I mi się podoba i jestem niewyspana i trochę smutna i w ogóle Bu T_T
Dobra, daj nexta, przynajmniej będę mieć co czytać, a nie tego "p. Tadka" =='
Dobra, przyznam się - albo oślepłam, albo tu Kai'a nie było - a miał być >.<
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Nie 15:04, 19 Mar 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Fajna część, przeczytałam jednym tchem :] Też przeważają dialogi ale jak na razie nie widze innego rozwiązania. Mam nadzieje żę nexcik szybko będzie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Śro 14:51, 17 Maj 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Tadam...!!! xDD Po długiej przerwie daję nexcisz ^^ Nacieszta swoje oczęta X3
Część V
"Szlaban, urodziny i początek wojny"
Wczesny ranek.
Tala, tak samo jak poprzedniego dnia, wpadł z hałasem i potwornym krzykiem do pokoju Welmy i Szadzika, tym samym budząc ową dwójkę. Andrzej bez najmniejszego oporu zwlókł się z łóżka, ale Viola znów miała problemy z opuszczeniem swego "legowiska". Czerwonowłosy, widząc, że dziewczynie nie spieszy się ze wstawaniem, podszedł do jej tapczanu.
- Nie waż się mnie dotykać, dzikusie!!! - wrzasnęła zrywając się na równe nogi.
Żyłka na skroni Tali zaczęła niebezpiecznie pulsować.
- Dodatkowe dwie godziny treningu po kolacji!! - warknął przeszywając Violę morderczym spojrzeniem. - Oboje. - dodał wlepiając swe lodowe oczy w czarnowłosego chłopaka, po czym zamaszystym krokiem opuścił pokój trzaskając przy tym drzwiami i tyum samym budząc resztę klasztoru.
- Welma!! - krzyknął Szadzik patrząc na nią z wyrzutem.
- No co? - spytała niewinnie wzruszając ramionami.
Zebrała rzeczy i zabarykadowała się w łazience. Po chwili do uszu brązowookiego doszedł szum wody.
W tym samym czasie do pokoju cichaczem wtargnęły cztery osoby niosąc ze sobą paczkę owiniętą kolorowym papierem i obwiązaną czerwoną wstążką. Szadzik zauważywszy owych gości, podszedł do nich i zaczęli w ożywiony sposób szeptać miedzy sobą, po czym wszyscy stanęli półokręgiem przed drzwiami toalety.
Tymczasem mysiowłosa zdążyła już wziąć prysznic i zabrała się za mycie zębów.
- Szadziiik!!! - zawyła stojąc przy zlewie i szorując swoje "perły".
- Yhm... - mruknął tamten siląc się na to, aby dźwięk dochodził z daleka.
- F poniedżałek jeszt Szylfek, nie? - powiedziała nie wyjmując szczoteczki z ust.
- Yhm...
- Więcz szkoro w niedżele dosztajemy kaszę i możemy wyjszcz na miaszto - tu wypłukała usta i zaczęła się ubierać - to może kupilibyśmy to i owo i urządzilibyśmy małą imprezkę?
- Sam nie wiem... Najpierw wyjdź, to wtedy pogadamy. - odparł Andrzej.
- Aahaam... Już wychodzę. - powiedziała i otworzyła drzwi z zamiarem opuszczenia łazienki.
W tej samej chwili doskoczyła do niej reszta drużyny wyciagając przed siebie prezent i "śpiewając inaczej" jej "Sto lat". Dziewczyna spojrzała na nich zdezorientowanym wzrokiem, po czym spytała:
- To dzisiaj?! o_O
Reszta kiwnęła twierdząco głowami.
- Ha!! Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam o moich urodzinach!! XD
Pozostali Bursztynowi w pięknym stylu zaliczyli glebę, by następnie całą szóstką wybuchnąć śmiechem.
* * *
Gdy wreszcie i Szadzik doprowadził się do stanu używalności, Dark Ambers zeszli na śniadanie. Byli święcie przekonani, że znów jako sotatni przybyli na stołówkę. Odebrali posiłki i zajęli miejsce przy stole. Wtedy drzwi jadalni otworzyły się i do środka wkroczyło pięć postaci: czterech chłopaków i dziewczyna.
Jako pierwszy szedł wysoki chłopak o długich, siwych włoasch i dumnym błękitnym spojrzeniu. Za nim dreptała drobnej budowy dziewoja o ciemnej karnacji, wielkich, brązowych oczach i falowanych włosach koloru morza. Za tą dwójką kroczył bardzo wysoki, ciemnoskóry osobnik o masywnej budowie i głowie pozbawionej włosów. Dalej maszerował wysoki młodzieniec, cały w bieli, o burzy rudych włosów i łagodnym zielonookim spojrzeniu. Korowód zamykał średniego wzrostu ciemnoskóry, ubrany po starogrecku chłopak o o długich włosach koloru piasku splecionych w warkocz i oczach skrytych pod złotą maską.
Przeszli środkiem sali całkowicie ignorując zdumione spojrzenia większości obecnych i szum, jaki wywołało ich wejście. Jedynie Neo Borg zerkali na nich z niesmakiem.
Gdy przybysze przechodzili koło stołu, przy którym siedzieli Bursztynowi, Viola zakrztusiła się snadaniową kanapką z żółtym serem, a oczy zrobiły jej się wielkie, niczym dwa księżyce w pełni. Siedząca koło niej Anka rzuciła się na pomoc koleżance klepiąc ją po plecach. Jednak to nie pomogło i poszkodowana w akcie rozpaczy chwyciła kubek z kakao i wypiwszy jego zawartość, odetchnęła z ulgą odchylając się z krzesłem do tyłu, by następnie, zgodnie z powszechnym prawem ciążenia, runąć na podłogę ze straszliwym hałasem.
Wszyscy zebrani spojrzeli w stronę, z której dotarł do nich ten okropny dźwięk, ale poza dobiegającym spod stołu bolesnym "Ałaaa...", nie zobaczyli, ani nie usłyszeli nic godnego uwagi.
- Cholera!! Najpierw Valkov, teraz to!! To chyba najgorszy dziń w moim życiu, a przecież dopiero się zaczął!!! >.< - wyrecytowała jednym tchem wściekła mysiowłosa podnosząc się z ziemi.
- Wypadki chodzą po ludziach. - odparł beznamiętnie Kuba wpychając w siebie kanapkę.
- Dobrze, że po ludziach, a nie po człowiekach. == - bąknęła pani kapitan, z której dobry humor uszedł niczym powietrze z urodzinowego balonika.
- Dobra, smrody!! Zbierać się!! - usłyszeli głos czerwonowłosego, który zamaszystym krokiem zbliżał się wraz z kolegami do Bursztynowych.
- Wybacz, że spytam, ale jakimże to prawem nazywasz nas smrodami? - zapytał grzecznie Marcin zerkając z ukosa na Neo Borg.
- Takim, że jesteśmy od was starsi, a poza tym jesteśmy waszymi trenerami i waszym zasranym obowiązkiem jest słuchanie nas!!! - warknął Tala łypiąc złowrogo na podopiecznych.
- Słuchaj no, Valkov!! Nas akurat gówno obchodzi to, że jestescie starsi!!! - zaperzyła się Viola piorunując wzrokiem lodowookiego.
Tali puszczały nerwy, ale starał się zachować spokój.
- Primo: Masz się do mnie zwracać "PANIE Valkov". - rzekł. - Secundo: zachowuj sie przyzwoicie, jak na damę przystało, a poza tym nie jestes u siebie, tylko na MOIM terenie. Tertio: musicie...
- Sranie w banie, żadne "Panie"!!! - przerwała wyliczanie szarooka kipiąc ze złości. - Może i jesteśmy na TWOIM terenie, ale to jest MOJA drużyna i JA, jako kapitan, stanowczo zabraniam ci ja obrazać!!! Czy wyraziłam się jasno?!
Lodowooki nic nie odpowiedział, tylko złapawszy dziewczynę za lewe ramię, siłą wyciągnął ją z sali. Reszta Dark Ambers i Neo Borg posłusznie udali się za nimi. Viola bezskutecznie próbowała wyrwać się z uścisku siarczyście przeklinając Talę i wyzywając go od mamutów dodając do tego dość nieprzyzwoite epitety.
Wreszcie po kilku chwilach czerwonowłosy, może dla świętego spokoju, a może zmęczony szarpaniną, puścił dziewczynę.
Ta, rozmasowywując obolałe ramię, cofnęła się na sam tył dziewięcioosobowego pochodu i mamrocząc pod nosem obelgi, miotała dzikie błyski w stronę swego oprawcy.
- Co się tak bulwersujesz, welma? Olej se gościa. - próbował uspokoić panią kapitan Szadzik.
Viola nie odpowiedziała, tylko dalej szła naburmuszona zaciskając tak, że paznokcie wpiły się w skórę rękawiczek.
- A tak swoją drogą... - zaczął Krystian. - Wie ktoś może, co to byli za jedni, ci, którzy przyszli dziś na śniadanie?
- BEGA Bladers. - mruknęła szarooka.
- A kto to taki? - spytała Nana z wyraźnym zainteresowaniem.
Welma zatrzymała się gwałtownie i mocno zdziwionym wzrokiem przejechała po kazdym członku drużyny.
- Nie mówcie tylko, że nie oglądaliście ostatnich Mistrzostw Świata!! - krzyknęła.
- Tamci pokręcili przecząco głowami. Mysiowłosa zaliczyła beton.
- Skoro ty wiesz, to nas oświeć. - powiedział Guzik wzruszając ramionami.
Pani kapitan podniosła się z podłogi, ruszyła w dalszą drogę i zaczęła mętnie wyjasniać:
- BEGA Bladers brali udział w ostatnich Mistrzostwach. Sczerze, to nie widziałam samego turnieju, tylko to, co działo sie po. I tak niewiele z tego zrozumiałam, bo oglądałam na niemieckojęzycznej stacji, dlatego że u nas nie emitowano tej imprezy, bo jeśli chodzi o beyblade'ing, to Polska jest strasznie zacofana.
- Co widać po waszych umiejętnościach i sprzęcie. - zakpił maszerujący na czele Tala.
- A jemu kto udzielił głosu? - warknęła Welma przypominając sobie wcześniejszą awanturę.
Do reszty straciła dobry humor, więc kontynuowała swą opowieść dość posępnie.
- Wracając do tematu... BEGA w jakiś sposób zaskórzyli sobie u BBA Revolution. Nie wiem dokładnie o co chodziło, bo z niemieckim u mnie... Ekhem... Nieważne. Widziałam trzy walki: Tyson contra Garland - to ten siwy, długowłosy; Tyson i Brooklyn - rudy i Kai contra brooklyn. Tyson wygrał, Kai oczywiscie też.
W tym miejscu przerwała, gdzie oddała się słodkim myslom o swym obiekcie westchnień.
Był nim szarowłosy chłopak o rubinowookim spojrzeniu, kapitan mistrzowskiej drużyny z Japonii, BBA Revolution - Kai Hiwatari. Ten szesnastoletni pół-Rosjanin, pół-Japończyk był jej idolem, czymś w rodzaju guru beyblade'ingu. A różnica wieku, jaka ich dzieliła, wynosiła zaledwie niecałe dwa miesiące.
Viola w amrzeniach obcowała z Kaiem tak długo, dopóty reszta drużyny nie sprowadziła jej w brutalny sposób na ziemię.
- Czego chcecieee...? - jęknęła wyraźnie niezadowolona z oderwania jej od bujania w obłokach.
- Sprowadzić cię do realnego świata, marzycielko. - zachcotała Nana mrugając porozumiewawczo do chłopaków.
- Tylko tyle? No wiecie co? Jesteście okropni. == - mruknęła szarooka. - A swoją drogą... Chciałabym zmierzyć się kiedyś z niepokonanym Kaiem Hiwatari. - dodała po chwili rozmarzonym głosem.
Do pionu przywrócił ją bas Spencera.
- Niepokonany? Phi! Kto ci naopowiadał takich bzdur?! Nie dalej, jak trzy lata temu, mój Seaborg rozłożył go na łopatki. Chłopaczyna nie miał szans. - zakpił blondyn, tym samym doprowadzając Welmę do płaczu.
- Wyłączcie ją!! - mruknął ozięble do Bursztynowych Tala.
Tamci posłusznie zakneblowali pania kapitan paczką chusteczek higienicznych. Mysiowłosa z trudem opanowała chlipanie, a cała dziewiątka stanęła przed wielkimi dębowymi drzwiami okutymi mosiądzem.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Cassie dnia Pią 14:24, 19 Maj 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
Mao
|
Wysłany:
Śro 14:54, 17 Maj 2006 |
|
|
Dołączył: 24 Paź 2005
Posty: 847 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Soul Society
|
Znowu przewaga dialogów, ale i tak jest fajnie, strasznie mi się podoba że ta drużyna jest taka beztroska a jeszcze ta niepowtarzalna Polska przyjaźń między nimi to jest właśnie genialne. Yay jak ja uwielbiam twoje fici Cass! Ty, Kaya i Connie jesteście moimi idolkami w kwestii ficków *_*
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Śro 15:41, 17 Maj 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Cytat: | poszkodowana w akcie rozpaczy chwyciła kubek z kakao i wypiwszy jego zawartość, odetchnęła z ulgą odchylając się z krzesłem do tyłu |
Droga Cass, chciałabym zauważyć, że ja, jako córka strażaka, wiem, że gdy się krztusisz nie możesz pić, tylko się wyprostować i oddychać... Rzekłam XD
Cytat: | Viola bezskutecznie próbowała wyrwać się z uścisku siarczyście przeklinając Talę i wyzywając go od mamutów dodając do tego dość nieprzyzwoite epitety. |
Dobra, kontakt cielesny możemy wykreślić, chcę więcej XD
Cytat: | - Co się tak bulwersujesz, welma? |
Błąd. Ksywa z dużej ^_^'
Cytat: | - Tamci pokręcili przecząco głowami. Mysiowłosa zaliczyła beton. |
Nie potrzebny myślnik XD (ha, odwdzięczam się XDDDD)
Cytat: | Kai contra brooklyn |
Za "brooklyn" nie nie obraże, nie lubię go XD
Cytat: | Był nim szarowłosy chłopak o rubinowookim spojrzeniu, kapitan mistrzowskiej drużyny z Japonii, BBA Revolution - Kai Hiwatari. Ten szesnastoletni pół-Rosjanin, pół-Japończyk był jej idolem, czymś w rodzaju guru beyblade'ingu. A różnica wieku, jaka ich dzieliła, wynosiła zaledwie niecałe dwa miesiące. |
E, E! *autosyndrom uruchamiania zazdrości XD*
Cytat: | Viola w amrzeniach obcowała z Kaiem tak długo, dopóty reszta drużyny nie sprowadziła jej w brutalny sposób na ziemię. |
*X pod pachę, linka w ręku i sru! do masarni...*
Cytat: | - Niepokonany? Phi! Kto ci naopowiadał takich bzdur?! Nie dalej, jak trzy lata temu, mój Seaborg rozłożył go na łopatki. Chłopaczyna nie miał szans. - zakpił blondyn, tym samym doprowadzając Welmę do płaczu. |
{Kayako wybucha gniewem, Kai chychra się za jej plecami XD}
JA CHCE KAI'A! DZIE KAI?! (niech mi kto odpowie, że za moimi plecami...)... *Kayako dusi misia XD* Nie, ja chce Lolka. XD Dzie Lolek.? XD
[komentarz kopiowany XD]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Cassie
|
Wysłany:
Pią 21:58, 09 Cze 2006 |
|
|
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 348 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze wsi, spod lasu XD
|
Mata i się cieszta. Ale ostrzegam, że nie umiem opisywać walk beyblade xP Nasi górą!!!
Pozdro!!
Część VI
"Ping-pong po rosyjsku i przełamanie lodów"
- Uh la la... - westchnęli jednocześnie zdegustowani Viola, Anka i Marcin wkraczając do ogromnej sali.
- A ci znów szpanują swoim francuskim... ==' - jęknął Skooby i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Była to znacznych rozmiarów hala. Ściany były szare, brudne i odrapane; niczym nie różniły się od reszty klasztoru. Podłogę stanowiła betonowa wylewka (nie stać ich na nic innego? ==''' dop. Cass), w której na samym środku tkwiły trzy chromowane czasze o średnicy około czterech metrów każda. Ułożone były względem siebie na kształt trójkąta równobocznego. Przy ścianie przeciwległej do wejścia do sali znajdowało się podwyższenie z jeszcze jedną, nieco większą, areną.
Wysoki strop podpierały potężne kolumny z brązowego minerału przypominającego marmur ozdobione wedle reguł porządku doryckiego. Kolumn było siedem. Pięć dużym kołem otaczało mniejsze czasze, dwie natomiast spoczywały przy ścianie, z prawej i z lewej strony większego pola.
Neo Borg skierowali się ku trzem mniejszym arenom. Bursztynowi, nieco onieśmieleni niezbyt atrakcyjnym wyglądem sali, podreptali za nimi. Gdy cała dziewiątka zatrzymała się, młodzi Polacy ustawili się w dwuszeregu naprzeciw swych trenerów. Przez dłuższą chwilę obie strony w milczeniu przyglądały się sobie wzajemnie z wielką uwagą, aż w końcu głos zabrał Tala.
- Jak widzicie, to jest wasza sala treningowa. - oznajmił bez entuzjazmu. - Tu, dobierając się w pary, będziecie ćwiczyć, doskonalić wasze umiejętności, kształtować swój charakter. Właśnie te czasze - wskazał ruchem głowy mniejsze pola - będą wam do tego służyły. Na tamtej przy ścianie będziemy sprawdzać, jakie poczynacie postępy. Wszystko jasne?
W tą i z powrotem wodził wzrokiem po podopiecznych, dopóty, dopóki nie utkwił lodowego spojrzenia w uniesionej w górę ręce Marcina. Ledwo zauważalnym skinieniem głowy zezwolił mu na mówienie.
- Czy w parach będziemy tak, jak jesteśmy przydzieleni każdemu z was? - spytał.
Tym razem odpowiedział Bryan.
- Tak, zazwyczaj będziecie właśnie tak trenować, ale będziecie się między sobą wymieniać.
- Jest jeden problem... - zaczęła nieśmiało Viola stykając ze sobą opuszki palców wskazujących i uporczywie wpatrując się w posadzkę.
- Ona nie może ze mną trnować. - dokończył za nią Andrzej.
- Jak zwykle musisz stwarzać jakieś problemy, prawda? - warknął Tala przeszywając dziewczynę morderczym spojrzeniem.
- Dlaczego nie możecie razem trenować? - wtrącił Spencer chcąc uniknąć kolejnej kłótni między czerwonowłosym i szarooką.
Welma, masując się prawą dłonią po potylicy i lekko rumieniąc, wyjąkała cicho:
- Eee... No cóż... Wstyd się przyznać, ale...
- Nie możemy ze sobą walczyć, bo ona ma arachnofobię. Moja bestia to ogromna tarantula, a Welma panicznie boi się pająków. - wciął jej się w pół zdania Szadzik.
- Przecież nikt nie każe wam używać bestii. - zauważył Bryan cały czas z wyraźnym zainteresowaniem przyglądając się nadal zakłopotanej sytuacją Violi.
- ale my podczas walki lubimy iść na żywioł, dawać z siebie wszystko!! - odezwał się Krystian, ale zaraz szybko ugryzł się w język.
- Na żywioł powiadasz? Hmm... - Tala zamyślił się przez chwilę, po czym z triumfalnym uśmiechem dodał. - to zaraz sprawdzimy, jak wam to wychodzi. Co powiecie na małą walkę?
Wszyscy członkowie Dark Ambers obrzucili Skooby'ego morderczym spojrzeniem. On sam, besztając się w myślach, wbił wzrok w betonową wylewkę. Stali w milczeniu dobre pięć minut, nie mając pojęcia, co robić.
- Musimy się naradzić! - zawołała wreszcie do wyzywających Nana.
Cała drużyna odeszła parę kroków dalej i zbiła się w ciasne kółko. Szeptali coś do siebie, jedni w mniej, drudzy w bardziej entuzjastyczny sposób.
Neo Borg obserowowali z daleka ich naradę. Bryan i Spencer wcale się z tym nie ukrywali. Tala natomiast stał z założonymi rękami i przymkniętymi oczami, i tylko co jakiś czas leniwie podnosił powiekę, by sprawdzić co się dzieje.
Bursztynowi wreszcie skończyli dyskutować, na temat tego kto ma walczyć. Werócili na swoje pierwotne miejsce i głos zabrała pani kapitan.
- Dobra. Będziemy z wami walczyć. Podzieliliśmy się na dwie trójki i każdy zespół stoczy rundę z wami trzema. Co wy na to?
Neo Borg spojrzeli po sobie znacząco i uśmiechnęli się szyderczo.
- Zgoda. Już leżycie. XD - powiedział Spencer ładując dysk do wyrzutni.
- Okay, w pierwszej rundzie zagrają Anka, Marcin i Andrzej! - zawołał Krystian przyjmując rolę komentatora. - Zawodnicy gotowi? No to... 3! 2! 1! LET IT RIP!!!
Sześć balde'ów jednocześnie wystrzeliło w powietrze, by następnie z impetem spaść na arenę. W górę wzniosła się chmura pyłu. Srebrnozielony i srebrnobłękitny dysk napierały na biały z wymalowanym wilkiem na BitChipie. Blade'y Spencera i Bryana ścigały po czaszy srebrnoczerwony, należący do Szadzika.
Dysk czerwonowłosego zatrzymał się nagle i zaczął szarżować na ścigających go Falborga i Seaborga.
- Acathla! Fire Arrow!! - ryknął niespodziewanie Andrzej, a w kierunku blade'ów Spencera i Bryana pomknęła ognista strzała. Dyski czmychnęły na boki, a płonący pocisk uderzył kilkanaście centymetrów od pozostałej trójki walczących.
Korzystając z chwilowego zamieszania, Acathla z całym impetem zaatakowała Wolborga, który poszybował w górę i upadł na drugim końcu areny.
- Proszę państwa!! Co za akcja!! Jeszcze parę centymetróe i wolborg zszedłby ze sceny!! - Krzyczał podekscytowany Krystian do zaciśniętej pięści, udając, że trzyma w niej mikrofon. - Ale co to? No tak!! Dyski pozostałych członków Neo Borg przypomniały nam o swoim istnieniu atakując Lillith!!
W istocie, Falborg i Seaborg uparcie napierały na srebrnozielonego blade'a należącego do Nany, który mimo wszystko dzielnie się bronił.
- Na nich, Azazeal!! - zawołał Minek, widząc, że jego dziewczyna jest w opałach.
Srebrnobłękitny dysk czym prędzej pomknął we wskazanym kierunku. Wtem Seaborg zagrodził mu drogę. Azazeal nie zdążył wyhamować i wpadając na przeszkodę, wyleciał w górę i spadł poza czaszę.
Marcin zaklął siarczyście, podniósł swego blade'a i spojrzał na arenę.
Falborg z coraz większym zażarciem napierał na Lillith, aż w końcy, przy drobnej pomocy Seaborga, wyrzucił ją poza granice pola.
Na placu boju została tylko Acathla, która cały czas siłowała się z Wolborgiem. Niespodziewanie dysk Tali Cofnął się i dołączył do krążących wokół nich Falborga i Seaborga. Acathla wirowała w miejscu na środku areny gotując się na ewentuwalny atak.
Szadzik tkwił w stanie całkowitej niepewności dobre pięć minut, bacznie obserwując ruchy przeciwników. Ale ta bezczynność mimowolnie przytępiła jego czujność. Wystarczyła chwila nieuwagi i Acathla została przez Wolborga wybita poza arenę.
- O żesz w mordę!! - zapiał zaskoczony Skooby, podczas gdy chłopaki z Neo Borg przywołali do siebie swoje blade'y. - Taa... No cóż. Pierwszą rundę możemy uznać za zakończoną. Ale to nie wszystko, proszę państwa! Przed nami jeszcze jedna walka!!
- Nie będzie żadnej walki. - przerwał mu Tala łypiąc spode łba na Bursztynowych.
- Co?! Jak to?! - oburzył się Kuba, który obserwując wcześniejsze poczynania przyjaciół napalił się na pojedynek.
- Przecież zawarliśmy umowę!! - krzyknęła Welma.
- Nie bulwersuj się tak, mała. Jeszcze będziesz miała okazję wykazać się podczas szlabanu. - warknął do niej czerwonowłosy. Dziewczyna tylko prychnęła i splótłszy ręce na piersiach, stała z obrażoną miną i wpatrywała się w bliżej nieokreślony punkt na odrapanej ścianie. Kapitan Neo Borg ciągnął dalej. - Poziom jaki zaprezentowaliście podczas tej walki jest przerażający. Nie musieliśmy używać jednej czwartej, ba!, nawet jednej piątej mocy, żeby was pokonać. Dlatego - podniósł głos, aby dać do zrozumienia Krystianowi, który chciał coś powiedzieć, że jeszcze nie skończył - nie widzę potrzeby rozgrywania kolejnego pojedynku, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, bo każde z was reprezentuje taką samą siłą. - urwał, by zlustrować wzrokiem podopiecznych, po czym dodał. - Doszedłszy do takiego wniosku, zastanawiam się, dlaczego, do cholery, nadal stoicie w miejscu i nie bierzecie się za trening?!
Po sali rozległ się cichy pomruk niezadowolenia. Bursztynowym wcale nie uśmiechała się perspektywa treningu razem z Rosjanami. Oczyma wyobraźni już widzieli sadystyczny uśmiech na twarzy Valkova, podczas gdy oni sami padali jak muchy po serii morderczych ćwiczeń przygotowanych przez niego.
Głośno przełknęli ślinę, a Bryan i Spencer, widząc ich przerażone miny, ryknęli śmiechem.
* * *
- Wiecie, głąby, co to jest? - spytał Tala wskazując głową stojące obok niego znacznych rozmiarów urządzenie, które pięć minut temu Spencer wyciągnął z magazynu.
- Ee... Karabin maszynowy? - powiedziała Viola bacznie przyglądając się tajemniczej maszynie, która przywodziła jej na myśl cekaem.
Czerwonowłosy, jak na komendę, doskoczył do automatu, wycelował i w stronę dziewczyny wystrzeliła... piłeczka ping-pongowa. Kompletnie zaskoczona nie zdążyła zrobić uniku i kulka trafiła ją centralnie w czoło, a siła uderzenia była tak duża, że szarooka zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. Przyjaciele natychmiast rzucili się ku niej z pomocą. Mysiowłosa po kilku nieudanych próbach podniosła się z ziemi.
- Odbiło ci?! Mogłeś mnie zabić, debilu!!! - ryknęła jężąc się jak dzika kotka. - Ja pier... Ale śliwa!! Pięknie mnie urządziłeś! No, pogratulować po prostu!! - dodałą masując ręką poszkodowane miejsce.
Czerwonowłosy popatrzył na nią z politowaniem, zupełnie jakby te ukąśliwe uwagi nie dotyczyły jego.
- Refleks. To będziemy dziś ćwiczyć. - rzekł obojętnym tonem.
Dark Ambers spojrzeli na niego jak na odmieńca.
- Ale my mamy dobry refleks. - zauważył Szadzik, a reszta kiwnęła twierdząco głowami.
- Aha, właśnie widziałem! Istne mistrzostwo świata!! - zakpił Tala, a Bryan i spencer zarechotali.
- Zaraz mu przyłożę!! - zaperzyła się Welma robiąc krok do przodu. Na skroni pulsowała jej żyła, a oczy miotały niebezpieczne błyski. Widząc to, Krystian i Marcin złapali ją pod ramiona, aby zapewnić bezpieczeństwo osobom zgromadzonym na sali.
- Dosyć, Welma!! Albo się uspokoiz, albo będziesz miała dożywotni zakaz oglądania anime!! - zagroziła Nana.
- Slayersów też? - zapytała szarooka lekko zaskoczona zachowaniem kumpeli.
- Głównie Slayersów. Za bardzo wdałaś się w Linę. Tylko patrzeć, jak przefarbujesz się na rudo. - kruczowłosa pokręciła głową z dezaprobatą.
Viola nieco ochłonęła. Zaprzestała prób wyrwania się z żelaznego uścisku chłopaków. Spojrzała na Ankę. Stała przed nią, dumna i wyniosła, z rękami splecionymi na piersiach i kamienną twarzą. Mysiowłosa nigdy nie widziała jej tak pewnej siebie.
Nastąpił krępujące milczenie, podczas którego dziewczyny mierzyły się wzrokiem. Chłopaki aż dostali gęsiej skórki.
- Serio lubisz Slayersów?
Welma spojrzałą w kierunku, z którego padło pytanie, ale jej wzrok napotkał na czyjąś klatkę piersiową. Zadarła głowę i rozpoznała w stojącym obok niej osobniku Bryana. Chłopak wpatrywał się w nią uporczywie czekając na odpowiedź.
Szarooka speszyła się trochę i rumieniąc się lekko, odwróciła głowę.
- Może... - bąknęła i poczuła na twarzy nagłe uderzenie gorąca. Nie wiedząc czemu, miała ochotę stamtąd uciec.
- EJ!! Koniec tych pogaduszek! Do roboty!! - zawołał zniecierpliwiony Tala, którego ospałość Polaków bardzo irytowała.
- Pogadamy później. - powiedział srebrnowłosy. Uśmiechnął się blado i odszedł do swoich.
To be continued...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Kayako
|
Wysłany:
Sob 9:36, 10 Cze 2006 |
|
|
Dołączył: 06 Lis 2005
Posty: 329 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Spod mostu
|
Klasa! Heh, jak ja kocham Grzybcia, no ja nie mogę XD Błędu się nie dopatrzyłam, tylko dzieniegdzie braku dużej litery XD
Podoba mi się sposób mówienia Tali ^^ Bomba.
A zdanie: "Serio lubisz Slayersów?" spowodowało większą głupawkę XDDD
Nie no, ja chcę dalej, Grzybusia no! T.T Będę płakusiać XD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|